Rocznic rozwodu się nie świętuje. Tak prof. Francis J. Beckwith, konwertyta z protestantyzmu
na katolicyzm, reaguje na dzisiejsze obchody święta reformacji. Zaznacza on, że jeszcze
jako protestant podchodził do tego dnia z nikłym entuzjazmem, upamiętnia on bowiem
schizmę i wzajemne oskarżenia o herezję i apostazję. Ponadto kształtuje też mentalność,
w której Kościół postrzegany jest jako wróg wiary. Ta ostatnia sprowadza się z kolei
do subiektywnego wyboru wierzeń i przekonań. Jest to dalekie od tego, co miał na myśli
Luter, choć nie da się zaprzeczyć, że to właśnie on wytyczył drogę do takiego swobodnego
interpretowania Biblii i dogmatów.
Prof. Beckwith przypomina, że główne prawdy
wiary, które odrzucili protestanci, mają silne uzasadnienie i nie były kwestionowane
aż do czasów reformacji. Chodzi tu na przykład o sukcesję apostolską czy realizm eucharystyczny.
Oznacza to, że punktem wyjściowym dla wszystkich chrześcijan wciąż jest wiara katolicka.
Aby być protestantem, trzeba mieć silne argumenty, a tych – jak zauważa prof. Beckwith,
powołując się na swe niedawne doświadczenia ze wspólnot protestanckich – większość
wierzących po prostu nie posiada. Powinni być zatem katolikami – konkluduje amerykański
filozof, który przed trzema laty sam powrócił na łono Kościoła. Swoje doświadczenia
opisał w książce „Powrót do Rzymu: spowiedź ewangelicznego katolika”.