„Następnie
wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwu i wysłał ich po dwóch przed sobą
do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział do nich:
«Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście Pana żniwa, aby wyprawił robotników
na swoje żniwo»” (Łk 10,1-2).
Świat, który – nie tylko w wymiarze geograficznym,
ale też i historycznym na przestrzeni wieków – czekał na Ewangelię, był wielkim wyzwaniem.
Jezus był świadomy ogromnej odpowiedzialności, jaką wkładał na ramiona swoich uczniów.
On dokonał pierwszego zasiewu w swojej ojczyźnie – Palestynie, oni zaś mieli zanieść
Dobrą Nowinę o zbawieniu poza jej granice.
W tym pierwszym rozesłaniu jest
antycypacja wielkiego posłania misyjnego, które Jezus przekaże uczniom w chwili wniebowstąpienia,
a Duch Święty potwierdzi w dzień Swojego zstąpienia. Wtedy to, otrzymawszy Ducha prawdy
i mocy, pójdą na cały świat, aby głosić Ewangelię „wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy
i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,15).
Zarówno rozesłanie po dwóch do każdego miasta i miejscowości, jak i liczba siedemdziesięciu
dwóch niesie w sobie pewną symbolikę: oznacza cały świat oraz liczbę ludów zamieszkujących
wówczas ziemię. Dobra Nowina o zbawieniu jest zatem darem dla wszystkich ludów i narodów.
Nikt nie może być pozbawiony tego niepowtarzalnego daru i nikt nie może się czuć odrzucony
lub wyłączony z Bożego planu zbawienia i z Jego Królestwa.
O wielkości i trudności
otrzymanej misji uczniowie mogli się przekonać już od samego początku, doświadczając
radości, ale też i odrzucenia. Nie wszyscy są gotowi przyjąć natychmiast Ewangelię,
a nie brakuje też i tych, którzy wręcz będą się przeciwstawiać jej szerzeniu. Może
dziwić fakt, że Jezus na tę pierwszą wyprawę nie każe im zabierać ze sobą żadnych
rzeczy: ani trzosa, ani torby, ani sandałów. Jest w tym poleceniu wyraźne przesłanie,
że idą w imieniu samego Jezusa, dlatego też muszą być Jego wiernym i czytelnym odbiciem.
A to wymaga, aby zaufać Mu do końca!
Jeszcze bardziej wymowne są słowa, aby
nie tracili cennego czasu na pozdrawianie oraz zbędne i mało ważne sprawy, lecz aby
się skoncentrowali na tym, co stanowi istotę ich przepowiadania: „Bliskie jest Królestwo
Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelie”.
Te słowa Chrystusa stają się
i dla nas prawdziwym wezwaniem i przynagleniem, zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie,
jak wielu czeka jeszcze na Ewangelię, jak wielu jest tych, którzy nie poznali jeszcze
Chrystusa. To prawda, że misyjne ścieżki przemierzają nieustannie dziesiątki i setki
tysięcy misjonarzy, katechetów i głosicieli Słowa Bożego, niemniej jednak nadal pozostają
„miliony mężczyzn i kobiet, którzy do tej pory nie znają Chrystusa, Odkupiciela człowieka”
(RM n.31). Pytanie zatem dotyczy nas: czy my również jesteśmy misjonarzami? Nie wystarczy
się czuć, trzeba nim być i działać! Pan przypomina nam wciąż, że żniwo jest wielkie,
a przy tym daje nam wyraźnie do zrozumienia, że robotników jest mało. Stąd jego zachęta:
proście Pana żniwa, aby posłał robotników na swoje żniwo.
Św. Paweł, niestrudzony
misjonarz basenu Morza Śródziemnego, w Liście do Rzymian, użalając się nad tym, że
nie wszyscy dali posłuch Ewangelii, dodaje: „Jakże więc mieli wyznać Tego, w którego
nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli słyszeć,
gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani? Jak
to jest napisane: jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobra nowinę!” (Rz 10,14-15).
Św.
Teresa od Dzieciątka Jezus, która nigdy nie opuściła swojego klasztoru, została ogłoszona
patronką misji. Uświadomiła sobie, że nawet pozostając pośród czterech ścian klasztoru,
można zostać misjonarzem. Wszystko zależy od miłości. Jeśli ją zdołamy rozniecić w
sobie, nic nie będzie w stanie nas powstrzymać. W swoim dzienniczku zapisała: „Miłość
dała mi klucz do mojego powołania. Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym
z różnych członków, to nie brak mu najbardziej niezbędnego, najszlachetniejszego ze
wszystkich. Zrozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to serce płonie Miłością, że
jedynie Miłość pobudza członki do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości,
Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, męczennicy nie chcieliby przelewać krwi
swojej… Zrozumiałam, że Miłość zamyka w sobie wszystkie powołania, że Miłość jest
wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca… Jednym słowem – jest wieczna!”
(L. Sankalé, Tereso, zdradź nam swój sekret, W-wa 1995, s.22-23).
Trzeba,
aby te słowa zapadły głęboko w nasze serce. Prośba o misjonarzy i o powołania misyjne
jest zawsze owocem naszej wiary, modlitwy i dialogu z Bogiem. Brak ducha misyjnego
jest oznaką słabej wiary, jest swego rodzaju negacją natury misyjnej Kościoła i negacją
zbawczej misji Jezusa Chrystusa, której wszyscy jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami.
Jesteśmy zaproszeni, aby stać się żniwiarzami i aby prosić o żniwiarzy. Jesteśmy potrzebni,
aby wypraszać moc dla głosicieli Słowa Bożego. Wiemy, że to głoszenie nie jest łatwe.
Wielu przypłaca to życiem. „Nasza wiara, jak pięknie napisał kiedyś Sługa Boży Jan
Paweł II, umacnia się, gdy jest przekazywana” (RM 2).