Ex Oriente Lux. Odcinek 8: O życiu na wsi i o etiopskim
rolnictwie
Słuchaj:
Wielkie zróżnicowanie
geofizyczne i klimatyczne Etiopii powoduje, że sposób, w jaki ludzie żyją tam od tysięcy
lat także jest różny, z miejsca na miejsce. Ta wielorakość objawia się odmiennością
języków, odmiennością kultur i wreszcie różnorodnością prac, jakie Etiopczycy wykonują,
by żyć w miarę spokojnie i szczęśliwie, a jeśli się uda to także dostatnio. W czasie
moich podróży po Etiopii niejednokrotnie miałem wrażenie, że tamten afrykański świat
jest tak dalece różny od wszystkiego, do czego sam jestem przyzwyczajony, iż można
by go nazwać nie tylko „innym kontynentem”, ale wręcz „inną galaktyką”. Owa „inność”
objawia się na wiele sposobów, i do motywu inności będziemy w naszym cyklu wracać
jeszcze nie raz. Przybywając do Etiopii zauważa się niemal natychmiast, że wiele naszych
tak zwanych prawideł, niepodważalnych form myślenia i egzystencji, w tamtym świecie
po prostu nie działa. Zwłaszcza, gdy dotykają tego co najbardziej ludzkie, mianowicie
spraw życia i śmierci. A może jest i tak, że to my sami wielu rzeczy po prostu nie
uświadamiamy sobie, dopóki nie zetkniemy się z ich odmiennością. Dziś chciałbym powiedzieć
o jednym z istotnych elementów odmienności etiopskiego świata.
Człowiekowi
urodzonemu, wychowanemu i całe niemal życie spędzającemu w mieście, przyjazd do Afryki
pozwala doświadczyć, nawet jeśli boleśnie, że prawdziwe życie toczy się na wsi,
niekiedy nawet bardzo daleko od tak zwanej cywilizacji i jej niby-oczywistych zdobyczy.
Tak właśnie jest w Etiopii. Ponad 90 procent ludności tego ogromnego kraju żyje na
wsi, a większość miast w rzeczy samej to nic innego, jak tylko duże wioski. Oczywiście,
także w Etiopii istnieją prawdziwie miejskie aglomeracje, o czym powiemy w dalszych
audycjach. Nie zmienia to jednak faktu, że przeciętny Etiopczyk całe swoje życie spędza
pośród natury prawdziwej, czasami trudnej i nieprzewidywalnej, którą jednak stara
się oswoić, tak aby praca przynosiła chleb powszedni, i oby nikomu go nie brakowało.
Ale
wioski też są różne, w zależności od prowincji i zamieszkującej je ludności. Jadąc
głównymi drogami, co chwila mijamy niewielkie, ale liczne skupiska i osiedla ludzkie.
Jeśli jednak opuścimy szosę i zapuścimy się trochę w głąb kraju, to skupiska stają
się coraz bardziej rozproszone, wioski coraz mniejsze, a pojedyncze chałupy coraz
bardziej przypominają lepianki. Ludzie osiedlają się wokół przejezdnych szlaków, to
jasne. Ale na bezdrożach żyje się tak samo, zwłaszcza w regionach południowych i zachodnich,
gdzie regularne wioski odnajdujemy nawet w samym środku prawdziwej dżungli. Ludzie
żyją tam prosto, w małych i prostych chatach postawionych z byleczego, każdy przy
swoim małym skrawku ziemi, jeśli takowy posiada, najczęściej od pokoleń. Bo to właśnie
ziemia - zawsze uprawiana z wielkim trudem i przez całą rodzinę, na wyżynie najczęściej
bardzo kamienista i z reguły pozbawiona jakiegokolwiek systemu nawadniania z wyjątkiem
tego, co z nieba pada – ziemia stanowi podstawę ludzkiej egzystencji. W prowincjach
nizinnych jest lepiej, bo o wodę łatwiej, ziemia lżejsza i bardziej urodzajna, ale
i ludzi do wyżywienia znacznie więcej. Najtrudniej jest na pustyni, gdzie rolnictwo
właściwie nie istnieje. I pomyśleć, że zaledwie około 15-tu procent terytorium Etiopii
stanowią grunta uprawne. Teoretycznie zaś Etiopia mogłaby wyżywić siebie i jeszcze
sporo wyeksportować. Niestety ciągle tak nie jest.
Rolnictwo etiopskie z reguły
prezentuje się niestety jako bardzo prymitywne. Widok chłopa, który pogania parę wielko
rogatego bydła ciągnącego drewniane radło, to nie tylko obraz z egipskich hieroglifów,
ale stały element etiopskiego krajobrazu. Mechanizacja rolnictwa to dopiero przyszłość,
choć pierwsze kroki już zostały poczynione. Wszelkie prace rolne odbywają się tak
samo jak przed tysiącami lat, a przecież ludzi żyje tam nieporównywalnie więcej. Mówiłem,
że problemem jest woda. Górzysty krajobraz nie pozwala z reguły na nawadnianie pól
przy pomocy rzek. Lepiej jest wokół jezior, ale te przecież spotykamy głównie w Rowie
Abisyńskim. Na wyżynie natomiast, gdzie żyją miliony, wszystko zależy od opadów deszczu.
