Gdy politycy walczą w Nepalu o władzę naród przymiera głodem. Alarmuje w tej sprawie
tamtejszy Kościół katolicki. Od ponad miesiąca ten himalajski kraj doświadcza kryzysu
młodej demokracji. Po raz czwarty w ciągu dwóch tygodni nie udało się tam wybrać,
na skutek międzypartyjnych napięć, szefa rządu. Istnieje ryzyko powrotu pod broń maoistów,
którzy poprzednio zgodzili się na pokojowe rozwiązanie kryzysu trawiącego przez 10
lat Nepal (1996-2006). Tymczasem, jak informuje tamtejszy wikariusz apostolski, kraj
nawiedziła klęska głodu, a spierający się politycy pozostają obojętni na fakty.
„W
niektórych rejonach na wschodzie i zachodzie Nepalu ludzie nie mają do jedzenia nawet
trawy – powiedział Radiu Watykańskiemu bp Anthony Francis Sharma. – Wiele osób, będących
w czasie wojny uchodźcami, teraz nie może wrócić w rodzinne strony i wciąż żyje pod
namiotami. Ludność Katmandu już ma dość tej sytuacji, tym bardziej, że wielu mieszkańców
wsi napływa do stolicy w poszukiwaniu pracy. Jest coraz gorzej: kradzieże, włamania,
napady – nikt nie ma nad tym kontroli. Rząd nie przejmuje się tym, co się dzieje,
a dochodzi coraz częściej do zabójstw. Powiedzieć coś negatywnego publicznie oznacza
ryzyko utraty życia. Ludzie chcą przywrócenia porządku, ale porządku nie ma nawet
we władzach, których nie obchodzi to, co się dzieje z ludnością na północ od Katmandu”.
Jak
dodaje bp Sharma, jedynie cywilny rząd mógłby dać krajowi jakąś nadzieję. Tymczasem
warunków do tego nie stwarzają maoiści, którzy mimo podpisania przed czterema laty
pokojowego porozumienia wcale się nie rozbroili, a teraz starają się szantażować pozostałe
partie polityczne, nawet nie mając zbytniego poparcia w społeczeństwie.