Mówiłem o
wojnie, jaką cesarstwo bizantyńskie prowadziło z imperium perskim w pierwszych dziesięcioleciach
VII wieku. Persowie opanowali także Egipt, co dla Konstantynopola było szczególnie
bolesne, nie tylko ze względów prestiżowych, ale całkiem naturalnie: Egipt już od
czasów rzymskich był dla całego cesarstwa wielkim zbożowym spichlerzem; utrata Egiptu,
zwłaszcza w czasie wojny i pożogi na wszystkich granicach, po prostu oznaczała głód.
Kiedy jednak cesarz Herakliusz rozgromił ostatecznie władców perskich (627/8), wojska
sasanidzkich satrapów zostały zmuszone do opuszczenia podbitych ziem. Wtedy też, po
dwudziestu latach, nad Nil powrócili Grecy (629).
Tak rozpoczął się ostatni
akt bizantyńskiego panowania nad krainą faraonów. Nie potrwa już jednak zbyt długo.
Wraz z restauracją bizantyńskiej administracji w Egipcie cesarz Herakliusz chciał
załatwić sprawę rozdarcia w Kościele, idąc tropem swych poprzedników, a więc metodą
administracyjną. Jak widać historia lubi się powtarzać, ale ludzi władzy nigdy to
nie uczy niczego. Kompromisem między monofizytami i chalcedończykami na polu chrystologii
miała być wówczas nauka o współdziałaniu dwóch natur w Chrystusie, po grecku zwana
monoenergetyzmem. Przysłany z Konstantynopola patriarcha melchicki Cyrus chciał jej
akceptację wymusić siłą, co spowodowało nową falę wzajemnych ekskomunik, zwyczajnych
bijatyk, zamykania klasztorów i okrutnych prześladowań połączonych nawet z brutalnymi
torturami. Aż wstyd o tym opowiadać, więc nie będę, tym bardziej, że trzeba powiedzieć
o nowej potędze, która już się rodziła na Półwyspie Arabskim.
W roku 622 wywodzący
się z arabskiego plemienia Kurajszytów Muhammad, z łacińska zwany Mahometem, nikomu
jeszcze nieznany głosiciel nowej religii, ucieka z Mekki w środkowej części Półwyspu
Arabskiego do Jasribu, później nazwanego Medyną, „miastem proroka”. Wydarzenie to
wyznawcy islamu nazywają hidżrą i uważają za istotny początek ery muzułmańskiej. W
następnych latach, a więc w tym samym czasie, gdy cesarz Herakliusz odnosił kolejne
zwycięstwa nad panującą w Persji dynastią Sasanidów, Mahomet zdoła położyć podwaliny
pod jedność religijną i polityczną rozproszonych dotychczas plemion arabskich, obiecując
im także rychłą potęgę militarną. Nad Bosforem nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy
z doniosłości procesów zachodzących za okrojonymi granicami cesarstwa, nawet Herakliusz,
który przecież musiał potykać się z Arabami już w roku 629. Po śmierci Mahometa w
roku 632 jego teść Abu Bakr zdoła podporządkować sobie całą Arabię, skąd szybko wyparte
i zgładzone zostaną wszystkie wspólnoty żydowskie i chrześcijańskie. Tak rozpoczął
się okres wielkich inwazji. Na pierwszy ogień poszła Syria, w którą wojska arabskie
wniknęły aż po Armenię. Damaszek skapituluje w sierpniu roku 635. Po dwóch latach
armia grecka zdoła wreszcie odeprzeć tę falę nawałnicy wojsk arabskich, które z kolei
zwrócą się przeciwko niedawno pokonanemu i przez to osłabionemu imperium perskiemu,
kładąc w roku 638 ostatecznie kres panowaniu Sasanidów nad Eufratem i Tygrysem. W
tym samym czasie wzięta zostanie Jerozolima, Cezarea Palestyńska i Gaza. Droga do
Egiptu, najbogatszego kraju świata – jak się wówczas mówiło, była otwarta.
