Mówiliśmy
już trochę o polityce religijnej bizantyńskiego cesarza Justyniana I (panował 527-565),
która w zamyśle miała przynieść jedność i ortodoksję w całym imperium, a skończyła
się terrorem i całkowitym uzależnieniem przestrzeni wiary od władzy świeckiej. Nic
dziwnego, bo chyba zawsze tak już jest, gdy politycy chcą rządzić Kościołem i przy
pomocy Kościoła. Najboleśniej panowanie Justyniana odczuli wówczas monofizyci, zwłaszcza
ci w Egipcie. I nawet jeśli istotnie byli w dogmatycznym błędzie, to nie godziło się
tak postępować z wyznawcami tego samego Chrystusa. Ale po kolei.
Wspominaliśmy
już, że Justynian był obeznany w teologii i że jego projekt zakładał usunięcie wszystkich
dotychczasowych herezji i schizm. Wzorem miała być wiara wyrażona na Soborze Chalcedońskim
w roku 451. W Aleksandrii środowisko kościelne było jednak zdecydowanie antychalcedońskie.
W roku 536 synod obradujący pod przewodnictwem Justyniana potępił Sewera z Antiochi.
Przypomnijmy, że biskup ten, wygnany z Syrii za głoszenie monofizytyzmu, właśnie w
Egipcie znalazł schronienie, a jego reinterpretacja nauczania o jednej naturze Chrystusa
stała się podstawą teologii Kościołowi koptyjskiego. W tym czasie patriarchą Aleksandrii
został biskup Teodozjusz. Cesarz wezwał go do Konstantynopola (537), by go sobie podporządkować
drogą wymuszenia podpisu pod formułą chalcedońską. Niestety biskup Teodozjusz okazał
się nadzwyczaj oporny, został zatem uwięziony i skazany na banicję, co w oczach Egipcjan
uczyniło go świętym męczennikiem sprawy doktryny jednej natury. Justynian, nie mając
już wielkich nadziei na kompromis z egipskimi monofizytami, przystąpił do rozwiązania
siłowego. Najpierw usunięto biskupów i prezbiterów monofizyckich, których zastąpiono
melchitami wiernymi cesarzowi. Teraz mówić już trzeba o dwóch odrębnych strukturach
kościelnych w Egipcie: wyznawcy jednej natury nazywani odtąd będą Kościołem koptyjskim,
natomiast wierni wierze chalcedońskiej utworzą wspólnotę Kościoła melchickiego, czyli
cesarskiego. To pęknięcie okaże się nie do załatania. Wielu kolejnych patriarchów
wyznaczonych przez cesarza otrzyma święcenia w Konstantynopolu i będą dosłownie odstawiani
do Aleksandrii pod eskortą wojska, bo intronizacji zawsze towarzyszyć miały gwałtowne
rozruchy. Tak stało się na przykład w roku 538, gdy patriarchą melchickim został Paweł
zwany Tabennoziotą. Za jego czasów w Aleksandrii zamknięto wszystkie kościoły
monofizyckie, ich bramy oplombowano pieczęcią cesarską, a na zewnątrz wystawiono straże.
Koptowie za swego biskupa ciągle uważali Teodozjusza, tego na zesłaniu; nie mieli
zatem zamiaru poddać się bizantyńskiemu wysłannikowi. Skutki były łatwe do przewidzenia.
Wojsko biło kogo i jak popadnie. Najgłośniej swój sprzeciw wobec tych nowych porządków
w Kościele egipskim jak zwykle wyrażali mnisi, którzy teraz pozamykali się w swoich
klasztorach, stawiając zarówno bierny jak i czynny opór, tak że krew znów lała się
strumieniami ...
W latach czterdziestych VI wieku Kościoły Wschodu i Zachodu
zajęte były sprawą tak zwanych „Trzech rozdziałów”, to znaczy pism trzech ważnych
teologów ze szkoły antiocheńskiej, mianowicie Teodora z Mopsuestii, Teodoreta z Cyru
oraz Ibasa z Edessy. Aleksandryjczycy zawsze uważali ich za protoplastów herezji Nestoriusza
i dlatego potępili na tak zwanym synodzie zbójeckim. Potem teologia tych trzech
będzie miała istotny wpływ na sformułowania zawarte w aktach Sobory Chalcedońskiego
z roku 451, gdzie też ich rehabilitowano. Jednak za czasów Justyniana, a więc po stu
latach, pisma Antiocheńczyków oficjalnie trafiły na indeksy. Była to w istocie kolejna
cesarska próba ratowania jedności wiary w imperium i jego ukłon w stronę monofizytów.
Justynian gotów był bowiem poświęcić trzech teologów na ołtarzu kompromisu z Koptami,
jednak skutki znów były opłakane. Po całej serii lokalnych synodów ostatecznie w roku
553 na soborze w Konstantynopolu potępiono nie tylko „Trzy rozdziały”, ale też Bogu
ducha winnego Orygenesa, który przecież nie żył już od trzystu lat. A ponieważ ludzie
byli nieuchwytni, to na mocy imperialnego dekretu do pieca trafić miały wszystkie
ich pisma; no i rzeczywiście po wielu bezcennych traktatach do dziś pozostały jedynie
wspomnienia. W całej sprawie Rzym początkowo protestował gwałtownie, kiedy jednak
cesarz nakazał uwięzić i głodzić starego i schorowanego papieża Wigiliusza (+555),
sprawa została przypieczętowana. Schizma egipska wcale jednak nie została zażegnana,
nie tego oczekiwano w Aleksandrii. W dodatku po raz kolejny nadszarpnięte zostały
relacje pomiędzy Konstantynopolem i Rzymem. Niech już lepiej władcy trzymają się z
dala od spraw wiary i Kościoła, chciałoby się zawołać; ale to przecież jakby tylko
głos na pustyni ...
Ostatnie lata panowania Justyniana (+565) i następne dziesięciolecia
nie przyniosą Egiptowi ani pokoju, ani zgody w Kościele. Cała polityka Justyniana,
ważna i doniosła z wielu różnych punktów widzenia, jak choćby niezwykły rozwój budownictwa
i sztuki sakralnej albo uporządkowanie prawa, które się zwie Kodeksem Justyniana,
w kwestii jedności wiary pomimo jej ortodoksji okazała się całkowicie błędna i wręcz
zgubna. Cesarz zostawił Kościół o wiele bardziej podzielonym niż za początków panowania;
swoim następcom Justynian przekazał nienaprawialną wręcz spuściznę wrogości, czego
skutkiem będzie nie tylko brak jedności w łonie wspólnoty Kościoła, ale także osłabienie
więzi politycznych pomiędzy poszczególnymi prowincjami imperium, które za chwilę stanie
wobec nowego fenomenu - pochodu plemion arabskich i ich nowej religii. W latach trzydziestych
siódmego wieku skutki te staną się widome także w kraju nad Nilem, ale o tym już w
następnym odcinku.