24 kwietnia mija miesiąc od śmierci śp. biskupa Edwarda Materskiego, pierwszego biskupa
radomskiego. Zmarł w przededniu 20. rocznicy ustanowienia diecezji radomskiej. W dniu
jego pogrzebu abp Józef Michalik mówił: „Kościół w Polsce wiele zawdzięcza takim ludziom
jak bł. Jan Paweł II czy sł. Boży Kard. Stefan Wyszyński, ale przecież tuż obok nich
był biskup Edward Materski”.
Droga jego życia rozpoczęła się w Wilnie, gdzie
przyszedł na świat w 1923 r. Jedno z pierwszych wspomnień dzieciństwa wiązało się
z koronacją obrazu Matki Bożej w Ostrej Bramie. Po śmierci ojca matka wraz z dziećmi,
a więc z synem i dwiema córkami, przeniosła się do Warszawy. Wspominał, że w jednej
z warszawskich drukarni spotkał św. Maksymiliana Marię Kolbego. Wujek tłumaczył wówczas
chłopcu, że spotyka się z niezwykłym człowiekiem. W stolicy Edward Materski uczęszczał
do słynnych szkół Wojciecha Górskiego. Normalny rytm nauki został przerwany przez
II wojnę światową. Uczył się więc na tajnych kompletach. Hitlerowcy zabraniali władzom
seminariów duchownych przyjmowania nowych kandydatów do kapłaństwa. W konspiracji
funkcjonowało jednak między innymi seminarium kieleckie, tam też Edward Materski,
odczuwając głos powołania, prosił o przyjęcie. W 1944 r., jako alumn seminarium uczestniczył
w Powstaniu Warszawskim. W jego sutannie zginął – dziś błogosławiony – ks. Józef Stanek
SAC, z grona 108 Męczenników II wojny światowej. Wśród wspomnień z tamtego okresu
przywoływał i takie, które odnosiło się do dni po upadku Powstania. Niemcy wyprowadzali
wszystkich w kierunku Pruszkowa. Po obu stronach drogi stali żołnierze niemieccy,
którzy strzelali do tych, którzy nie mieli już sił iść dalej, czy zdecydowaliby się
na ucieczkę lub powrót do stolicy. Edward Materski wraz ze swym kolegą wypatrywali
takiego z żołnierzy, któremu by „patrzyło dobrze z twarzy”. Podeszli do jednego i
zapytali, czy mogą zejść na bok. Powiedział im, że jeśli to uczynią, to zginą. Wskazał
im jednak innego z żołnierzy i powiedział, że obok niego mogą skręcić i zejść z drogi.
Późniejszy biskup zachowywał tych dwóch żołnierzy we wdzięcznej pamięci, choć nie
wiedział kim byli i dlaczego im pomogli.
Po święceniach kapłańskich w 1947
r., przyjętych z rąk biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, został mianowany wikariuszem
i prefektem w Chmielniku. Z zapałem zaangażował się tam w pracę duszpasterską, zwłaszcza
wśród dzieci i młodzieży. Jego gorliwość niepokoiła komunistyczny aparat reżimu, którego
funkcjonariusze pisali, że „ma duży spryt i zamiłowanie do organizowania organizacji
katolickich i bardzo fanatyzuje młodzież”. We wrześniu 1951 r. zwolniono go z funkcji
prefekta. Znacząca była reakcja dzieci, które zorganizowały strajk szkolny w obronie
swojego księdza. Ostatecznie, choć ks. Edward Materski nie mógł dalej uczyć w Chmielniku,
to jednak religia pozostała w tamtejszej szkole, a to stanowiło już wówczas precedens.
Ks. Edward Materski został przeniesiony do Kielc, a później do Kurzelowa. Rozpoczął
studia teologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Pełnił też wówczas obowiązki sekretarza
represjonowanego przez władze bp. Czesława Kaczmarka. Po obronie doktoratu powrócił
do diecezji kieleckiej, gdzie podjął wykłady z katechetyki i pracę w kurii. Zorganizował
słynny w Polsce kielecki ośrodek katechetyczny. Gromadził młodzież, studentów, pracowników
naukowych i katechetów. Wykładał również na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W
1968 r. został mianowany biskupem pomocniczym w Kielcach. Sakry biskupiej udzielił
mu kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Jego zawołanie biskupie stanowiły słowa:
Veni, Domine Iesu („Przyjdź, Panie Jezu”). W 1977 r. uczestniczył w V sesji
Synodu Biskupów, która poświęcona była katechizacji.
