Bioetyczny labirynt – Od kiedy pacjent człowiekiem, od kiedy człowiek pacjentem
Słuchaj:
Od kiedy pacjent
jest człowiekiem? Od kiedy człowiek jest pacjentem? Na pierwszy rzut oka, oba pytania
brzmią absurdalnie w swej prostocie. Każdy wymagający opieki medycznej pacjent – jest
człowiekiem (pomijam tu pomoc weterynaryjną okazywaną zwierzętom). Każdy poddający
się takiej opiece człowiek – staje się pacjentem. Wbrew pozorom, oczywistość wcale
nie jest taka oczywista, przynajmniej jeśli chodzi o praktykę dnia codziennego.
Pytanie
o człowieczeństwo znajdującej się w obszarze działania medyka ludzkiej jednostki pojawia
się najczęściej w dwóch sytuacjach: na początku i na końcu ludzkiej drogi. W odniesieniu
do początku, chodzi o uznanie człowieczeństwa dopiero co poczętego życia ludzkiego;
w odniesieniu do końca – o jasne rozróżnienie pomiędzy umieraniem a śmiercią oraz
o stosunek do osób, które utraciły władzę umysłową na skutek choroby lub wypadku;
wówczas pytanie o człowieczeństwo by nieco zmieniało swoją formę na „do kiedy pacjent
jest człowiekiem”.
Jakkolwiek kwestię początku ludzkiego życia przyjdzie omówić
bardziej szczegółowo nieco później w cyklu „Bioetycznego labiryntu”, już teraz trzeba
zauważyć, że we współczesnej medycynie opinie na ten temat są podzielone. Oprócz momentu
zapłodnienia, wymieniane są przeróżne stadia rozwoju człowieka, aż po urodziny, a
nawet później. Dochodzi niekiedy do sytuacji zaiste absurdalnych pod względem spójności
logicznej: oto poczęte zostaje ludzkie życie, ale nie człowiek; albo zaistniał człowiek,
ale nie osoba ludzka.
Te rozróżnienia i spory terminologiczne nie są tylko
akademicką zabawą w słowa. Mają bardzo praktyczne konsekwencje. Jeśli bowiem obiektem
interwencji medycznej jest ludzki embrion, który jednak rzekomo nie jest człowiekiem,
ani osobą ludzką, obowiązki medyka wobec takiego pacjenta wydają się inne, mniej naglące
i mniej radykalne, niż w stosunku do tych pacjentów, których człowieczeństwo i osobowy
status nie podlegają wątpliwości. Właśnie dzięki takim manipulacjom ukształtowało
się przekonanie, że poczęte i nienarodzone dziecko jest mniej ważne niż dziecko już
urodzone, a jeszcze ważniejszym od nich jest człowiek dorosły (zwłaszcza jeśli jest
Bardzo Ważną Osobą). Nie jest zatem bezzasadnym pytanie, czy medyk dostrzega i uznaje
człowieczeństwo małego, nienarodzonego jeszcze pacjenta, ponieważ od tego zależy,
jak tego pacjenta potraktuje.
Podobny problem pojawia się przy okazji pytania
o powinność terapeutyczną, czyli od kiedy proszący o pomoc medyczną człowiek zaczyna
być traktowany jako pacjent, od kiedy tę pomoc otrzymuje. Dziś – i jest to doświadczenie
bardzo wielu ludzi, choć na szczęście nie wszystkich – pierwsze pytanie, jakie słyszy
zgłaszający się do lekarza chory, dotyczy faktu ubezpieczenia. Jeśli tego ubezpieczenia
brakuje, a stan chorego nie wskazuje na bezpośrednie zagrożenie życia, pomoc nie jest
udzielana. Człowiek nie staje się pacjentem. Dziś sama choroba nie wystarcza, by rozpoznano
i podjęto obowiązek terapeutyczny. Dziś potrzeba gwarancji, że za tę pracę ktoś zapłaci.
Ten
problem ma oczywiście ma swoją wariację. Wśród tych, którzy „załapią się” na status
pacjenta – że zacytuję klasyka – „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są bardziej
równe, niż inne”. Na różne sposoby wartościuje się pacjentów i przyznaje im różne
standardy traktowania. Bynajmniej, nie chodzi tylko o wykupienie dodatkowej opieki
czy pojedynczej sali o podwyższonym standardzie. To akurat jest zrozumiałe. Nie ma
jednak uzasadnienia „podwyższony standard kultury osobistej”, „podwyższony standard
czystości” czy też „podwyższony standard prawdomówności”, stosowane wobec ludzi lepiej
sytuowanych, lub mających szersze koneksje. Tym bardziej nie powinno być miejsca na
zróżnicowanie zaangażowania medyka w terapię w zależności od statusu społeczno-ekonomicznego
pacjenta lub jego rodziny. Lepsze traktowanie oferowane niektórym oznacza ostatecznie
brak szacunku dla wszystkich, gdyż jedni zostają zlekceważeni i odrzuceni, a inni
– potraktowani instrumentalnie w mniej lub bardziej uświadomionym oczekiwaniu uzyskania
osobistej korzyści.