„Nie bój się,
mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze
mienie i dajcie na jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany
w niebie, gdzie złodziej nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz,
tam będzie i serce wasze?” (Łk 12,32-34).
Dzisiejszy świat nie jest w stanie
zrozumieć sensu tych słów, bowiem nastawiony jest bardziej na gromadzenie skarbów
na ziemi niż w niebie. Wszechobecna ekonomia zachęca nieustannie do zdobywania coraz
to nowych dóbr doczesnych. W konsekwencji, jak zauważył pewien mnich, „mamy budowle
coraz to wyższe, a coraz to gorszą moralność; coraz szersze autostrady i coraz węższe
horyzonty. Wydajemy coraz więcej i więcej, a mamy coraz mniej. Mamy coraz większe
domy a coraz mniejsze rodziny. Mamy coraz lepsze wykształcenie, a coraz mniej dobrej
woli. Mamy więcej ekspertów, i jeszcze więcej problemów. Mamy więcej lekarstw i mniej
zdrowia. Adorujemy telewizor, a zaniedbujemy Boga. Wydłużyliśmy o kilka lat nasze
życie, ale nie dorzuciliśmy życia do naszych lat. Poszukujemy życia we wszechświecie
a zamykamy się na horyzonty wewnętrznej przestrzeni” (por. L. Piva, Oltre il deserto,
Edizione San Paolo, Milano 2009, s.283).
Nie trudno jest uświadomić sobie,
że zabiegany człowiek o pomnażanie własnych dóbr, nie ma czasu dla Pana Boga. Zapomina
o Nim, a w konsekwencji słabnie jego wiara. Jakże wymownie brzmią w tym kontekście
słowa wypisane na jednym z przydrożnych krzyży:
„Jestem światłem, a nie widzicie
Mnie,
Jestem Drogą, a omijacie Mnie
Jestem nauczycielem, a nie słuchacie
Mnie,
Jestem waszym Bogiem, a nie prosicie Mnie,
Jestem waszym Przyjacielem,
a nie kochacie Mnie,
Jesteście szczęśliwi – nie miejcie pretensji do Mnie”
Autor Listu do Hebrajczyków przypomina nam jednak z mocą, że „Chrystus zjawia
się nam jako Arcykapłan dóbr przyszłych” (n.9,11). Przyszedł, by nas nauczyć właściwej
relacji do dóbr ziemskich i dóbr niebieskich. Przypomina nam, że nie należy ich gromadzić
za wszelka cenę, aby się od nich nie uzależniać. „Gromadźcie sobie skarby w niebie
– mówi – gdzie ani mól, ani rdza ich nie zniszczą, ani też złodziej nie może wykraść”.
Gromadzenie
zatem skarbów w niebie nie tylko jest pewniejsze niż na ziemi, ale też konieczne w
perspektywie ostatecznego rozrachowaniu z naszego życia przed Bogiem, ku któremu zmierzamy,
bowiem, jak podkreśla św. Paweł, „nasza ojczyzna jest w niebie”.
W tej perspektywie
zachęta Jezusa o sprawienie sobie trzosa, który nie niszczeje i skarbu niewyczerpanego
w niebie, nie brzmi dziwnie, lecz stanowczo, aby być czujnym, aby zachować wolność
i nie zatrącać serca pośród dóbr materialnych, i nie poddawać się uwodzicielskiemu
ich pociągowi.
28 grudnia 2008 r., w wieku 80 lat, odeszła do Pana Maria Teresa
Camilloni. Była cenioną i lubianą profesorką filozofii greckiej i łaciny na Uniwersytecie
„La Sapienza” w Rzymie. Choć w jej bogatym życiorysie widnieje cały szereg publikacji
naukowych, ona sama była osobą nad wyraz skromną. W jej mieszkaniu, obok dużej ilości
różnych książek, które stanowiły jej warsztat naukowy, znajdowały się tylko rzeczy
i przedmioty niezbędne do codziennego życia. Nie dbała o dobra materialne. Od wielu
lat, regularnie każdego miesiąca, zjawiała się w biurze Papieskich Dzieł Misyjnych
w Rzymie, aby swoją pensję oddać na misje. Zatrzymywała tylko tyle, ile było konieczne
na życie. Jej osobistym pragnieniem było opublikowanie własnych poezji, ale nie śmiała
tego zrobić, aby nie odbierać pieniędzy tym, którzy, jej zdaniem, na misjach o wiele
bardziej ich potrzebują. Pragnienie to zostało spełnione. W pierwszą rocznicę jej
śmierci poezje ujrzały światło dzienne. W przedmowie zostały zamieszczone słowa, które
wspaniale oddają głębię, szlachetność i nieprzeciętną wiarę Teresy Camilloni. Jej
życie było wspaniałą syntezą filozofii i Ewangelii. Patrząc na jej postać ma się wrażenie,
że odnalazła właściwe światło dla swojego życia, które, choć nie pozbawione ciemnych
chwil samotności i cierpienia, rozpływa się w kontemplacji Boga. Bezgraniczna miłość
Boga rozbudzała w niej gorące pragnienie tego, by o Nim mówić i zachęcać innych, by
Go kochali (por. Maria Teresa Camilloni, Micea, Roma 2009, s.5). Potwierdzeniem
tego jest poezja napisana w kwietniu 1959 r. po spotkaniu z niewierzącym studentem: