Większość irackich chrześcijan poukrywała się na czas świąt w swoich domach. Nie było
pasterek, prezentów ani dekoracji. Powodem były groźby ze strony tzw. Islamskiego
Państwa Irackiego, które zapowiedziało na Boże Narodzenie kolejną rzeź chrześcijan.
Przypomnijmy, że to właśnie to ugrupowanie dokonało przed dwoma miesiącami zamachu
na syrokatolicki kościół w Bagdadzie, a następnie przeprowadziło serię ataków na chrześcijańskie
domy. W sumie zginęło ponad 50 wyznawców Chrystusa.
Co ciekawe, na świąteczną
Mszę odważyli się właśnie bagdadzcy syrokatolicy. Towarzyszącym im dziennikarzom udało
się jeszcze odnaleźć na ścianach świątyni plamy krwi, a nawet małe skrawki ludzkiego
ciała. „Paradoksalnie ten atak umocnił naszą wolę by nie opuszczać tej świątyni, skoro
przeszła ona przez chrzest męczeństwa” – powiedział jeden z 300 wiernych, którzy wzięli
udział w bożonarodzeniowej liturgii. Sprawował ją abp Matti Shaba Matouka. Przed ołtarzem
rozstawiono fotografie 46 ofiar zamachu. „Bez względu na to, jak silna byłaby ta burza,
miłość nas ocali” – mówił w homilii arcybiskup.
Spokojne święta mają jedynie
chrześcijanie w Kurdystanie. Tam zamachy zdarzają się bardzo rzadko. Pasterki i świąteczne
Msze odbywały się zatem normalnie. Z tą tylko różnicą, że większość uczestniczących
w nich wiernych to chrześcijanie, którzy uciekli z innych rejonów Iraku, przede wszystkim
z Bagdadu.