Miesiąc temu, w ostatnim
dniu roku, zmarł w rzymskim szpitalu Jerzy Kluger, żydowski przyjaciel Jana Pawła
II. Miał 91 lat i od dawna ciężko chorował. Powszechnie znany jest fakt, że Wojtyła
i Kluger chodzili razem do wadowickich szkół, zarówno powszechnej, jak gimnazjum.
Lolek i Jurek znali się jednak już od lat przedszkolnych. Przed kilkunastu laty opowiadał
o tym naszej redakcyjnej koleżance Beacie Zajączkowskiej sam Jerzy Kluger.
„Nie
mogę sobie przypomnieć, kiedy właściwie się poznaliśmy. W każdym razie mieliśmy około
pięciu lat, jeszcze zanim zaczęliśmy chodzić do szkoły powszechnej, do pierwszej klasy.
On mieszkał na ul. Kościelnej, niedaleko rynku, a ja w rynku, na rogu ul. Zatorskiej.
Była to odległość, powiedzmy, 250 metrów. Wszystkie zabawy toczyły się na rynku. Dlatego
spotkaliśmy się. No, on był taki, że jak przychodził do mnie do domu, babcia, która
była osobą bardzo ważną w Wadowicach, jak odchodził, to się tak patrzyła na mnie i
mówiła: «Dlaczego ty nie możesz być trochę więcej taki jak on?». To znaczy, żebym
ja był bardziej taki jak Lolek Wojtyła. Ja miałem, powiedzmy, takie różne wady, których
on nie miał. Lolek był prawie że, praktycznie bez wad. On miał taki «szósty zmysł».
Każdemu potrafił powiedzieć, nawet jak tę osobę spotkał pierwszy raz, to, co ta osoba
chciała usłyszeć, co jej sprawiało przyjemność. Oprócz tego, na przykład w szkole
powszechnej i nawet później w latach gimnazjalnych, on nie był ani jakimś tam słabym
takim, ani tchórzem, ani nic takiego. Pomimo tego nigdy się z nikim nie bił. On zawsze
potrafił nie mieć żadnych awantur, bójek”.
Wybuchła wojna. Matka, siostra
i babcia Jerzego Klugera zostały w Wadowicach i padły ofiarą zagłady. On sam z ojcem
znalazł się na terenach zajętych przez Związek Sowiecki. Aresztowany przez NKWD i
zesłany do łagrów, był potem w armii Andersa i walczył pod Monte Cassino. Po wojnie
studiował na politechnice w Turynie, później w Anglii, wreszcie zamieszkał w Rzymie.
Z Lolkiem Wojtyłą od czasów szkolnych nie miał już kontaktu aż do Soboru.
„Nie
wiedziałem absolutnie, że Wojtyła został księdzem” – mówił Jerzy Kluger.
„Czy
było to dla pana zaskoczenie?” – zapytała Beata Zajączkowska.
„To jest takie
bardzo delikatne pytanie. Bardzo trudne. O tym, że on się na księdza nadawał, to ja
wiedziałem doskonale. Co do tego nie ma wątpliwości, ale moim skromnym zdaniem on
się jeszcze bardziej nadawał na aktora, śpiewaka ewentualnie i oprócz tego polonistę.
Fantastyczna znajomość literatury. Ten wspaniały głos, ten sposób mówienia, oratorstwo,
o którym u nas w domu tyle się mówiło. Mój tatuś był też takim wielkim oratorem. Tak,
że ja sobie go nie wyobrażałem w sutannie, tak prywatnie mówiąc. Ale jak Kurt Rosenberg
przeczytał w gazecie, że na Soborze arcybiskup krakowski wygłosił to wielkie przemówienie,
ja się go zapytałem, jak on się nazywa. «Karol Wojtyła». No to ja mówię: «To jest
przecież Lolek. Pamiętasz przecież, w piłkę żeśmy grali, na bramce grał, taki dobry
uczeń. Nie pamiętasz go?». «Niemożliwe!». «Dlaczego niemożliwe?». «Bo nie może być
arcybiskup Krakowa z Wadowic!». Bo Rosenberg chodził do gimnazjum w Bielsku. Nie było
żadnego arcybiskupa z Bielska, to nie może być z Wadowic. No to ja mówię: «Ja ci udowodnię!».
Jechaliśmy wówczas do Rzymu z Neapolu, całą drogę kłóciliśmy się. Chcieliśmy go znaleźć,
bo człowiek nie był z nim w kontakcie. W książce telefonicznej znaleźliśmy Pontificio
Instituto Polacco. Telefonujemy tam. «A, tak! – odpowiedziano. – Arcybiskup Wojtyła.
Jego ekscelencja (wtenczas się dowiedziałem, że się mówi: jego ekscelencja) jest na
soborze, wraca o drugiej». On mi zaraz z miejsca powiedział: «Dla mnie to żadna ekscelencja
i koniec!». Ja mu powiedziałem: «Słuchaj, ja nie tylko, że nigdy nie mówiłem z arcybiskupem,
a nawet nie byłem blisko żadnego arcybiskupa. Byłem sześć lat w wojsku i blisko generała
nigdy nie byłem, zawsze się trzymałem z daleka». A on mówi: «Nie bój się, nic ci się
nie stanie»”.
„Czy to jego bycie arcybiskupem, właśnie tak wysoko, zmieniło
coś w waszych kontaktach?”
„Nie! Miał fantastyczne poczucie humoru i taką
gotową odpowiedź zawsze, w każdym wypadku”.
