Po zmartwychwstaniu
Chrystus wielokrotnie spotykał się ze swoimi uczniami. Spotkania te nie trwały jednak
długo i kończyły się Jego nagłym zniknięciem. Dlaczego nie pozostał z nimi i tak jak
kiedyś nie chodził po drogach Palestyny? Ponieważ taka jest natura naszej wiary, odpowiedzą
teologowie, która nigdy nie będzie pewnością, ale nieustannym zmaganiem się naszego
serca, rozumu, wolnej woli i Bożej łaski. Jednego dnia będzie nam się wydawało, że
możemy chodzić po wodzie, a następnego, będziemy tonąć i wyciągać do Chrystusa ręce:
Panie, przymnóż nam wiary! (Łk 17,5).
Wiara to nieustanne zmaganie:
„Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę” – powie
poeta Jerzy Libert (Jeździec).
W dzisiejszą niedzielę obchodzimy
pamiątkę Wniebowstąpienia Pańskiego, czyli pamiątkę definitywnego rozstania się Chrystusa
ze swymi uczniami i Jego powrót do Boga Ojca. Kościół każe nam obchodzić tego wydarzenie
w randze uroczystości, a słowa kolekty, czyli głównej modlitwy dnia, zachęcają nas
„abyśmy pełni świętej radości składali Bogu dziękczynienie”. Z czego mamy się
radować? Czy jako uczniowie Chrystusa nie powinniśmy się raczej smucić, że żegnamy
naszego Mistrza, że już więcej Go nie zobaczymy, nie usłyszymy Jego słów, nie będziemy
oglądali cudów… Jaką odpowiedź mają dla nas tym razem teologowie? Odszedł aby być
bliżej nas – powiedzą. Hmm, nie odchodzi się aby być bliżej: każde odejście, każde
rozstanie, wiemy o tym z doświadczenia, to zawsze ryzyko, że nasza zażyłość z kimś
będzie coraz słabsza, coraz bardziej powierzchowna… Dlaczego odejście Chrystusa miałoby
nam Go uczynić bliższym?
Ponieważ gdyby z nami pozostał szukalibyśmy Go naszymi
zmysłami, szukalibyśmy Go niejako „na zewnątrz” nas. Odchodząc do nieba, znikając
nam z oczu, szukamy Go w naszym wnętrzu, w naszej duszy, gdzie jest realnie obecny
dzięki Duchowi Świętemu, którego nam zesłał. Nasza relacja z Chrystusem jest więc
o wiele bardziej intymna, głębsza. Rozstanie z Nim, paradoksalnie, zbliżyło Go do
nas i pozwoliło nam z Nim się zjednoczyć: Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus
– powie św. Paweł (Ga 2,20).
To nie jest tylko kwestia wiary, ale także naszego
życiowego doświadczenia. Domenico Modugno, autor, m. in., słynnej piosenki Volare,
śpiewa w jednym ze swoich utworów, że „rozstanie z kimś, oddalenie, jest jak wiatr,
który gasi małe płomienie, ale roznieca te wielkie”. Rzeczywiście, wiatr zgasi zapałkę,
świecę, ale pożar lasu roznieci jeszcze więcej. Gdy miłość jest słaba, wątła, oddalenie
zgasi ją jak zapałkę, gdy jest wielka, tylko ją roznieci. Dotyczy to miłości Bożej
i ludzkiej, bo serce do kochania mamy tylko jedno.
Wniebowstąpienie Chrystusa
nie jest więc Jego dezercją, kapitulacją wobec zła, opuszczeniem przyjaciół, ale cały
czas dobrą dla nas nowiną, bo odchodząc przygotować nam miejsce (por. J 14,2), pozostaje
ciągle z nami: jak blisko nas, zależy tylko od naszej miłości.
I jeszcze
jedna dobra nowina: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?
Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego
do nieba (Dz 1,11). Przyjdzie tak samo czyli jak? A kiedy ich błogosławił,
rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba(Łk 24,51). Dla nas wszystkich
przerażonych wizją Chrystusa z kaplicy sykstyńskiej, jest więc nadzieja, że kiedy
powtórnie przyjdzie na świat, nie pośle nas do piekła, ale będzie błogosławił...
Panie
Jezu, Ty chcesz abyśmy głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, rozpal
w nas apostolską gorliwość, aby cały świat mógł zapłonąć ogniem Twojej miłości.
Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.