Kobiety niezłomne, czyli o świętej Dimianie i jej czterdziestu towarzyszkach
W
jednej z naszych niedawnych audycji mówiliśmy o prześladowaniach chrześcijan za czasów
Dioklecjana. Pod koniec III stulecia władca ten podjął się reformy podupadającego
cesarstwa, nadając jego administracji strukturę opartą na wzorcach wojskowych. Niestety
przy okazji zwalczał wszelkie formy religijności wykraczającej poza dawne kulty pogańskie,
co szczególnie mocno odbiło się na chrześcijanach. Zwłaszcza w okresie od roku 303
do 311 wiele tysięcy chrześcijan zostało straconych za wiarę, szczególnie – jak już
o tym wspominaliśmy – okrutnie potraktowano ich w Aleksandrii. Męczenników tamtych
czasów nasi bracia i siostry w Egipcie pamiętają i czczą po dziś dzień. Wśród sławnych
męczenników tamtej epoki znalazła się także niejaka Dimiana, która poniosła śmierć
za Chrystusa wraz z czterdziestoma towarzyszkami.
W źródłach nazywa się ją
Dimiana albo Damiana, obie formy poprawne, a różnica wynika z odmiennej wokalizacji
w języku arabskim.
Według synaksariusza Kościoła koptyjskiego miała być jedyną
córką niejakiego Marka, prefekta rzymskiego regionu Parallus w północnej części delty
Nilu. Rodzina miała być chrześcijańska, i to do tego stopnia, że jeszcze w niemowlęctwie
ojciec zabrał ją pewnego razu do klasztoru, by prosić tamtejszych mnichów o modlitwę
i błogosławieństwo dla Dimiany. Dziecko natychmiast też ochrzczono. A kiedy dorosła
i był czas stosowny, by pomyśleć o jej za mąż wydaniu, Dimiana oświadczyła dość stanowczo,
że za mąż wychodzić nie zamierza i że woli wieść życie całkowicie poświęcone Bogu
w czystości i modlitwie. Chcąc nie chcąc, rodzicie przystali na nalegania córki, pod
tym jednak warunkiem, że nie pójdzie byle jak na pustynię, bo to zbyt niebezpieczne,
ani też do pierwszego lepszego klasztoru, ale że zamieszka w odosobnieniu dla niej
specjalnie wybudowanym przez ojca, wraz z wybranymi towarzyszkami, których było czterdzieści,
a dzień i noc upływały im na modlitwie, śpiewaniu psalmów, lekturze Pisma świętego
i ojców Kościoła. Całkiem pokaźny klasztorek jak na późnoantyczne realia. Takie prywatne
„klasztory” musiały być popularne, nawet jeśli nie w tamtej epoce, to zapewne 200
i 300 lat później, bo sam ten opis zdaje się być anachroniczny, to znaczy pisany z
perspektywy wieków i późniejszego stanu rzeczy.
Kiedy przyszły czasy Dioklecjana,
Marcus został zawezwany do Antiochii i poproszony dość stanowczo o złożenie ofiary
kadzielnej i spełnienie libacji ku czci bóstw pogańskich, bogów opiekuńczych państwa.
Wybór nie był łatwy: z jednej strony wierność Chrystusowi i związana z tym utrata
życia, z drugiej prosty, nic nieznaczący gest ku czci nieistniejących bogów. Po krótkim
namyśle Marcus uczynił obiatę według cesarskiego rozkazu. Po powrocie do domu, gdy
córka dowiedziała się o tym, przybiegła do ojca, wyrzucając mu zaparcie się wiary
w Chrystusa i popadniecie w obrzydliwość idolatrii. Marcus też był poruszony, zwłaszcza
gdy uświadomił sobie wszystkie konsekwencje swej apostazji. Napisał zatem do cesarza,
wyznając swą wiarę w prawdziwego Boga i w Jego jednorodzonego Syna.
Potem wszystko
potoczyło się błyskawicznie. Kohorta przysłana po Marcusa zastała go przygotowanego
na przyjęcie męczeństwa. No i tak też się stało. Oczywiście o złożenie ofiary pogańskiej
poproszono tym razem całą rodzinę Marcusa, ale Dimiana odmówiła stanowczo. Nic nie
pomogły groźby cesarskiego wysłannika, że spotka ją los jej ojca. Źródła hagiograficzne
opisują wymyślne tortury, jakim poddano biedną Dimianę, by skłonić ją do zaparcia
się wiary, a więc biczowania, przypalanie żelazem i rozrywanie członków ciała. Wszystko
dość drastyczne i wymyślne, jak to w hagiografii bywa, bo trzeba wzbudzić współczucie
czytelnika i wyostrzyć chrześcijańską odwagę. Ale żarty na bok, okrucieństwo oprawców
nie tylko w dawnych czasach potrafiło być wymyślne. W każdym razie męczeństwu Dimiany
miały też towarzyszyć niezwykłe znaki, jak choćby cudowne gojenie się jej ran, nie
mówiąc o masowych nawróceniach wśród świadków wydarzeń, bo przecież nie chodzi o zwykłe
tortury, ale o prawdziwe męczeństwo za wiarę.
Na koniec zatem świętą Dimianę
i jej czterdzieści towarzyszek wydano na ścięcie mieczem, a ich ciała wraz z całą
masą innych męczenników pozostawiono na miejscu, pewnie by wzbudzić strach i ostatecznie
przekonać opornych. Jednak chrześcijanie mieli je pozbierać i pochować z nabożeństwem.
Gdy przyszły czasy Konstantyna, tenże miał posłać swoją matkę, Helenę, do Egiptu,
by tam zatroszczyła się o wybudowanie godziwego sanktuarium dla sławetnych męczenników
egipskich. Rzeczywiście już w czwartym wieku, a dokładnie za pontyfikatu patriarchy
Aleksandra (312-326), w delcie Nilu konsekrowano bazylikę dedykowana świętej Dimianie
i jej towarzyszkom męczeństwa, co miało miejsce w dniu 12 egipskiego miesiąca bašans,
czemu odpowiada 7 maja w kalendarzu gregoriańskim. Świętą naszą Koptowie czczą do
dziś, pielgrzymując do jej grobu rokrocznie. Badacze kultu zadają sobie jednak pytanie,
czy w jej opisie nie pomieszano przypadkiem kilku różnych tradycji, w tym także opowieści
odnoszącej się do św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Dla nas nie ma to większego znaczenia,
bo o ile historia musi wyjaśniać, co i kiedy wydarzyło się naprawdę, o tyle hagiografia
może pozwolić sobie na kompilacje i uogólnienia, bo przedstawia mechanizmy rządzące
postawą wiary indywidualnej i jej zbiorowego przeżywania. Stąd święci nade wszystko
uczą zaufania Bogu, a opisy ich męczeństwa zapraszają do naśladowania.