Po 13 latach posługi
w Kielcach, w 1981 r., Jan Paweł II mianował go biskupem sandomierskim. Wkrótce potem,
na prośbę biskupa, papież zmienił nazwę diecezji sandomierskiej na sandomiersko-radomską,
czyniąc Radom drugą stolicą diecezji. W 1992 r. został pierwszym biskupem radomskim.
Posługę tę spełniał do 1999 r., kiedy to jego następcą został mianowany bp Jan Chrapek.
Jako emeryt ofiarnie wspierał także swych kolejnych następców: bp. Zygmunta Zimowskiego
i bp. Henryka Tomasika, czynnie – na miarę sił – uczestnicząc w życiu Kościoła radomskiego.
Był honorowym obywatelem Radomia, Skarżyska-Kamiennej i Chmielnika.
Bp Edward
Materski nazywany był „Ojcem” diecezji radomskiej. Dość wspomnieć, że łącznie z okresem
sandomiersko-radomskim, utworzył ponad 130 parafii. Rozbudził w Radomiu kult związanego
z tym miastem św. Kazimierza Królewicza. W 1984 r., w roku jubileuszu śmierci tego
Świętego, w Radomiu obradowała Konferencja Episkopatu Polski. Wspierał związanych
z wydarzeniami Radomskiego Czerwca 1976 r. i represjonowanych, jak tez otaczał opieką
ich rodziny. Po latach zabiegów u władz komunistycznych uzyskał zgodę, a następnie
wybudował w Radomiu gmach seminarium duchownego. Zorganizował II Kongres Eucharystyczny
Diecezji Sandomiersko-Radomskiej, a w 1991 r. gościł w Radomiu Jana Pawła II. Do dzieł
bp. Edwarda Materskiego należy zaliczyć: I Synod Diecezji Radomskiej, utworzenie Radomskiego
Instytutu Teologicznego, Diecezjalnego Kolegium Teologicznego i Diecezjalnego Studium
Organistowskiego, jak też tygodnika, radia i drukarni diecezjalnej. Zadbał, by diecezja
mogła się cieszyć pięcioma Błogosławionymi Kapłanami z grona 108 Męczenników II wojny
światowej. Przeprowadził proces beatyfikacyjny Sł. B. bp. Piotra Gołębiowskiego. Przygotował
koronacje w Skrzyńsku i w Czarnej, choć ta ostatnia odbyła się, gdy przeszedł już
na emeryturę.
Przychodząc do diecezji sandomierskiej program swego posługiwania
streszczał w słowach: „Aby Chrystus był coraz lepiej poznawany, aby Chrystus był coraz
goręcej kochany, aby Chrystus był coraz odważniej wyznawany”. Był doświadczonym i
cenionym katechetą. Nie tylko, że był autorem kilku katechizmów i wielu pomocy katechetycznych,
ale aż do 2001 r. katechizował w jednym z radomskich liceów. Miał również wielkie
zasługi w procesie powrotu religii do polskiej szkoły.
Szczególne miejsce
w sercu zmarłego biskupa zajmowała Wileńszczyzna i tereny za wschodnią granicą Polski.
