2010-10-24 16:04:16

Ex Oriente Lux


O świętym abba Izajaszu, czyli opowieści o mnichach ze Siene ciąg dalszy

Posłuchaj: RealAudioMP3

Chcielibyście wiedzieć, co dalej działo się w dolinie Nilu na południu Egiptu pod koniec IV wieku? To posłuchajcie... Dziś bowiem znowu czytać będziemy „Historię mnichów sieneńskich”, tę opowiadającą o początkach monastycyzmu i w ogóle życia chrześcijańskiego na terytoriach Górnego Egiptu, na pograniczu królestwa Nubii, czyli tam gdzie dzisiaj Zbiornik Asuański i już niedaleko do granicy Sudanu. Pamiętamy, że księgę tę spisał abba Pafnucy, który odwiedzał tamtejsze klasztory i przyjaźnił się z mnichami, a jedyny zachowany rękopis jego relacji dziś można oglądać w British Library.

Było już o biskupie Macedoniuszu oraz o jego uczniu i następcy abba Marku. Gdy ten ostatni umarł dość niespodziewanie, trzeba było wybrać nowego pasterza, bo Kościół po trosze jest jak cała natura – boi się próżni. Na szczęście w tamtym czasie nie brakowało w File czcigodnych mężów, których lud chciałby mieć za biskupa. Przypomnijmy, że według utwierdzonej tradycji Kościoła egipskiego, to właśnie społeczność wiernych w sprawie obsadzania kościelnych urzędów miała najwięcej do powiedzenia, a szczególnie, gdy chodziło o biskupa. Oczywiście opinia poprzednika zawsze była brana pod uwagę, podobnie jak i zdanie innych eklezjastyków. Jeśli jednak jakiś kandydat nie był mile widziany przez lud, albo po prostu nie cieszył się szczególnie dobrą opinią, zwłaszcza w tym, co dotyczy czystości wiary i prawości obyczajów, nie było siły, żeby go przeforsować. Biskup ma być nauczycielem, pasterzem i sługą Bożym, który w imieniu wspólnoty, dla wspólnoty i wraz ze wspólnotą modli się, sprawuje święte misteria i dba o jej dobro. Musi być zatem „swój”, kochany i poważany. Spadochroniarzy nie akceptowano a kandydatów poszukiwano na miejscu: sprawa przewodzenia wspólnocie Kościoła jest zbyt ważna, by nieroztropnie eksperymentować.

Po śmierci abba Marka do miasta szybko przyprowadzono jego rodzonego brata Izajasza, czcigodnego i dobrze wszystkim znanego prezbitera, który już od dawna służył tamtejszemu Kościołowi. Wybrano go jednogłośnie i bez cienia wątpliwości. Zdaje się, że sam Izajasz bardzo nie protestował, pewnie spodziewał się takiego ruchu, w końcu był naturalnym kandydatem. Protesty, a nawet ucieczki kandydatów do święceń były podówczas na porządku dziennym. Tym razem jednak poszło łatwo. Szybko też spisano stosowny dokument potwierdzający dokonanie wyboru. Potem przydzielono Izajaszowi czcigodnych braci do towarzystwa i całą tę grupkę wyekspediowano Nilem na północ, do Aleksandrii. Jest bowiem tak, że aby konsekrować biskupa potrzeba jeszcze jednego przynajmniej, takie jest odwieczne prawo Kościoła – dzielimy się tym, co otrzymaliśmy. Trzeba było zatem płynąć aż do Aleksandrii, bo Nubia była misją tamtejszego Kościoła, co oznacza, że wspólnota nubijska nie tylko została założona przez Egipcjan, ale i to, że tamtejsza hierarchia podlegała władzy arcybiskupa aleksandryjskiego. To całkiem logiczne: ten, który cię zrodził jest twoim ojcem, a wiec też ten, który cię konsekrował jest twoim przełożonym. Dotyczyło to zresztą nie tylko Nubii, ale też na przykład Etiopii, do tego stopnia, że aż do połowy dwudziestego wieku kapłani Kościoła etiopskiego każdorazowo wyprawiali się do Kairu, by tam przyjąć sakrę biskupią z rąk egipskiego patriarchy. O tym kiedy indziej.

