Obalony w kwietniu i rezydujący ostatnio na Białorusi były prezydent Kirgizji Kurmanbek
Bakijew stoi najprawdopodobniej za obecnymi zamieszkami w tym kraju. Bliskie mu siły
dążą do destabilizacji przed referendum konstytucyjnym, które ma legitymizować nową
władzę. Kirgizja tymczasem znajduje się na krawędzi katastrofy humanitarnej. Do kraju
powoli dociera pomoc humanitarna. W jej dystrybucji pomaga polski misjonarz ks. Krzysztof
Korolczuk SJ. Oto jego relacja:
Półmilionowe miasto Osz, które tętniło
życiem, kolorowymi ulicami pełnymi ludzi, miejscowymi restauracjami czajchanami
i malowniczym bazarem, obecnie, oprócz dzielnic zamieszkałych przez Kirgizów, przypomina
miasto widmo. Do dzisiaj ze spalonego targowiska wydobywa się duszący swąd zwęglonego
plastiku. W mieście zostały tylko sklepy kirgiskie. Spalono domy etnicznych Uzbeków
położone przy głównych arteriach. Ulice są puste, widzi się tylko szybko przejeżdżające
pojazdy z obawy przed snajperami, których w ostatnich dwóch dniach zatrzymano kilkunastu.
Czy zatrzymano wszystkich – tego na razie nikt nie wie. Kiedy walki w Oszu cichły,
snajperzy, a w wśród nich najemnicy, rozmieścili się po mieście i strzelali do ludzi
wprowadzając wśród i tak już wystraszonych mieszkańców dodatkowy lęk i panikę.
Nieznaczne
ożywienie widać tylko w dzielnicach zamieszkałych głównie przez Kirgizów oraz w okolicach
placu centralnego Oszu, gdzie do tej pory stoi ogromny pomnik Lenina i gdzie mieszczą
się budynki władz wojewódzkich, a w tej chwili główna kwatera tymczasowego rządu.
Plac jest otoczony czołgami i wozami bojowymi. To właśnie tutaj pod eskortą wojska
przywożona jest ciężarówkami pomoc humanitarna z Biszkeku i z zagranicy. Stąd rozwożona
jest po dzielnicach miasta.
W Osz wszystko zaczęło się 11 czerwca po północy
okolicach hotelu Alaj bardzo dobrze przygotowaną prowokacją ze strony bliskich byłemu
prezydentowi Bakiewowi sił. Nieznani sprawcy zaczęli strzelać zarówno do Kirgizów,
jak i do Uzbeków. To zadziałało od razu: Kirgizi ruszyli na miasto. Potem rozeszła
się wiadomość o gwałtach dokonanych na kirgiskich dziewczynach, którą oficjalnie władze
zdemontowały dopiero dwa dni temu. Ludzie w panice uciekali z objętych zamieszkami
rejonów miasta, lub jak etniczni Uzbecy – w kierunku granicy z Uzbekistanem. Na ulicach
Oszu momentalnie powstały barykady, niektóre zbudowane z samochodowych kontenerów,
wzmocnione ustawionymi z przodu metalowymi kratami i obłożone kamieniami. Barykady
te do chwili obecnej wyznaczają terytoria etnicznych Uzbeków o gęstej i niskiej zabudowie
nazywane machalami.
O przebiegu zajść opowiadali mi Uzbecy, których
spotkałem w dzielnicy Czeromuszki przy przeszukiwaniu zgliszcz swoich domów. Mówili,
że najpierw przyjechali tam na wozie pancernym wojskowi, lub ludzie przebrani za wojskowych.
Zaczęli strzelać po domach, a potem tłum, który szedł za nimi przystąpił do rabunków.
Skradziony dobytek wywożono, a domy palono. Sam widziałem spalone budynki szkoły nr
13 i specjalistycznej przychodni zdrowia. W mieście nie ma gazu, nie pracują sklepy.
Mieszkańcom dostarczana jest pomoc humanitarna, głównie mąka, makaron i niewielka
ilość masła. Nie ma natomiast środków czystości, zwłaszcza dla małych dzieci, którym
brakuje też mleka. Uzbecy boją się przychodzić po pomoc humanitarną, a z drugiej strony
władze boją się wchodzić na teren machali. Wczoraj pojawiły się w niektórych
częściach miasta warzywa przywiezione z pobliskich wsi. Ludziom kończą się jednak
pieniądze, gdyż większość mieszkańców Oszu żyje z dnia na dzień, a teraz nie ma miejsc
pracy.
Uzbecy z wielkim bólem opowiadają o ofiarach tych dni, ale nie potrafią
określić liczby zabitych. Dane oficjalne ograniczają się do ofiar, które przywieziono
do szpitala, lub które w szpitalu zmarły. Tych, których ludzie od razu zabrali z miejsca
tragedii na razie nikt dokładnie nie policzył.
Przyjechałem do Oszu w sobotę,
żeby pomóc w rozpoczęciu działalności humanitarnej amerykańskiej organizacji Catholic
Relief Services, której przedstawiciel Adrew Shiefir przyleciał do Osz. Od czterech
lat przyjeżdża tu regularnie w każdą niedzielę po południu z Dżalalabadu ksiądz z
katechezą i Mszą św. do garstki katolików pochodzenia polskiego i niemieckiego. Niektóre
rodziny są zmieszane z etnicznymi Uzbekami. Większość z nich myśli o tym, żeby jak
najszybciej wyjechać z tego miejsca. Wczoraj po Mszy pojechałem do ludzi z Komunia.
W tym czasie Dżalalabadzie była tylko liturgia słowa, a br. Władimir Paszkow udzielił
wiernym Komunii św.
Z Uzbekistanu z obozów dla uchodźców niektórzy wracają
do domu. Obozy są również po naszej stronie granicy. To ci, których nie wpuszczono
do Uzbekistanu, gdyż granicę zamknięto we wtorek. Niektórzy boją się wracać do domów,
gdyż sytuacja jest bardzo napięta ze względu na zbliżające się referendum konstytucyjne,
które będzie jednocześnie znakiem legitymizacji rządu tymczasowego. Siłom byłego prezydenta
Bakijewa będzie zależało, by referendum nie doszło do skutku. Istnieje obawa przed
następnymi prowokacjami, tym razem na północy kraju.