2010-09-04 10:12:35

Okruchy Ewangelii – XXIII niedziela zwykła


Bóg ma na imię Miłość

Słuchaj rozważania: RealAudioMP3

„A szły za Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem… Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem»” (Łk 14,25-27, 33).

Niewątpliwie słowa Jezusa, bez pogłębionej refleksji, wydają się wprost nie do przyjęcia. Nasuwa się pytanie, jak Jezus mógłby namawiać do nienawiści, skoro dał nam największe spośród przykazań, a jest nim przykazanie miłości Boga i bliźniego (por. Mt 22,37-40). W innym miejscu Jezus nakazał, jako znak wierności Bogu, kochać nawet nieprzyjaciół (Mt 5,43-48), to cóż dopiero rodziców, ojca i matkę, rodzeństwo lub kogoś z bliskich. Skądinąd, On sam miłość Bożą do nas ludzi potwierdził śmiercią na krzyżu. Nie żąda zatem od nas, abyśmy nie kochali lub kochali mniej osoby nam bliskie i drogie. Wręcz przeciwnie chce, abyśmy drugiego człowieka kochali tak samo jak kochamy Boga. Jezus chce, abyśmy zrozumieli, czym jest miłość Boża w odróżnieniu od miłości ludzkiej. Nierzadko wydaje nam się, że kochamy innych, a w rzeczywistości szukamy w nich potwierdzenia siebie samych. Często nasza miłość jest zaborcza, zniewalająca drugą osobę, brak w niej poświęcenia, wierności i rezygnacji dla osoby ukochanej. Oczekujemy miłości za okazaną miłość. Miłość ludzka jest interesowna, jest często sentymentem, który wcześniej lub później przemija.

Jezus oczekuje, aby w naszym sercu pierwsze miejsce pozostawało zawsze dla niego. Nie oznacza to wcale, abyśmy negowali miłość innym, ale aby ona pozostawała zawsze w relacji do Boga. Kochać Boga bardziej niż innych oznacza uwolnić swoje serce od tego, co czysto ziemskie, aby ukochać życie i drugiego człowieka miłością Bożą, czystą, bezgraniczną, pełną poświęcenia i wyrzeczenia. „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich” – mówi Jezus. Zatem prawdziwy uczeń Chrystusa to nie ten, który w swoim sercu i w życiu pośród wielu innych rezerwuje miejsce również dla Jezusa, ale ten, który wybiera Jezusa jako największe dobro swojego życia. Chodzi o to, aby uczeń wyzbył się logiki posiadania, a przyjął logikę daru i darmowości, i był cały dla Jezusa, jak Jezus dla niego.

Drugi istotny element miłości Jezusa to świadomość miłości. Miłość, której uczy Jezus, nie jest zwykłym sentymentem, lecz stanem, który wynika ze świadomości osobistej relacji do Jezusa, z przekonania i z racjonalnego uzasadnienia tej miłości. Rozum dostarcza motywów poznawczych Boga, aby karmić serce i pobudzać je do coraz większej miłości. W ten sposób nasze życie nie jest budowlą wzniesioną na piasku, lecz na solidnej skale, na Jezusie. Człowiek żyjący miłością Bożą nie stawia Bogu natychmiast pytania „dlaczego”, gdy w jego życiu pojawi się krzyż.

Trzecią zasadniczą cechą miłości Jezusa jest entuzjazm, dynamizm, który rodzi postawę służebną na wzór samego Chrystusa. Ta ostatnia wpisuje się w ów krzyż, o którym mówi Jezus: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za mną, nie jest Mnie godzien”. Służba w miłości jest krzyżem, ale krzyżem, który prowadzi ku wielkiej radości, radości zmartwychwstania i życia.

Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty modliła się wiele godzin każdego dnia, prosząc Boga, aby napełnił jej serce miłością i aby w ten sposób mogła kochać biednych miłością Bożą. Opiekując się biednymi i chorymi chciała, aby i oni mogli doświadczyć piękna miłości Bożej. Jej serce pełne czułości, jej zawsze otwarte i gotowe do posługi ręce, jej uśmiech pełen słońca, jej gesty pełne dobroci i gotowości do posługi chciały przekazać, człowiekowi w potrzebie, jako zasadnicze orędzie, że jest kochany, że tu ma miejsce, że jest ktoś, kto się nim zaopiekuje.

Pewnego dnia do domu w Kalkucie przyniesiono kobietę, która leżała na chodniku i była w ciężkim stanie. Całe jej ciało było pokryte ranami. Matka Teresa zaopiekowała się nią z właściwą sobie troską i delikatnością, obmywała i opatrywała jej rany, karmiła. Kiedy niewiasta doszła nieco do siebie i odzyskała nieco sił, zaczęła narzekać i przeklinać swój los. Matka Teresa, jakby nie zważając na to, co mówi kobieta, kontynuowała z delikatnością swoją posługę, ocierała jej pot z czoła, nawilżała spieczone od gorączki usta. Owa kobieta, nie mogąc pojąć dobroci Matki Teresy, w pewnej chwili zapytała: dlaczego mi pomagasz? Nie wszyscy są tacy uczynni jak ty, kto cię tego nauczył? Matka Teresa ze szczerości swego serca odpowiedziała: Nauczył mnie tego mój Bóg. A na to kobieta: Powiedz mi coś o tym Bogu. W tym momencie Matka Teresa, obejmując ją czule, wypowiedziała wzruszające słowa: Mojego Boga już teraz znasz. On ma na imię Miłość!

W dzisiejszym świecie, często obojętnym i zimnym na biedę ludzką, potrzeba świadków takiej właśnie miłości. Jezus z dzisiejszej Ewangelii pyta zatem ciebie i mnie, czy żyjemy Jego miłością i czy jesteśmy gotowi, aby tak jak On i Matka Teresa nieść ją innym!

Tadeusz Wojda SAC








All the contents on this site are copyrighted ©.