Po tej beatyfikacji również ja będę też po trosze błogosławiony, tak długo byłem
przecież blisko tego Papieża – mówi abp Piero Marini. Przez wiele lat był on jedną
z twarzy poprzedniego pontyfikatu. Od 1987 r. jako mistrz ceremonii liturgicznych
stał u boku Jana Pawła II w czasie wszystkich publicznych uroczystości. W kontekście
6-tej rocznicy jego śmierci wspomina go przede wszystkim jako „przyjaciela ludzkości”.
A najbardziej cenił sobie w nim umiejętność budowania wokół siebie jedności Kościoła.
„Pamiętam
gest, który uczynił w trakcie Mszy inaugurującej pontyfikat – powiedział Radiu Watykańskiemu
abp Marini. – Zszedł wówczas do wiernych na placu św. Piotra. Ówczesny ceremoniarz
był tym nawet trochę zaniepokojony. A dla mnie był to symbol całego pontyfikatu Jana
Pawła II: iść do ludzi, do zgromadzenia wiernych... W ten sposób głosząc Słowo, sprawując
Eucharystię i inne sakramenty, potrafił budować wokół siebie, wokół osoby Papieża
jedność Kościoła. Pozostały mi w sercu te wielkie celebracje z ogromnymi tłumami,
kiedy ci biedni ludzie niemal chcieli rzucić się na Papieża. Były chwile radosne,
ale były też chwile trudne. Jak na przykład w Sarajewie. Papież miał trudności z odprawianiem
Mszy. Trząsł się nie tylko z powodu choroby Parkinsona, ale również z zimna. Podałem
mu wtedy rękę i zobaczyłem, że ten Papież, w którego cieniu żyłem przez tyle lat,
nagle się ożywił, nabrał odwagi i mógł kontynuować sprawowanie liturgii” – mówił były
mistrz papieskich ceremonii.