W trzecią
niedzielę adwentu pozostajemy nadal nad brzegiem Jordanu, gdzie Jan Chrzciciel udziela
chrztu, i przysłuchujemy się jego rozmowie z kapłanami i lewitami. Udręczeni niewolą
Żydzi, z coraz większą niecierpliwością wyczekują Mesjasza, a Jan Chrzciciel wydaje
się spełniać kryteria jakie powinien on posiadać, dlatego kapłani i lewici pytają
go wprost: Kim jesteś? Mesjaszem? Eliaszem? Prorokiem? Powiedz, byśmy mogli dać odpowiedź
tym, którzy nas wysłali (por. J 1,19-22).
Chyba nie do końca uświadamiamy
sobie jak trudno było Janowi Chrzcicielowi dać tę odpowiedź...
Pamiętam przed
laty, byłem z kolegą na koncercie. Gdy na scenie pojawił się artysta, gwiazda muzyki,
sześćdziesiąt tysięcy ludzi na stadionie wpadło w euforię. Zagrała muzyka, rozbłysły
światła, emocje sięgnęły zenitu. „Niemożliwe aby po czymś takim nie uderzyło ci do
głowy” – zauważył kolega. Rzeczywiście, widząc tłum napierający na barierki, ludzi
gotowych nosić cię na rękach, swoją twarz na potężnych telebimach i głos pomnożony
przez tysiące watów, bardzo trudno, aby choć w małym stopniu, nie poczuć się kimś
niezwykłym i wielkim.
Myślę, że przed podobną pokusą stanął św. Jan Chrzciciel
do którego ciągnęła cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy (Mk
1,5). Janowi Chrzcicielowi, w najmniejszym stopniu, przepraszam za kolokwializm, nie
„uderzyło jednak do głowy”, bo ubierał się byle jak (w sierść wielbłądzią i pas skórzany),
jadł byle co (szarańczę i miód leśny), a dzisiaj, w scenie opisanej nam przez Ewangelię,
jego pokora osiąga swoje apogeum. Na pytanie kim jest: Mesjaszem, Eliaszem, prorokiem?
Jan Chrzciciel odpowiada: jestem tylko głosem. Zgodnie z prawdą mógł przecież powiedzieć:
jestem Janem, synem Zachariasza, kapłana świątyni jerozolimskiej... Jestem tylko głosem
– Jan rezygnuje nawet ze swojego imienia, uświadamiając nam przywiązanym do godności,
tytułów, stopni, pasów, gwiazdek, medali, jak daleko nam jeszcze do prostoty Betlejem.
I
nie jest to tylko ładnie zagrana scena mająca wzbudzić podziw u słuchaczy. Jan wie,
że za te słowa za chwilę zapłaci. Najpierw odejdą od niego niektórzy uczniowie (moment
niezwykle trudny, nawet gdy się jest świętym), pójdą za Jezusem. Jego samego Jezus
jednak nie wybiera, a przecież swoim radykalizmem, posłuszeństwem, świętością, przerastał
Apostołów. Dlaczego? – miał prawo zapytać. Ale przyjdą pytania jeszcze trudniejsze,
w więzieniu, gdy klęczał nagi/ Na dnie cysterny/ Na zgniłej wiązce słomy/ Wśród
wężów i skorpionów (Roman Brandstaetter, Jan Chrzciciel w więzieniu[frg.]): czyżby Jezus o mnie zapomniał? Czyżby mnie zostawił?
* * *
Ukazując
nam postać św. Jana Chrzciciela w III niedzielę adwentu, nazywaną w liturgii niedzielą
radości (gaudete), Kościół chce nam przypomnieć, że radość chrześcijańska nie
zależy od powodzenia i że nie jest kwestią temperamentu, ale darem Ducha Świętego
i wynikiem świadomości, że mimo niepowodzenia, opuszczenia, więzienia, śmierci, i
tak dla nas, uczniów Jezusa, wszystko dobrze się skończy. Jak dla świętego Jana, który
tam w więzieniu
Podniósł się barłogu [...] Wyciągnął przed siebie
dłonie I począł śpiewać i płakać Z radości, Gdyż końcem
palców Wyczuwał obok siebie Obecność anioła. Wiedział,
że nie umrze. (Roman Brandstaetter, Jan Chrzciciel w więzieniu[frg.])
* * *
Panie Boże, za wstawiennictwem
św. Jan Chrzciciela prosimy Cię dzisiaj, udziel nam daru pokory, abyśmy
tak jak on mogli być świadkami Twojej światłości i głosem nadziei. Przez Chrystusa
Pana naszego. Amen.