„Później bardzo często przyjeżdżał
do Rzymu. Spotykaliście się?” – pytała Beata Zajączkowska.
„Dosyć często. Nie
zawsze miał czas, ale przynajmniej telefonicznie się pogadało”.
W roku 2000,
zaraz po papieskiej pielgrzymce do Ziemi Świętej, gościliśmy Jerzego Klugera przed
naszym mikrofonem. Rozmawiał z nim wówczas ks. Tadeusz Dobrowolski.
„Ja to
już powiedziałem wiele razy, że moim zdaniem to on w przeciągu tych dwudziestu lat
pontyfikatu zrobił więcej niż wszyscy inni papieże razem wziąwszy w ciągu dwóch tysięcy
lat”.
„A jak pan ocenia obecną pielgrzymkę, czyli tę niedawno zakończoną do
Ziemi Świętej?”.
„Ogromny sukces. Trudno było sobie wyobrazić przed tą pielgrzymką,
że może odnieść tego rodzaju sukces”.
„Czy pan myśli, że również Żydzi mieszkający
w Izraelu…?”.
„No tak, naturalnie, o to właśnie chodzi! Ja sadzę, że sukces
był obustronny, to znaczy, ten entuzjazm żydowski było widać. Tam byli dokoła sami
Żydzi”.
„Co na panu zrobiło największe wrażenie w trakcie tej pielgrzymki?”.
„Największe
wrażenie zrobiło na mnie przemówienie w Jad wa-Szem. Przemówienie i całe jego zachowanie
się właśnie tam, w obliczu tego pomnika najstraszliwszej zbrodni w dziejach ludzkości.
On to doskonale rozumiał. On to widział. On był w Polsce, gdy się to działo”.
„A
jak wyglądają pana kontakty, jeżeli to nie będzie niedyskretne pytanie, codzienne
kontakty z Janem Pawłem II?” – zapytał jeszcze ks. Dobrowolski.
„Codzienne?
Codziennych nie ma. Od czasu do czasu są. Od czasu do czasu zaprasza mnie normalnie
na kolację. Szczególnie jak moja wnuczka przyjeżdża tutaj do Rzymu, to zaproszenie
jest mniej więcej, powiedzmy, takie automatyczne”.
Jan Paweł II utrzymywał
stałe kontakty z rodziną Klugerów. Ze szkolnym kolegą nie tylko się spotykał. W marcu
1989 r. napisał do niego list, o którym już kiedyś mówiłem i o którym usłyszymy dziś
jeszcze z ust samego Papieża. Przyjaźń z żydowskimi kolegami szkolnymi wspomniał on
też krótko przed śmiercią w swej ostatniej książce „Pamięć i tożsamość”. Natomiast
dwa razy o przyjaźni z Jerzym Klugerem mówił publicznie w Polsce. Było to w roku 1991,
jedynym ze wszystkich lat pontyfikatu, w którym Janowi Pawłowi II dane było odwiedzić
ojczyznę dwukrotnie. Do owego roku, bardzo bogatego w papieskie wypowiedzi dotyczące
relacji chrześcijańsko-żydowskich, jeszcze w ramach naszego cyklu powrócimy. 9 czerwca
Papież spotkał się wówczas w warszawskiej nuncjaturze z przedstawicielami polskiej
wspólnoty wyznawców judaizmu. W rozmowie z nimi wspomniał wadowickiego przyjaciela:
„Mam
kolegę w Rzymie, z którym chodziłem do szkoły od pierwszej do ostatniej klasy: Jerzy
Kluger. On jechał do Wadowic po raz pierwszy na taką uroczystość przypomnienia przez
płytę bóżnicy, która była w pobliżu gimnazjum. Napisałem list w związku z tym. Nie
wiem, czy znacie ten list, bo to była prywatna sprawa, mój list do niego. W związku
z tym człowiek te sprawy przeżywa bardzo na podstawie własnych doświadczeń. Ja jeszcze
należę do tego pokolenia, dla którego obcowanie z synami Izraela, z Izraelitami, było
sprawą codzienną”.
Dwa miesiące później Papież znowu przybył do ojczyzny, tym
razem, by spotkać się z młodzieżą całego świata w Częstochowie. Przy tej okazji odwiedził
wcześniej rodzinne Wadowice, gdzie 14 sierpnia konsekrował kościół św. Piotra. Pod
koniec Mszy zwrócił się do szkolnych kolegów, wspominając też Jerzego Klugera, choć
nie wymienił go po nazwisku.
„Nie mogę przy tym zapomnieć, że wśród naszych
kolegów w wadowickiej szkole i w wadowickim gimnazjum byli wyznawcy religii Mojżeszowej,
których tutaj już wśród nas nie ma. Nie ma także starej synagogi, która znajdowała
się obok gimnazjum. Na ręce jednego z naszych kolegów, kiedy odsłaniano tablicę na
miejscu tej synagogi, przesłałem specjalny list. W tym liście odczytuję następujące
słowa: «Kościół, a w tym Kościele wszystkie ludy i narody, czują się z wami zjednoczeni.
Owszem, niejako na pierwszy plan wysuwają wasz naród jego cierpienia, jego wyniszczenie
– pamiętajmy, że jesteśmy niedaleko Oświęcimia – wtedy, gdy pragną przemawiać do ludzi,
do narodów i do ludzkości głosem przestrogi. W imię wasze podnosi ten głos przestrogi
również Papież, a Papież z Polski ma do tego szczególny stosunek, ponieważ razem z
wami w jakiś sposób przeżył to wszystko tu, na tej ojczystej ziemi»”.