Po zabójstwie koptyjskiego kapłana powracają pytania o noworoczną masakrę chrześcijan
tego wyznania w Aleksandrii. Po upadku reżimu Mubaraka powstały podejrzenia, że to
właśnie on stał za zamachem bombowym, w którym życie straciły 24 osoby. Egipska prokuratura
generalna podjęła już śledztwo w tej sprawie.
Chodzi konkretnie o byłego ministra
spraw wewnętrznych Habiba al-Adlego, który, jak się przypuszcza, mógł mieć interes
w tym, by Egipt stał się widownią rozruchów. Chciał w ten sposób uzależnić prezydenta
od siebie, wprowadzając ściślejszą kontrolę policyjną nad krajem. Tym należałoby tłumaczyć
także zastanawiającą bierność sił bezpieczeństwa w pierwszych dniach społecznej rewolty,
nad którą ostatecznie władze straciły kontrolę. Mówił o tym m.in. koptyjski patriarcha
katolicki Antonios Naguib w wywiadzie dla włoskiego miesięcznika 30 Giorni. Zwrócił
on przy tym uwagę, że podczas egipskiej rewolucji chrześcijańskie miejsca kultu pozostały
praktycznie nietknięte.
Podejrzenia w sprawie zamachu w Aleksandrii potwierdził
włoski minister spraw zagranicznych, Franco Frattini. Informację o roli ówczesnego
ministra spraw wewnętrznych Egiptu w prowokowaniu krwawych zajść otrzymał on od szefa
rządzącej obecnie tym krajem Najwyższej Rady Wojskowej, marszałka Mohammeda Husejna
Tantawiego. Włochy żądały już poprzednio zapewnienia mniejszości koptyjskiej w Egipcie
należytej ochrony. Obecnie minister Frattini wyraził nadzieję, że sprawa zamachu w
Aleksandrii zostanie jak najszybciej wyjaśniona.