Nieogarniona rzeka ludzi protestujących przeciwko legalności aborcji w Stanach Zjednoczonych
zalała 23 stycznia ulice Waszyngtonu. Doroczny Marsz dla Życia, organizowany w rocznicę
jej zalegalizowania, odbył się już po raz 39. Poprzedziły go dwa dni spotkań, wykładów,
koncertów i całonocne czuwanie modlitewne. Większość protestujących stanowiła młodzież:
uczniowie szkół średnich i studenci wyższych uczelni. Modlono się o to, by w USA zwyciężyła
kultura życia.
Uczestnicy marszu przyjechali do Waszyngtonu z najdalszych
zakątków Stanów Zjednoczonych. Jak podkreślali, nie tylko po to, by domagać się zdelegalizowania
aborcji, ale przede wszystkim, by modlić się, aby w ich kraju zapanowała kultura życia.
Jak
co roku, wielkim wydarzeniem dla katolickiej części uczestników było czuwanie nocne
w bazylice Narodowego Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia. Zgromadziło ono ponad 10
tys. osób. Podczas wieczornej Mszy kard. Daniel DiNardo, przewodniczący komisji episkopatu
amerykańskiego do spraw ruchu Pro-life, nawiązał do ostatniej decyzji administracji
Baracka Obamy. Dotyczy ona wprowadzenia obowiązku włączenia antykoncepcji do pakietu
ubezpieczeń zdrowotnych pracowników większości instytucji kościelnych. „Nigdy przedtem
w historii Stanów Zjednoczonych rząd nie zmuszał obywateli do bezpośredniego nabywania
czegoś, co sprzeciwia się naszym przekonaniom” – stwierdził hierarcha.
Z
kolei przewodniczący episkopatu USA kard. Tymothy Dolan pochwalił młodych za radosną
inspirację generowaną każdego roku przez uczestników marszu. Stwierdził, że po czterdziestu
latach legalności aborcji protestujący mogą być kuszeni do poddania się, „ale my się
nie poddamy. Nie my, nie tysiące tych, którzy nie spali przez całą noc, aby się modlić”.
Nawiązując do czytań mszalnych przypomniał, że to mały Dawid zabił potężnego Goliata.
Podobne marsze do tego, który przeszedł ulicami Waszyngtonu, choć mniejsze
liczebnie, odbyły się również w wielu innych miastach Stanów Zjednoczonych.