Tymczasem Izajasza i jego towarzysze dopłynęli już do Aleksandrii i odnaleźli biskupa Atanazego: gdy miał ich przyjąć wyszli mu na spotkanie z pokłonami, objęli za nogi i złożyli stosowne homagium. Święty patriarcha zaraz kazał im powstać i obdarzył ich pocałunkiem pokoju oraz pobłogosławił jak należy. Potem przekazali mu list od własnego Kościoła, zwany psefisma, w którym opisano i potwierdzono wybór Izaaka na biskupa File. Atanazy przeczytawszy list zaakceptował jego postanowienia, polecił przygotować świętą liturgię i konsekrował Izajasza na biskupa. Potem sam napisał odpowiednie pismo informujące o tym wszystkim mieszkańców południa, które wręczył ich nowemu pasterzowi. Następnie serdecznie go uścisnął i odesłał do Siene. Tam z kolei przywitano biskupa odpowiednio, odprawiono liturgię i byłoby jak zawsze, tyle że Izajasz biskupem być nie umiał, a przynajmniej takim miejskim, z kurią i mnóstwem gości każdego dnia. Izajasz od wielu lat był mnichem i mnichem chciał jednak pozostać. Prosił więc aby pozwolono mu powrócić do pustelni poza osiedlem miejskim. Nie uchylał się jednak od obowiązków biskupich, co to to nie. Zawsze przychodził do miasta i do kościoła, kiedy tylko wypadał dzień świąteczny. Wtedy porządnie sprawował liturgię, nauczał i komentował słowa Pisma Bożego. Zawsze też pilnował, by prezbiterzy i diakoni na co dzień troszczyli się i dbali o lud. Ale sam pozostawał na osobności. Nie szukał zaszczytów ani nie zależało mu na splendorze. Oczywiście o jego względy i poparcie, tak jak to się przydarza biskupom we wszystkich czasach, zabiegało wielu, zarówno wierzących jak i niewierzących, prosili o pomoc i ludzie prości i możni urzędnicy państwowi. Izajasz nikomu dobrego słowa nie szczędził. Kiedy chodziło o ubogich i potrzebujących każdego wysłuchiwał z uwagą a potem polecał ich pieczy swoich pomocników. Chętnie też i tak jak należy zaradzał potrzebom duchowym wszystkich, którzy przychodzili po poradę, po modlitwę albo wsparcie. Ale nigdy nie porzucił swego ascetycznego stylu życia. Nie stał się panem, nie ubierał się w purpurę i nie zasiadał przy suto zastawionych stołach ludzi bogatych. Bo nie do tego uczyniono go biskupem, by napełniał swój żołądek przepiórkami i starym winem. Sakra biskupia to nie przepustka do lepszego życia. To raczej pole bitwy z pokusą lenistwa i dobrobytu, z demonem władzy i samozadowolenia.

Opowiadał abba Pafnucy w swej „Historii mnichów sieneńskich”, że święty biskup Izajasz nigdy nie przestał umartwiać swego ciała, że zawsze odmawiał sobie tego, co łatwe i przyjemne. Był narówni troskliwym pasterzem i surowym ascetą, który zamiast korzystać ze światowych zaszczytów długie godziny spędzał na modlitwie. Nie wystawił sobie okazałej kurii, ale zamieszkał w skromnej chacie i jadał w samotności. Może dlatego właśnie zawsze miał oczy i uszy otwarte na potrzeby powierzonego mu Kościoła. Pewnie dlatego też gdy umarł, pochowano go ze czcią, a potem nazywano świętym. Oby nasz Pan zawsze dawał swojemu Kościołowi pasterzy na podobieństwo mnicha Izajasza z egipskiej pustyni.

Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.