W jednej z
reklam telewizyjnych pojawia się fraza: „Życie zaczyna się z pierwszym oddechem”.
Swoje lata życia liczymy od narodzin i to narodziny świętujemy. O narodzinach zresztą
mówimy, że oto człowiek przyszedł na świat. Zachowujemy się tak, jakby wcześniej nic
nie było...
Tymczasem narodziny, jakkolwiek są wydarzeniem bardzo znaczącym
w życiu człowieka, nie są wydarzeniem pierwszym. Choć odciskają swoiste piętno na
człowieku, zwłaszcza jeśli odbywają się w zgodzie z fizjologią, oznaczają jednak tylko
zmianę otoczenia wynikającą z osiągnięcia pierwszego stopnia dojrzałości: zdolności
do życia poza organizmem matki. Łożysko i pępowina, do tej pory umożliwiające oddychanie
i odżywianie poprzez kontakt z jej ciałem, zostają porzucone i obumierają. Młody człowiek
zaczyna oddychać płucami i odżywiać się z wykorzystaniem układu pokarmowego. Kolejne
miesiące przyniosą dalsze zmiany – stopniowo zostanie poszerzona dieta, wzrośnie mobilność,
zdolność komunikacji...
Początek tych wszystkich procesów miał miejsce, gdy
plemnik wniknął do wnętrza komórki jajowej. W ciągu kilku godzin ich kody genetyczne
połączą się w jeden zbiór 23 par chromosomów, potem nastąpią pierwsze podziały komórek,
prowadząc do swoistej lawiny... Po 5-6 dniach, gdy tych komórek jest około 200, Mały
Człowiek z wyglądu przypomina kuleczkę. Zewnętrzna warstwa komórek, zwana trofoblastem,
w przyszłości przekształci się w łożysko. Wewnętrzna, nazywana embrioblastem lub węzłem
zarodkowym, rozwinie się w ciało dziecka. To bardzo ważny etap, gdyż związany jest
z momentem implantacji, czyli wszczepienia się w mocno ukrwioną błonę (endometrium)
wyścielająca macicę matki.
Kryteria biologiczne pozwoliły stwierdzić, że jedynym
wydarzeniem, które można nazwać początkiem życia nowego człowieka jest zapłodnienie
i jakkolwiek jest ono rozłożone w czasie (od wniknięcia plemnika do wnętrza komórki
jajowej do zakończenia procesu integracji kodu genetycznego mija kilka godzin) należy
je traktować jako całość. Wszystkie następujące później zdarzenia są kolejnymi etapami
tego samego procesu, który nazywa się „życie człowieka”.
Antropologia chrześcijańska,
choć korzysta z danych dostarczanych przez nauki biologiczne, wykracza poza to, co
biologia jest w stanie odkryć i zbadać. Odczytując ludzką naturę dostrzega w niej
rzeczywistość wymykającą się „szkiełku i oku”, którą Pismo święty nazywa „duszą”.
To właśnie istnienie nieśmiertelnej duszy sprawia, że człowiek jest czymś więcej,
jest kimś więcej, niż reszta stworzenia, że jest zdolny do bezinteresownej miłości,
i że celem i sensem jego istnienia jest życie wieczne w Bogu. To istnienie duszy czyni
z człowieka osobę, kogoś zdolnego do miłości.
Nauki biologiczne istnienia duszy
nieśmiertelnej nie są w stanie zweryfikować, dlatego niejeden badacz z uporem twierdzi,
że jej nie ma. Faktem jest, że nie mogą dostarczyć żadnych „twardych” dowodów na rzeczywistość
nadprzyrodzoną, a raczej nie mogłyby, gdyby nie zmartwychwstanie Chrystusa. To wydarzenie
wyłamuje się ze schematu określanego przez materię i czas. To samo wydarzenie każe
z powagą podejść do kwestii istnienia duszy nieśmiertelnej.
Rzecz w tym, że
nie da się udowodnić jej istnienia, a przynajmniej nie tak, jak chciałaby tego biologia
czy medycyna. Nie da się wykazać doświadczalnie, że Bóg udziela jej w którymś konkretnym
momencie. Refleksja teologiczna daje jednak solidne podstawy, by stwierdzić, że jedynym
momentem udzielenia duszy może być poczęcie. Maryja od poczęcia istniała jako osoba,
gdyż tylko osoba może otrzymać od Boga łaskę, a dar Niepokalanego Poczęcia (zachowania
od zmazy grzechu pierworodnego) z definicji w tym właśnie momencie został Jej udzielony.
Także Jej Syn od momentu dziewiczego poczęcia był w pełni Człowiekiem, co jednoznacznie
stwierdzają najwcześniejsze dogmaty wiary chrześcijańskiej. Jeśli Niepokalana Matka
i Jej Syn, Bóg Wcielony, nie różnili się w swojej człowieczej naturze od innych ludzi,
oznacza to, że jak dusza istniała w Ich ciałach od poczęcia, tak istnieje w każdym
z nas.
Refleksja personalistyczna rozpoznaje zatem osobowy charakter człowieka
od początku jego istnienia, czyli od poczęcia. Konsekwentnie, domaga się uszanowania
godności osobowej każdej istoty ludzkiej, każdego człowieka w równej mierze: począwszy
od nienarodzonego dziecka, po umierającego, ciężko chorego starca. O człowieczeństwie
bowiem nie mogą stanowić ani wiek, ani umiejętności, ani stan zdrowia, ani miejsce
przebywania, ani też rasa czy płeć.
To prawda, że niektórzy filozofowie i
teologowie, nawet tak prominentni, jak św. Augustyn z Hippony i św. Tomasz z Akwinu,
uważali, że duszę człowiek otrzymuje później. Opierali się w swoich teoriach m.in.
na poglądzie Arystotelesa, który twierdził, że płód otrzymuje duszę intelektualną
(czyli staje się człowiekiem) w 40 dniu po poczęciu w przypadku płci męskiej, i w
90 dni po poczęciu w przypadku płci żeńskiej. W świetle bieżącej wiedzy o naturze
człowieka – tak w zakresie biologii, jak i antropologii – ich podejście nie daje się
obronić. Mylili się, co zdarzyć się może każdemu. Co ciekawe, już wczesnochrześcijański
myśliciel Tertulian dowodził, że poglądy Arystotelesa – przy całej mądrości ich autora
– są niespójne w tym względzie i błędne. „Człowiekiem jest ten, kto ma nim być” pisał
Tertulian, zaznaczając, że żaden byt nie zmienia swej tożsamości w czasie swojego
istnienia.