Już
w grudniu roku 639 wojska kalifa Omara zdobyły bizantyńską fortecę w Peluzjum na pograniczy
Delty Nilu. Nie jest jednak prawdą, jak utrzymują niektórzy historycy, jakoby Arabom
pomagali w tym Koptowie. Taka legenda bierze początek w XIV wieku. Źródła antyczne
pokazują natomiast, że Arabowie spalili tam wówczas wszystkie kościoły. Bizantyński
patriarcha Cyrus, będący zarazem administratorem cesarskim i wojskowym, nawet palcem
nie ruszył, choć się to dziś wydaje absurdem. Zdaje się, że ten bezwzględny tyran
roił o własnej niezależności patriarchalnej wspieranej przez Arabów. Niedługo później
wojska kalifa zdobędą egipskie Heliopolis, będące ważnym centrum kultu religijnego
za czasów faraonów, dziś na przedmieściach Kairu. Następna do wzięcia była potężna
twierdza Babilonia, umocniona po ostatniej wojnie, gdzie teraz schronił się także
Cyrus. Wkrótce jednak stanie się jasne, że oblężeni mają trzy wyjścia: albo konwersja
na islam, albo wielka kontrybucja połączona z podległością, albo wojna i w konsekwencji
nieuchronna rzeź. Postanowiono więc zapłacić górę złota i poddać się kalifowi, ocalając
ludzi i miasto; innego wyjścia nie było. Cyrus mógł wycofać się do Aleksandrii, skąd
na wezwanie cesarskie odpłynął do Konstantynopola. A twierdza Babilonia i tak w końcu
została złupiona, zaś obrońcom Arabowie poobcinają obie ręce, co według historyka
Jana z Nikiu było karą Bożą za torturowanie Koptów.
Potem był upadek miasta
Nikiu w Delcie Nilu, jednej z najważniejszych siedzib biskupich Egiptu. Na nic zdała
się trwająca dziesięć dni desperacka próba obrony. Miasto padło 13 maja 641 roku.
Los Koptów i Bizantyńczyków był jednaki. Nie oszczędzono nikogo. Mężczyzn, kobiety
i dzieci Arabowie mordowali na miejscu, tak na ulicach, jak i w kościołach. Teraz
droga na Aleksandrię stała otworem. Miał to być ostatni akt tragedii Egiptu. Tymczasem
najeźdźcy musieli odłożyć wyprawę ze względu na czas wezbrania Nilu, który zazwyczaj
zaczyna się w połowie czerwca, czyniąc Deltę niedostępna. Zajęli się więc podbojem
Górnego Egiptu, nie napotykając większych trudności, bo ludność koptyjska masowo uciekała
na północ. W październiku wrócił Cyrus i przystąpił do potajemnych rokowań z generałem
Amr, który je prowadził w imieniu kalifa Omara. Traktat kapitulacyjny podpisano 8
listopada; stanowił, co następuje: Arabowie przejmują kontrolę nad Egiptem a Bizantyńczycy
w przeciągu roku powinni opuścić kraj razem z całym wojskiem, bezpowrotnie; Aleksandryjczycy
mają płacić doroczną kontrybucję w wysokości dwóch denarów na głowę; kontrybucją obejmuje
się też ludność wiejską; chrześcijanom zapewnia się wolność wyznania i nietykalność
kościołów; także Żydom wolno pozostać w mieście. Kiedy rzecz się wydała w mieście
zaczęły się rozruchy, a starego Cyrusa omal nie zlinczowano. Ten jednak zdołał jeszcze
wyperswadować Aleksandryjczykom, że jeśli nie pójdą na ustępstwa, czeka ich regularna
rzeź. Akt kapitulacyjny ratyfikował nowy cesarz bizantyński Konstans II. 17 września
642 roku wielka flota złożona z około stu okrętów wypłynęła z portu w Aleksandrii,
zabierając to co zostało z armii Bizantyńczyków. Tak oto na zawsze skończyło się rzymskie
panowanie w Egipcie. Cesarstwo straciło najcenniejszą prowincję praktycznie bez walki.
Dziesięć dni później Arabowie wkroczyli do Aleksandrii. Nie jest jednak prawdą, jakoby
spalili wówczas słynną bibliotekę. Nie zniszczyli też Kościoła.
Chrześcijanie
pozostali nad Nilem i żyją tam do dziś. Współcześni Koptowie są potomkami tych naszych
braci i sióstr, którzy przez długie stulecia, od czasów apostolskich, wierzyli w Chrystusa,
szukali rozumienia Pisma, głosili wiarę i spierali się o jej poprawne sformułowanie.
Modlili się też gorliwie, zarówno w kościele, jak i mniszej celi. Byli solą egipskiej
ziemi i światłem, którego blask, pomimo różnych kolei losu, niezmiennie dostrzegamy
na Wschodzie. I oby nigdy go nie zabrakło.