Pierwszą Mszę świętą w Ostrej Bramie celebrował dopiero w 1989 r. W pamięci świadków
tamtej celebracji pozostało wielkie wzruszenie biskupa. W Skarżysku-Kamiennej utworzył
sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia z wierną kopią wileńskiej Ostrej Bramy. To sanktuarium
zajmowało szczególne miejsce w jego sercu. W 1975 r. potajemnie udzielił w Wilnie
święceń kapłańskich ks. Czesławowi Tyszkiewiczowi. Czując zagrożenie ze strony śledzących
go pracowników aparatu represji, dzielił się swymi wątpliwościami z kandydatem do
święceń, na co usłyszał w odpowiedzi: „A kiedy znowu spotkam biskupa?”. Niezwykła
była atmosfera i okoliczności tamtych święceń. Celebrowano je o godzinie 22 w prywatnym
mieszkaniu. Łóżka były przygotowane do spania, by w wypadku wtargnięcia sowieckich
funkcjonariuszy nie wzbudzać podejrzeń. Radio grało głośno, by zagłuszyć ewentualny
podsłuch. Za szaty liturgiczne służyła tylko jedna stuła, używana na zmianę przez
szafarza i święconego. Liturgię eucharystyczną celebrowano na półce w spiżarni, pomiędzy
słoikami, by w chwili zagrożenia można było zsunąć słoiki.
Biskup był zawsze
otwarty, dyspozycyjny i wrażliwy na potrzeby drugiego człowieka. Dość wspomnieć, że
zawsze miał dla ludzi czas, a jeśli tylko był w domu, to o każdej porze dnia i późnym
wieczorem przyjmował chcących się z nim spotkać. Żartowano, że urzędy kurialne miał
w kieszeni, a dokumenty powstawały także w samochodzie. Był człowiekiem bardzo wiele
wymagającym od siebie. Przy tym wszystkim był pełen humoru i radości. Lubił żarty
i sam w nich uczestniczył. By to zobrazować warto przywołać sytuację, gdy przyjechał
niepostrzeżenie do jednej z parafii na wizytację, na długo przed jej rozpoczęciem.
Był ubrany tylko w czarną sutannę. Chodził wokół kościoła, aż w pewnym momencie ktoś
poprosił go o to, by pomógł napisać przemówienie powitalne tego biskupa, który ma
przyjechać. Ucieszył się bardzo i pomógł z entuzjazmem. Później wspominał, że w czasie
Mszy świętej witający go człowiek poznał go, ale zachęcony przeczytał powitanie. Po
krótkich zdaniach skierowanych do biskupa rozpoczęła się część podkreślająca zalety
proboszcza parafii. Ten ostatni przerażony, po kilku minutach wysłuchiwania pochwał
pod swoim adresem nachylił się do biskupa i mówi: „Ekscelencjo, ja naprawdę tego nie
pisałem”. Na co bp Edward Materski z uśmiechem odpowiedział: „Nie szkodzi, bo to ja...”.
Zmarły Biskup był człowiekiem głębokiej wiary. Całe jego życie było realizacją
motta biskupiej posługi. Było wołaniem o przyjście Chrystusa do ludzkich serc i w
ludzkie społeczności. 19 lutego tego roku biskup udał się do szpitala. Konieczną okazała
się operacja. Choć przebiegła pomyślnie, to rozpoczęła jego drogę krzyżową. Podczas
ostatniej Mszy świętej, w której świadomie uczestniczył, w czasie dziękczynienia głośno
powiedział: „Kocham Cie, Jezu”. To były jego ostatnie słowa. 26 lutego znacznie pogorszył
się stan jego zdrowia, właściwie od tego dnia był nieprzytomny. 19 marca wyraźnie
i świadomie poprosił o Komunię świętą. To był Wiatyk. Zmarł 24 marca 2012 r. w radomskim
szpitalu na Józefowie, a pochowano go – zgodnie z jego wolą – na radomskim cmentarzu
przy ul. Limanowskiego.
Abp Wacław Depo nazwał zmarłego biskupa „człowiekiem
naszych biografii”, a sam bp Edward Materski mówił kiedyś, że „Wdzięczność nie może
przechodzić do historii. Musi być zawsze teraźniejszością”. Jutro, gdy w 30. dniu
od śmierci Kościół radomski będzie się modlił o wieczne szczęście dla niego, te słowa
wyznaczają na nowo drogę wdzięczności Bogu za jego osobę. Niech zakończeniem będą
jego słowa skierowane przed laty do młodzieży oazowej: „Życie jest kruche, ale życie
jest wartością wyjątkową, darem Bożym, który można wykorzystać tylko wtedy, kiedy
rozmawia się o życiu z Bogiem”.