Gdy pada regularnie i w umiarkowanych ilościach, ludzie dziękują Bogu, bo głód zdaje
się niegroźny. Ale gdy nadchodzą lata suche - umiera się z głodu i to masowo. Tak
dzieje się ostatnio (2010/11), zwłaszcza w południowych prowincjach kraju: ludzie
ratują się ucieczką na północ i na południe, do Kenii, media alarmują społeczność
międzynarodową, władze reagują jak potrafią, organizacje humanitarne robią co w ich
mocy. Dobrze, że choć tyle, ale nie zapominajmy, że głód w tej części świata nie jest
zjawiskiem nowym ani niezwykłym. Wprost przeciwnie: od zawsze chyba i nieustannie
towarzyszy ludziom, którzy tak bardzo przyzwyczaili się do swojej nędzy, że nie potrafią
sami zreformować swój styl życia, aby choć trochę je poprawić przy pomocy środków,
jakie daje technika. W wielu regionach ogromną pomocą byłyby studnie głębinowe, ale
ich kopanie i utrzymanie w stanie używalności jest niezwykle drogie, a pieniędzy oczywiście
brak. Opowiadał mi pewien misjonarz, że w jednej z wiosek w północno-zachodniej Etiopii
ludzie musieli chodzić po wodę do źródła oddalonego o 5 km. W końcu jemu samemu udało
się zebrać od amerykańskich ofiarodawców astronomiczną sumę 60 tysięcy dolarów na
odwiert i odpowiednie wyposarzenie studni, ale takich przypadków nie jest wiele. W
bardzo biednym kraju, jakim jest Etiopia jedną z ważnych funkcji kościelnych misji
ciągle jest doraźna i regularna pomoc w ratowaniu ludzkiej egzystencji.
Powiedzmy
jeszcze parę słów o etiopskich uprawach. Najpierw jest specyficzne zboże, które tutaj
nazywa się tef. Jego uprawa zajmuje ogromną większość wszystkich pól, ale niestety
wydajność jest niska. To z tego jednak zboża produkuje się mąkę na etiopską indżirę,
będącą z kolei podstawową wyżywienia. O etiopskim jedzeniu będzie innym razem. Teraz
dodajmy, że gdzie tylko możliwe uprawia się nadto jęczmień i pszenicę, a od jakiegoś
czasu także kukurydzę. W przydomowych warzywnikach z reguły pojawiają się ziemniaki
i fasola, soczewica i pomidory, rzepa, cebula i czosnek. Tak jak w całej strefie tropikalnej,
tak i tu, wokół ludzkich domostw spotkać można bananowce, których owoce w niezliczonych
gatunkach, służą codziennemu pożywieniu, ale też są towarem handlowym. Mamy tam również
liczne gatunki tak bardzo smacznych owoców mango. Ananasy wyrastają z niskopiennych
krzewów, a za to owoce papaja ciężko zwisają z dziwacznych nieco drzew. W marcu dojrzewają
owoce awokado, sprowadzone tu zaledwie przed stu laty. Całkiem niedawno Etiopia stała
się też krainą cytrusów, bo klimat sprzyja. Obecnie zaś w regionach bardziej zasobnych
w wodę powoli przyjmuje się winna latorośl, choć napoju nie daje ona szczególnie wybornego.
A ostatnio gdzieś na południu spotkałem nawet plantację truskawek, ale to raczej towar
luksusowy. Z wonnych przypraw szczególnie ważna jest czerwona papryka, zwaną berbere,
piekielnie ostra po wysuszeniu i starciu, którą Etiopczycy lubią dodawać dosłownie
do wszystkiego. Wspomnieć też warto kardamon i zielony pieprz oraz cynamon. Od wieków
Etiopia słynie z aromatycznej żywicy, używanej do produkcji kadzidła, którą pozyskuje
się z drzewa z gatunku boswellia, oraz mirry, którą dają drzewa kamforowe.
Prawdziwym bogactwem Etiopii jest jednak kawa, będąca głównym produktem eksportowym
(ok. 150 tysięcy ton rocznie), a jej plantacje pokrywają głównie centralne i południowo-zachodnie
regiony, w tym zwłaszcza prowincję Kafa, skąd kawa prawdopodobnie w ogóle się wywodzi,
razem ze swoją nazwą. Wszystko to wygląda pięknie i smakowicie, ale nie zapominajmy,
że za przysmakami Etiopii czai się codzienność, która najpierw chce jeść – cokolwiek,
byle tylko napełnić żołądek. Z tego puntu widzenia ludziom na wsi jest łatwiej o przeżycie,
bo ziemia rodzi wszystko czego potrzebujemy, ale osiadły tryb życia sprawia też pewne
zasiedzenie kulturowe i cywilizacyjne. Bardziej mobilne są społeczności pasterskie,
ale o tym powiemy w kolejnym odcinku.