Co dalej z Syrią – wywiad z watykańskim dyplomatą w ONZ
Wspólnocie międzynarodowej zależy na rozwiązaniu kryzysu w Syrii. Jej możliwości
są jednak ograniczone. Sprowadzają się do siły perswazji i ostrzeżeń przed odpowiedzialnością
karną za popełnione zbrodnie. Tak watykański dyplomata abp Silvano Tomasi podsumował
kolejną oenzetowską debatę na temat Syrii. Tym razem odbyła się na forum Rady Praw
Człowieka w Genewie.
Abp S. Tomasi: Wspólnota międzynarodowa chce skierować
jasne przesłanie do władz syryjskich: nie zgadzamy się na systematyczne łamanie praw
człowieka w postaci brutalnych represji, tłumienia demonstracji, zabijania tak wielu
cywili, w tym również dzieci. Zdajemy sobie sprawę, że kwestia Syrii jest bardzo delikatna,
bo w odróżnieniu od innych krajów objętych tak zwaną arabską wiosną ludów, tym razem
stawką jest równowaga na całym Bliskim Wschodzie, ze względu na samo położenie Syrii
w pobliżu krajów takich jak Izrael, Iran, Turcja czy Liban... Również Stolica Apostolska
zabrała głos w genewskiej debacie. Nasze wystąpienie miało charakter humanitarny.
Obawiamy się bowiem, że w Syrii może się powtórzyć to, co wydarzyło się w Iraku i
co doprowadziło do długotrwałej destabilizacji i wojny domowej.
- A co
konkretnie może zrobić wspólnota międzynarodowa, aby powstrzymać bratobójcze
walki w tym kraju?
Abp S. Tomasi: Sytuacja wspólnoty międzynarodowej
jest trudna. Wydaje się bowiem, że tym razem nie jest możliwa tak zwana humanitarna
interwencja zbrojna, jak to miało miejsce w innych krajach. A zatem pozostaje przekonywanie
i pomoc w pojednaniu. Trzeba też dać do zrozumienia, że konsekwencje tego konfliktu
nie zostaną zapomniane, że wspólnota międzynarodowa na drodze prawnej pociągnie do
odpowiedzialności tych, którzy są odpowiedzialni za całe to cierpienie.
-
Czy Stolica Apostolska obawia się o los mniejszości chrześcijańskiej?
Abp
S. Tomasi: Do tej pory mniejszości chrześcijańskie w Syrii mogły zgodnie i pomyślnie
współistnieć z różnymi nurtami islamu, który jest religią dominującą. Teraz żyją one
w sytuacji totalnej destabilizacji politycznej i nie wiemy, jak się ułożą wzajemne
relacje, czy nie będzie aktów zemsty wymierzonych w mniejszości, które są postrzegane
jako sprzymierzeńcy aktualnego rządu. Stoimy przed nieznanym. W moim przekonaniu byłoby
rzeczą bardzo nieodpowiedzialną, gdyby zadowolono się jedynie natychmiastową zmianą
polityczną, bez rozstrzygnięcia kwestii wzajemnych relacji między różnymi grupami
społecznymi w Syrii. Bo to doprowadziłoby do kolejnego przelewu krwi oraz do kolejnej
fali uchodźców, o których wspólnota międzynarodowa musiałaby się w jakiś sposób zatroszczyć.