Kiedy przebywali
w Betlejem, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego
Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w
gospodzie (Łk 2,6)
Komentarz do tych słów z Ewangelii św. Łukasza pisali
najwięksi Ojcowie Kościoła, teologowie, papieże, ale także najwięksi artyści, poeci,
malarze i muzycy. W tę jednak noc, kiedy Dzieciątku Jezus jako pierwsi pokłonili się
pasterze, posłuchajmy komentarza tzw. pobożności ludowej, która słowami popularnej
kolędy stara się wyrazić swoje zdumienie, radość i nadzieję.
Ach ubogi żłobie,
cóż ja widzę w tobie, droższy widok niż ma niebo w maleńkiej osobie.
Rzeczywiście,
każdego z nas musi ogarnąć zdumienie, gdy pomyśli w jakiego Boga wierzy? W Boga tak
miłującego świat, że posłał nań swojego Syna, który opuścił śliczne niebo i obrał
barłogi... W Boga, który przyszedł do swoich, ale swoi go nie przyjęli (por. J
1,11). Na świecie są dziesiątki, setki religii, ale Bóg, dla którego zabrakło miejsca
w gospodzie jest tylko jeden...
Czyżeś nie mógł sobie, w największej ozdobie,obrać pałacudrogiego, nie w tym leżeć żłobie?
Dziwi
się dalej kolęda, a my zastanawiamy się czy Jezus musiał narodzić się w Betlejem,
w stajni, na sianie, między zwierzętami. Czy nie mógł przyjść na ziemię w chmurze
obłoku, otoczony anielskim zastępami… Mógł, ale wybrał drogę zwykłych ludzi aby pokazać
nam jak bardzo jesteśmy mu drodzy, aby swoim narodzeniem „przekonać” nas, że nie jest
bogiem obojętnym, zimnym, dalekim, ale Emanuelem, czyli „Bogiem z nami”: nie ponad
nami, gdzieś daleko w chmurach, nie przeciwko nam, czyhającym na nasze potknięcia,
ale zawsze z nami...
Na twarz upadamy, czołem uderzamy, witając w stajence,
między bydlętami.
Pamiętamy z lekcji historii, gdy omawialiśmy mitologię,
że ludzie zawsze zazdrościli bogom i chcieli im dorównać. Pragnęli być tak ja oni:
nieśmiertelni, piękni i mocni. I czynili najrozmaitsze wysiłki, aby swój zamiar zrealizować:
szukali eliksirów młodości, a kiedy wszystkie te próby kończyły się niepowodzeniem,
próbowali jeszcze wykraść bogom sekret ich nieśmiertelności. I oto 2 tysiące lat temu,
w Betlejem, stała się rzecz niezwykła: tym razem to Bóg chciał „dorównać“ ludziom,
to Bóg chciał się stać jednym z nich. Bóg niejako „pozazdrościł“ ludziom i pozazdrościł
tak dalece, że chciał się urodzić jako bezbronne dziecko, jako najbiedniejszy z biednych
w stajni, między bydlętami...
Któż tu nie struchleje,
wszystek nie zdrętwieje, któż Cię widząc płaczącego, łzą się nie zaleje.
Pierwszym,
naturalnym odruchem człowieka wobec bezbronnego i płaczącego dziecka, jest wzięcie
go w ramiona. W tę wigilijną noc, Chrystus przychodzi do nas jako bezbronne dziecko,
abyśmy wzięli go w ramiona. Nie zamykajmy więc przed Nim drzwi naszej gospody, tylko
szeroko wyciągnijmy do Niego ręce...
* * *
Panie Jezu, który
przychodzisz dzisiaj na świat, aby nas zbawić „zmiłuj się nad nami, obmyj z grzechów
łzami, przyjmij serca te skruszone, które Ci składamy”. Amen.