Nie było trudno przewidzieć, że w Wielkanoc mogą nastąpić w Nigerii ataki terrorystyczne,
bo w kraju są wszędzie dostępne materiały wybuchowe, a władze nie są w stanie zapanować
nad sytuacją. Takiego zdania jest abp Ignatius Kaigama. Katolicki metropolita Jos,
miasta, gdzie nie raz dochodziło do zamachów, w wywiadzie dla włoskiego dziennika
internetowego Sussidiario zaznacza, że obywatele mają prawo oczekiwać od rządu odpowiednich
działań dla ukrócenia terroryzmu. Problem w tym, że sam prezydent Goodluck Jonathan
podejrzewa obecność zwolenników Boko Haram we własnych szeregach. „Zaskoczyło mnie,
że po takim oświadczeniu nie był on w stanie nikogo z nich zidentyfikować – stwierdził
nigeryjski hierarcha. – Do tej pory nie ma żadnych widocznych skutków walki z terroryzmem
i dlatego krytykuję rząd, skoro nie zrobił, co w jego mocy, by wykryć zwolenników
Boko Haram i rozpracować ich strategię”.
Abp Kaigama przyznaje, że ugrupowanie
to jest czymś stosunkowo nowym w Nigerii, przekształciwszy się z niewielkiego kręgu
radykalnych kaznodziejów muzułmańskich w zdeterminowany ruch zbrodniczych samobójców.
Faktem też są napięcia między tamtejszymi chrześcijanami i muzułmanami. Nigdy jednak
nie przybierały one takich form i rozmiarów, jak obecnie. „Terrorystyczne zamachy
w Nigerii były dobrze obliczone; wpisują się w precyzyjny program, którego wykonawcy
dysponują doskonałym finansowaniem – uważa metropolita Jos. – Boko Haram dysponuje
najlepszymi środkami, by siać zniszczenie i śmierć, gdy tymczasem policji brakuje
często nawet najpotrzebniejszego sprzętu”. Zdaniem hierarchy prezydent Jonathan powinien
w tej sytuacji skorzystać z pomocy krajów bardziej doświadczonych w walce z terroryzmem,
jak USA czy Wielka Brytania. „Nie znam magicznego zaklęcia, by pokonać terroryzm w
Nigerii, ale to do prezydenta należy podjęcie wszelkich środków, by zapobiec kolejnym
zamachom” – dodał abp Kaigama.