Rwanda - afrykańskie "coś za coś" - rozmowa z o. Maciejem Jaworskim OCD
W Rwandzie odbyły się drugie od czasów ludobójstwa wybory prezydenckie. Wygrał
je bezapelacyjnie ustępujący prezydent Paul Kagame. Zwolennicy prezydenta wskazują,
że jego rządy przynosiły stały wzrost gospodarczy i stabilność kraju. Opozycja zarzuca
mu tłumienie demokracji i kneblowanie mediów.
O rwandyjskiej
demokracji i o tym, co wynik wyborów oznacza dla tego kraju Beata Zajączkowska rozmawia
z pracującym w Rwandzie karmelitą, o. Maciejem Jaworskim.
- Co oznacza
wynik wyborów dla Rwandy?
Maciej Jaworski OCD: Przede wszystkim
kontynuację.Jest już chyba pewną tradycją „afrykańskich demokracji”, że to
urzędujący prezydent prawie zawsze zwycięża. Dzieje się tak, ponieważ ma on dostęp
do wszystkich środków przekazu, które są przezeń kontrolowane. Idea mediów państwowych
to jest idea mediów zależnych od władzy i to jest postrzegane w Rwandzie jako coś
zupełnie normalnego. Stąd jako swoją misję, państwowe telewizja i radio, biorą linię
prezydenta i aktualnego rządu. Jest to ważne, ponieważ Rwandyjczycy opierają się bardzo
mocno przede wszystkim na opinii radia. Co za tym idzie, linia ustępującego prezydenta
jest jedyną obowiązującą. Opozycja też się próbuje zaprezentować, ale w tej sytuacji
nie ma praktycznie żadnych szans przebicia się do powszechnej świadomości.
-
Czyli ta „demokracja afrykańska” to innymi słowy reżimowe rządy?
Maciej
Jaworski OCD: Prezydent jest szefem. Szef ma prawo chociażby mówić więcej niż
inni. I to jest postrzegane przez większość jako coś zupełnie normalnego.
-
Rządom szefa towarzyszy jednocześnie łamanie praw człowieka, uciszanie opozycji i
części mediów. Tę sytuację akceptują jednak zarówno Europa jak i Stany Zjednoczone.
Dlaczego tak się dzieje?
Maciej Jaworski OCD: To jest „coś za coś”.
Aktualnie ceną za tę akceptację jest spokój w regionie.
- Prezydent Paul
Kagame rządzi krajem nieprzerwanie od 1994 r. W dużych miastach widać ogromny postęp.
Jak to się przekłada na życie zwyczajnych ludzi wciąż mieszkających w glinianych chatach?
Maciej
Jaworski OCD: Linia jest wyraźna i jasno widać, że są regiony, które w planie
politycznym są preferowane. Zarazem są miasta, które kiedyś były ważne w historii
Rwandy, a teraz są zapomniane. Stolica kraju rozwija się niezwykle prężnie, w centrum
inwestuje się w Gitaramie, a na północy pod względem turystycznym w Ruhengeri. Rozwój
na pewno nie dociera wszędzie. Jednak, ponieważ jest to naprawdę niewielki kraj, ten
wpływ mimo wszystko widać. Ludzie z małych wiosek, kiedy pojadą do stolicy widzą,
że się zmienia: są nowe drogi, nowe budynki. I o tym na okrągło się mówi też w radiu,
stąd mit rozwoju krąży i się umacnia. Więc nawet jeżeli ludzie dalej w domu sami nie
mają ani prądu, ani wody, to słyszą, że kraj się rozwija, choć nie ma to najmniejszego
przełożenia na ich życie. Propaganda robi jednak swoje, a radia słucha się nieustannie.
- Znakiem dokonujących się zmian jest przejście całego kraju na
język angielski, który stał się też obowiązkowy w szkołach…
Maciej Jaworski
OCD: Jest cały program budowy szkół, które w Polsce odpowiadałyby gimnazjom. Gminy
są zmuszane do wybudowania podczas wakacji budynku. Ostatnie dni to zawsze gorączkowa
robota i często rok szkolny zaczyna się z późnieniem, bo ośrodek nie jest jeszcze
gotowy. Jednak z drugiej strony, zmusza to szefów gmin do działania, a oni z kolei
przymuszają później ludzi do pracy: przyniesienia kamieni, cegieł, piachu itd. I rzeczywiście
się buduje. W tym sensie na wioskach jest jakiś postęp. Inny punkt rozwoju, który
niesamowicie zmienia mentalność, to dostęp do komunikacji. Nie masz prądu, nie masz
wody, ale w rodzinie są trzy telefony komórkowe. Często nie ma w nich kart, bo to
są ubodzy ludzie, ale telefony wiszą im na szyjach jak kiedyś krzyżyki czy różańce.
Jest kulturowy przymus posiadania komórki, czy dla ludzi ciut lepiej sytuowanych korzystania
z internetu.
- Na ile Rwandyjczycy chronią swą afrykańską tradycję przed
tym, co napływa z zewnątrz?
