Nadzieje na oficjalne uznanie chrześcijaństwa w Bhutanie okazały się przedwczesne.
W tym południowoazjatyckim kraju religią państwową jest buddyzm, wyznawany przez ponad
70 proc. mieszkańców, a prócz nich oficjalnie uznaje się jedynie hinduistów, którzy
stanowią ponad 20 proc. ludności. Nieliczni bhutańscy chrześcijanie są tolerowani,
ale kult mogą sprawować tylko prywatnie. Zakazuje się im wszelkiego prozelityzmu,
publikowania Biblii, budowania Kościołów, tworzenia szkół czy innych instytucji chrześcijańskich.
Nadzieje
na polepszenie sytuacji wyznawców Chrystusa w Bhutanie wywoła niedawna wypowiedź przedstawiciela
rządu ds. wyznań, że będzie możliwa rejestracja grup chrześcijańskich. Wiadomość podjęły
liczne agencje informacyjne i media. Zgromadzenia zakonne z Indii wyraziły już gotowość
otwarcia w Bhutanie swych placówek. Jednak bhutański minister spraw wewnętrznych i
kultury Lyonpo Minjur Drji stwierdził 2 lutego, że oficjalne uznanie wymagałoby jeszcze
pogłębionych badań, a zresztą jego zdaniem nie jest ono ani pilne, ani konieczne.
Chrześcijanie mogą przecież spotykać się prywatnie, zgodnie z konstytucją z 2008 r.,
zapewniającą wszystkim obywatelom królestwa wolność sumienia. Przebywający na emigracji
bhutański dysydent Tek Nath Rizal w rozmowie z katolicką agencją AsiaNews wyraził
opinię, że wcześniejsza ustna zapowiedź oficjalnego uznania była tylko rządową propagandą.
Zresztą zarejestrowanie chrześcijan i tak nie usunęłoby dyskryminacji. Poddano by
ich nawet ściślejszej kontroli. Rzeczywistą zmianę stanowiłoby jedynie dopuszczenie
do Bhutanu misjonarzy zagranicznych.
Źródła chrześcijańskie, głównie protestanckie,
szacują liczbę chrześcijan w Bhutanie na 3 do 15 tys. Katolików miałoby być kilkuset.
Jedynym kapłanem mającym wstęp do Bhutanu jako członek rodziny królewskiej jest konwertyta
z buddyzmu o. Kinley Tshering SJ. Jezuita kieruje obecnie szkołą w Darjeeling. Katolicy
Bhutanu należą do tamtejszej indyjskiej diecezji. Bhutański parlament wprowadził w
listopadzie ub. r. ustawę przeciw konwersjom, która przewiduje trzy lata więzienia
za „wszelkie próby nawracania siłą czy w jakikolwiek inny sposób”. Określenie, czy
chodzi o prozelityzm, ustawa pozostawia miejscowym władzom, co sprawia, że praktycznie
każdą konwersję mogą one uznać za przestępstwo.