Ex Oriente Lux: ku nowoczesności, czyli o etiopskiej stolicy, cz. IV
Słuchaj:
W kilku ostatnich
audycjach w naszym cyklu poświęconym Etiopii opowiadałem o współczesnej stolicy kraju,
o Addis Abebie. Jest największym miastem, ale przecież nie najstarszym, wszak na Rogu
Afryki od dwóch i pół tysiąca lat co najmniej istnieje cywilizacja w pełni zorganizowana,
autonomiczna i siebie świadoma. Etiopia nie wyrosła z kolonialnych korzeni, nigdy
też nie była bezimienną dżunglą ani jedynie pustynią, a po amerykańskich preriach
długo jeszcze biegały bizony, gdy etiopscy mądrzy władcy rządzili chrześcijańskim
ludem i wznosili imponujące budowle, by chwaliły Boga i służyły poddanym. Zatem nieco
pokory, panowie! Mówiłem już o powstaniu i rozwoju Addis Abeby za czasów Menelika
II. Dziś chciałbym rozpocząć opowieść o przemianach, jakie zachodziły w mieście i
państwie za panowania najsłynniejszego z władców Etiopii, a więc cesarza Hajle Syllasje.
Chciał on ze swej stolicy uczynić prawdziwie europejskie miasto. Marzyła mu się też
Addis Abeba stolicą całej Afryki. Zabiegał zatem władca osobliwy i o jedno, i o drugie.
Świadectwem zamierzonego i po części zrealizowanego planu są monumenty istniejące
po dziś dzień, a więc pałace, kościoły, gmachy użyteczności publicznej i pomniki,
które pewnie nikogo by nie zdziwiły w Europie, ale na kontynencie afrykańskim słusznie
mogą kłócić się z naszą stereotypową wyobraźnią.
Jednym z widomych znaków
etiopskiej nowoczesności miał się stać gmach Komisji Gospodarczej Narodów Zjednoczonych
do spraw Afryki. ONZ powołała do życia tę strukturę w 1958 roku, by za jej pośrednictwem
wspierać rozwój gospodarczy i społeczny całego kontynentu, i rzeczywiście swoją działalnością
obejmuje ona wszystkie państwa afrykańskie, razem 53 kraje bodajże. Dzięki zabiegom
imperatora na siedzibę Komisji wyznaczono Addis Abebę. Szybko też zbudowano okazałe
i nowoczesne jak na tamte czasy centrum konferencyjne, architektonicznie bardzo przypominające
nowojorską siedzibę ONZ. Dziś z angielska wszyscy nazywają ją Africa Hall. Jest tam
taki monumentalny witraż, wykonany na podstawie projektu artysty o nazwisku Afawerk
Tekle. Ten utytułowany etiopski malarz zmarł właśnie w ubiegłym miesiącu. Słynny witraż,
jego największe dzieło, zwie się „Afryka: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość”.
Na 150 metrach kwadratowych wielobarwny tryptyk symbolicznie przedstawia smutek odwiecznej
afrykańskiej biedy, mówi o współczesnych wysiłkach, by poprawić ludzki los na Czarnym
Lądzie oraz o nadziei, że jutro będzie lepsze dla wszystkich. Lubię ten witraż, jego
przesłanie ale zwłaszcza kunszt artysty-autora, tę niezwykłą umiejętność łączenia
tradycyjnych, nasyconych barw etiopskiego malarstwa, która nie daje pstrokatego wrażenia,
a ujawnia wszystkie odcienie ludzkiej duszy, która wierzy w Bożą opiekę od samego
początku stworzenia, która podąża za Mojżeszem nawet pośród niedoli, prowadzona blaskiem
obecności Wszechmogącego, i która świętemu aniołowi powierza siebie oraz losy swych
bliskich. Jeśli będziecie Państwo kiedyś w Addis Abebie, wybierzcie się do Africa
Hall: warto zobaczyć to niezwykłe dzieło.
Ale właśnie powstała w Addis Abebie
nowa siedziba Unii Afrykańskiej, struktury założonej zaledwie przed trzynastoma laty
i będącej jakby odpowiednikiem naszej Unii Europejskiej. Należą do niej wszystkie
kraje Afryki z wyjątkiem Maroko. Swoim architektonicznym rozmachem nowy gmach rzeczywiście
zapiera dech w piersiach. Jego budowa kosztowała ponoć 200 milionów dolarów, co jest
kwotą zawrotną jak na etiopską biedę. A jest ponoć darem chińskiego rządu. Jasno przeszklona,
ponad stumetrowa wieża z betonu i aluminium, z dachem ostro opadającym w jedną stronę,
góruje ponad centralnie ulokowaną ogromną salą posiedzeń, przykrytą równie przeszkloną
kopułą, która przypomina nieco dysk albo pokrywę reaktora. Z tej wewnętrznej struktury
wyrastają kolejne gmachy, promieniście emanując jakby potęgę swego jądra. To śmiałe
przedsięwzięcie architektoniczne pokazuje, jak wielkie są aspiracje współczesnych
Afrykańczyków i jak ogromny potencjał drzemie na Czarnym Lądzie. Dowodzi także, jak
silne są dziś relacje afro-azjatyckie. Chińskie inwestycje w tym regionie związane
są głównie z przemysłem wydobywczym surowców naturalnych, z budownictwem oraz rozwojem
infrastruktury. Oby tylko rodząca się nowoczesność i bogactwo nie stały się znowu
domeną jedynie nielicznych, a rozwój nie przyniósł nowych i niesprawiedliwych zależności,
ludzkiego wyzysku i dewastacji środowiska naturalnego. A i polityczne problemy w całym
regionie zdają się jedynie narastać.
Wróćmy jednak na moment jeszcze do korzeni
tych światowych aspiracji. Etiopscy władcy ubiegłego stulecia, a więc zarówno negus
Menelik II, jak i cesarz Hajle Syllasje, świadomi byli pierwszeństwa Etiopii na całym
kontynencie afrykańskim. Może nie ekonomicznego pierwszeństwa, ale tego, za którym
stoi bogactwo długiego trwania, doświadczenie nieprzerwanych dziejów i poczucie tożsamości
tak stare, że nieporównywalne wręcz z żadną inną ze współczesnych cywilizacji. Etiopia
jest nie tylko kolebką ludzkości, ale też swoistym łącznikiem przeszłości, teraźniejszości
i przyszłości Czarnego Lądu. Gmachy i zabytki są jedynie takiej świadomości widomą
ekspresją. A tym, co ją chyba najsilniej napędza, jest wewnętrzna duma i przywiązanie
do tradycji, które niezwykle silnie charakteryzują Etiopczyków wszystkich pokoleń.
Jest też w nich owa przemożna wiara w Bożą Opatrzność, której zawsze jednak towarzyszy
pokorna prośba o błogosławieństwo oraz opiekę archaniołów i wszystkich świętych Pańskich
na każdy kolejny dzień, tak aby etiopskie dzieci mogły nie tylko najadać się do syta,
ale i śmiać się do woli.