2010-08-29 13:55:20

Ex Oriente Lux


O świętym Samuelu, nazywanym Wyznawcą z Kalamon

Posłuchaj: RealAudioMP3

Samuel należy niezmiennie do najbardziej znanych świętych Kościoła egipskiego z epoki bezpośrednio poprzedzającej inwazję arabską, która jak wiemy rozpoczęła się w roku 640. Do wydarzeń jej towarzyszących przyjdzie nam jeszcze kiedyś powrócić, dziś natomiast opowiemy dzieje mnicha, który musiał być nietuzinkową osobowością, skoro budził tak wielki podziw za życia i po śmierci. Biografię Samuela z Kalamon spisał po koptyjsku jeden z jego uczniów imieniem Izaak. Pismo to, przełożone później na języki arabski i etiopski, uznaje się za bardzo ważne źródło naszej wiedzy o dziejach monastycyzmu egipskiego w tym okresie.

Samuel urodził się prawdopodobnie w roku 597 we wsi Tkello, niedaleko Pelhip we współczesnej prowincji Kafr el-Sheikh, w północnej części Delty Nilu. Jego ojciec miał na imię Silas i był księdzem, matka zaś zwała się Kosmiana; oboje słynęli z pobożności i hojności wobec ubogich. Samuel w wieku 12 lat został wyświęcony na subdiakona i już w tym czasie zdradzał wielkie zamiłowanie do życia ascetycznego. Rodzice chcieli ożenić go szybko, by jeszcze doczekać się wnuków, ale młodzieniec odpierał wszelkie nagabywania. W wieku lat 18 stracił matkę, a kiedy ojciec wybudował nowy kościół w okolicach, młody Samuel przyjął święcenia diakonatu, by wspierać swego staruszka w liturgicznej posłudze. Ojciec jednak umarł niebawem. Wtedy nasz bohater porzucił życie w świecie i poszedł na pustynię sketyjską. Jego biograf opowiada, jak w tej wędrówce towarzyszyli mu aniołowie, w co powątpiewać nie wolno. A kiedy dotarł do klasztoru świętego Makarego zapukał do celi starca imieniem Agaton, który zgodnie z Bożym poleceniem przyjął młodzieńca w poczet mnichów a potem jeszcze przez trzy lata był mu ojcem i mistrzem duchowym. Według arabskiego synaksariusza już w tym czasie Samuel przyjął prezbiterat, ale autor jego żywota o świeceniach mówi znacznie później.

Około roku 631 cesarz Herakliusz przysłał do Egiptu, w charakterze patriarchy i gubernatora zarazem, niejakiego Cyrusa, z misją doprowadzenia choćby siłą monofizyckich koptów do jedności z Kościołem bizantyńskim. Teologicznym tłem kompromisu miała być nauka o jednej woli w Chrystusie, zwana monoteletyzmem. Ale jak to z zaprowadzaniem przymusowej jedności zazwyczaj bywa, bez rozlewu krwi obyć się nie mogło. Cyrus posłał do mnichów sketyjskich swego emisariusza z żądaniem podpisania tak zwanego Tomu papieża Leona i przystąpienia do postanowień soboru chalcedońskiego. W klasztorze św. Makarego abba Samuel odmówił zdecydowanie, przeklął Cyrusa, ekskomunikował martwego od prawie dwustu lat papieża Leona, teatralnie podarł jego pismo i wyrzucił za drzwi kościoła. Ufff..., chyba trochę przesadził, bo w rezultacie wzięto go na tortury. Męczono biedaka prawie do śmierci, wyłupano mu przy tym prawe oko, przez co na obrazach do dziś przedstawia się Samuela z jednym okiem zamkniętym. Męki, których doświadczył, zapewniły mu też tytuł Wyznawcy. Ledwo żywego zabrali go trzej towarzysze i wszyscy razem schronili się w pewnej grocie w głębi pustyni. A kiedy już wyzdrowiał nie bez Bożej pomocy, poszedł do klasztoru w Naqlun. Tam został opatem wielkiej wspólnoty monastycznej a jego sława cudotwórcy szybko rozeszła się po okolicy. Niestety, patriarcha Cyrus miał na jego temat całkiem inne zdanie, kiedy więc zjawił się osobiście w Fajum, na wielu tamtejszych mnichów padł blady strach. Samuela i jemu podobnych na szczęście w porę zaalarmowano, musieli zatem na nowo uciekać na pustynię. Tam też odnaleźli opuszczony kościół, który odgrzebali z piasku i zamienili w klasztor. Teraz jednak nadciągnęła horda barbarzyńskich mazyków i wszystkich zagarnęła w niewolę. Biografia opowiada jak to wielbłądzica, na której jechał abba Samuel przemówiła wówczas niczym oślica Baalama, tak że aż wszyscy oniemieli. Później nasz bohater został sprzedany na targu niewolników, gdzie też miał spotkać znajdującego się w podobnie trudnej sytuacji abba Daniela ze Sketis, o którym opowiadaliśmy niedawno. W niewoli Samuel pozostawał przez trzy lata i był pastuchem wielbłądów, cierpiąc przy tym liczne upokorzenia. Kiedyś nawet jego właściciel chciał przymusić naszego mnicha do ożenku z jakąś niewolnicą, a skoro ten zdecydowanie odmawiał, zakuł ich w jeden łańcuch, ale i tak do grzechu nie doszło. Działy się za to liczne cuda, które biograf opisał ze szczegółami. A potem jeszcze anioł przysłany z nieba uwolnił Samuela i zaprowadził do klasztoru w Kalamon, nieopodal Fajum na Pustyni Libijskiej w północnym Egipcie, gdzie też objawiła mu się Matka Boża, przyrzekając swoją opiekę. Istotnie, od tego momentu w życiu naszego bohatera wszystko się odmieniło na lepsze i prostsze. Samuel pozostał w Kalamon przez 57 lat, wychowując kolejne pokolenia mnichów, nadzorując budowę wielkiego kościoła dedykowanego Najświętszej Maryi Pannie, czyniąc liczne cuda i dokonując uzdrowień. Szczególnie wdzięczny był mu biskup miasta Kais imieniem Grzegorz, którego nasz mnich uzdrowił nie tylko z choroby dręczącej jego ciało, ale i z niemocy duchowych, bo biskupom też się takie zdarzają. Z jego osobą związane jest także przepowiednia kary Bożej, jaka przy pomocy muzułmańskiej nawałnicy spaść miała na grzeszników odwracających się od wiary w Chrystusa, tak w Egipcie jak i w całym cesarstwie.

Samuel z Kalamon umarł w wieku 98 lat, ósmego dnia egipskiego miesiąca kiyahk, czyli 4 grudnia 695 roku. Zarówno biografia jak i synaksariusz przypisują jego wstawiennictwu liczne cuda za życia i po śmierci. Był tak ważny, że koptowie do dziś wspominają jego imię w modlitwie eucharystycznej świętych Grzegorza i Cyryla. A sławetny klasztor w Kalamon, pomimo islamskiej inwazji, wspaniale funkcjonował aż do XV wieku. Potem podupadł, ale już w wieku XX na nowo erygował go aleksandryjski patriarcha Cyryl VI. Bo Kościół wcale nie potrzebuje sprzyjających mu okoliczności ani życzliwych władców. Kościołowi, zarówno dawniej jak i dziś, nade wszystko potrzeba świętych mnichów. To oni są żywym znakiem, który burzy schematy, pobudza do wiary i zaprasza do naśladowania Chrystusa. I tego też się trzymajmy.

Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.