Wówczas
sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, [Jezus] powyrzucał wszystkich
ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.
Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu
Ojca mego targowiska» (J 2, 15-16).
Dwie jakże różne Ewangelie. Tydzień
temu zachwyt i mistyka: przemieniony Jezus na wysokiej górze, głos z nieba i apostołowie
tracący z wrażenia głowę. Dzisiaj ziemska, prawie że brutalna, rzeczywistość: wywrócone
stoły, rozrzucone monety i świszczący w powietrzu bicz. A jednak jest coś co obie
te Ewangelie łączy. Przemieniając się na Górze Tabor Jezus chciał nam podpowiedzieć,
że tym, co naprawdę zmienia człowieka i co czyni go duchowo pięknym, jest modlitwa.
Dał nam też do zrozumienia, że prawdziwa, żywa wiara, wiara zdolna do dawania świadectwa
i nie lękająca się krzyża, wypływa zawsze z doświadczenia, spotkania z Bogiem, obecnym,
jak sam powiedział, tam gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w Jego
imię (por. Mt 18,20).
Ani modlitwa, ani doświadczenie Boga nie są
jednak możliwe w świątyni z której uczyniono targowisko. Stąd gniew Jezusa na tych,
którzy nie pozwalają się modlić i przeżyć spotkania z Ojcem. Wrażenie musiało być
naprawdę mocne skoro zapisali je wszyscy Ewangeliści najwyraźniej po to abyśmy dobrze
zapamiętali czym powinna być świątynia, kościół, i co „wyprowadza Boga z równowagi”.
Mój
dom ma być domem modlitwy (Iz 56,7, Mt 21,13) – powie wprost, nie godząc się aby
nasze świątynie stawały się aulą uniwersytecką, salą sejmową czy koncertową, salonem
mody bądź muzeum. Kto tego nie rozumie naraża się na gniew Boga, miłosiernego dla
grzeszników i wyrozumiałego dla błądzących, ale bezlitosnego dla tych, którzy w cieniu
ołtarza Pańskiego ubijają handlowe czy polityczne interesy. Właściwie tylko ten jeden
raz Chrystus wpadł w wielki gniew, trawiony gorliwością o dom Boży. Czy jest w nas
chociaż cząstka Jego gorliwości? Pytanie to w pierwszej kolejności dotyczy sług świątyni,
kapłanów, ale jakimś stopniu także wszystkich wiernych: czy moje zachowanie w kościele
pomaga w skupieniu, czy buduję innych moim śpiewem, modlitwą, postawą, a może swoim
ubiorem (niechlujnym czy wyzywającym) i brakiem dobrych manier czynię po prostu modlitwę
innych niemożliwą. Jak to jest, że do teatru czy kina przychodzimy na ogół pół godziny
wcześniej a domu Boga zawsze pięć minut za późno.
A wy czynicie z niego
jaskinię zbójców (Mt 21,13). No, może jeszcze nie jaskinię, ale coraz częściej
w naszej starej Europie świątynie zamieniane są na kina, księgarnie, banki i hotele.
Opamiętania, niestety, nie widać. Także w naszym kraju nad Wisłą, gdzie coraz częściej
wylicza się ile zamiast nowych kościołów można by wybudować żłobków, przedszkoli,
szpitali, i gdzie coraz częściej przeszkadza ludziom bicie dzwonów. Nigdy nie zapomnę
gorzkiego wyznania młodego Francuza: „Proszę księdza, nasi rodzice nie lubili dzwonów,
więc nasze dzieci będą więc musiały polubić śpiew muezina...”. Niemożliwe? Przesada?
Statystyki nie są jednak po naszej stronie: tylko w ostatnich latach zamknięto we
Francji ponad 60 kościołów, a wybudowano 150 meczetów, których łączna liczba przekracza
już 2 tysiące i dynamicznie rośnie. Podobnie jest w Niemczech, gdzie w ciągu ostatniej
dekady zamknięto ponad 400 kościołów, a 130 meczetów jest w trakcie budowy, czy też
w Wielkiej Brytanii, gdzie od 1960 r. zamkniętych zostało blisko 10 tys. zborów i
kościołów, a meczetów powstało 2 tysiące. Czy jest to proces nieodwracalny? Nie. Chrześcijaństwo
nie raz już przecież dowiodło, że potrafi odrodzić jak Feniks z popiołów, a „mała
trzódka” (por. Łk 12,32) pociągnąć za sobą wielkie rzesze. Aby tak się jednak stało,
aby nad Europą całkowicie nie umilkły dzwony, każdy kościół musi być naprawdę domem
Bożym, pulsującym naszą żarliwą modlitwą...
_______________
Panie
Jezu, Ty wypędzając przekupniów ze świątyni nie pozwoliłeś aby stała się ona jaskinią
zbójców, daj nam, prosimy, odrobię tej gorliwości abyśmy potrafili zapalać i prowadzić
innych do modlitwy. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.