Maciej Jaworski OCD: Jest
bezkrytyczne otwarcie się na Zachód i to wszystko, co ze sobą niesie, łącznie z kulturą
konsumpcjonizmu. Nie ma kulturowego filtra: co my jako Afryka możemy przyjąć od Zachodu,
a co nie. Nie ma tej refleksji. Nie jest ona dokonywana być może dlatego, że nie ma
mocnej identyfikacji narodowo-kulturowo-afrykańskiej, która broniłaby przed pewnymi
wpływami. Szczególnie mocno widać to na programie obniżania dzietności. Jest on przyjmowany
zupełnie bezkrytycznie. Młodzi ludzie z wioski, którzy się pobierają, powtarzają rządową
wersję: troje dzieci, nie więcej. Pytani, dlaczego, odpowiadają propagandowym hasłem:
bo to kosztuje. Dla mnie szokujące jest to, że to tak szybko i bezboleśnie wchodzi
w mentalność i że ta mentalność za bardzo się przed tym nie broni.
- Kto
promuje ten program?
Maciej Jaworski OCD: To jest oficjalny rządowy
program, który do tego stopnia był wręcz dogmatem, że zaplanowano wydanie nowych dowodów
osobistych z rubrykami dla maksymalnie trojga dzieci. Ostatecznie nie zostały wydrukowane,
jednak w mentalności już wyryto: nie jest dobrze widziane przekroczyć liczbę trójki
dzieci. W prawie wszystkich ośrodkach zdrowia ten program jest lansowany przez różne
organizacje międzynarodowe. Rwanda to jest miejsce, gdzie się testuje wszystkie możliwe
programy antyludnościowe. Dzieje się tak, ponieważ brakuje wewnętrznej samoobrony,
wszystko jest bezkrytycznie przyjmowane. Niektórzy mówią, że Rwanda jest ideowo sprzedana
organizacjom międzynarodowym. To jest też to „coś za coś”, o czym mówiliśmy na początku.
- Czy w tej sytuacji słychać głos Kościoła, który często oskarżany bywał
o zbytnie uleganie władzom?
Maciej Jaworski OCD: Wreszcie
zaczyna się oficjalnie mówić o tym, że katolickie ośrodki zdrowia nie będą akceptować
wszystkich metod narzucanych przez linię rządową. Ale to też wymagało czasu. I nie
do końca jest to wciąż głos jednoznacznie jasny, bo presja rządowa jest mocna, żeby
ulegać, żeby się nie wyłamywać i respektować decyzje rządowe. Widać jednak rodzącą
się samoobronę kościelną. Poszczególni biskupi na terenie swoich diecezji wyraźnie
mówią odpowiedzialnym za ośrodki, żeby nie wchodzili w ten program, a tym, którzy
już w nim są, aby się z niego jednoznacznie wycofali. Jest nadzieja, że Kościół pobudzi
refleksję. Szczerze mówiąc Kościół katolicki na obecną chwilę to jest jedyna siła,
która może coś powiedzieć, gdy chodzi o prawo do życia i kwestie bioetyczne. Pozostałe
denominacje chrześcijańskie są bezkrytyczne, jest jedna oficjalna linia i ją się przyjmuje.
- Z czego wynika ten brak krytycyzmu Rwandyjczyków i chłonięcie
przez nich wszystkiego, co niesie Zachód?
Maciej Jaworski OCD:
Myślę, że to bezkrytyczne otwarcie związane jest m.in. z tym, że ludzie, którzy
przejęli władzę po ludobójstwie w 1994 r., pochodzą głównie z zewnątrz. Po wcześniejszych
eksterminacjach wyemigrowali i teraz wrócili: z Belgii, Kanady, czy jak większość
Tutsi, z sąsiedniej Ugandy. Jest to więc drugie pokolenie, które wzrastało poza Rwandą.
I teraz przy nowej koniunkturze wracają. Myślę, że to też ma wpływ na bardzo mocne,
by wręcz nie powiedzieć za mocne otwarcie się.
- Na ile dramat ludobójstwa
jest obecny w codziennym życiu Rwandyjczyków?
Maciej Jaworski OCD: Wystarczy
pojeździć po Rwandzie i nawet nie wysiadać z samochodu. Co kilka, kilkanaście kilometrów
widać upamiętniające tę tragedię mauzolea. Są one wciąż odnawiane, powiększane, idą
na to ogromne środki finansowe. Jest to coś obcego rwandyjskiej kulturze, w której
nie było komunalnych cmentarzy, a ludzie byli chowani przy domu w ogrodzie. To tylko
przykład tego, że jest to temat wciąż obecny.
- Czego życzyłby Ojciec Rwandzie
na kolejne lata?
Maciej Jaworski OCD: Głębokiego pojednania, które
nie jest jeszcze osiągnięte. Deklaracje i samo hasło „pojednajmy się” nie wystarczą.
Hasła, za którymi nie kryją się głębokie czyny, by wyjść ku sobie, niewiele zmienią.
Po jednej i po drugiej stronie potrzeba też prawdy. Życzę więc Rwandzie głębokiego
pojednania wokół prawdy.