Kirgistan opuściło ponad 400 tys. uchodźców, którzy udają się na pogranicze z Uzbekistanem.
To prawie 10 proc. dotychczasowych obywateli stało się już ofiarą zamieszek etnicznych,
które w ubiegłym tygodniu wybuchły na południu kraju. Kościół katolicki, choć jest
niewielką mniejszością religijną w tym zdecydowanie muzułmańskim państwie, rozpoczął
pomoc humanitarną dla rzesz uchodźców. Polskiego misjonarza, ks. Krzysztofa Korolczuka
SJ, pracującego w Dżalalabadzie, zapytaliśmy o sytuację w rejonie kirgisko-uzbeckiego
konfliktu.
„Walki trwały dwa dni – powiedział jezuita Radiu Watykańskiemu.
– Zniszczone zostały sklepy, hotele, restauracje należące do Uzbeków. Rozpoczął się
exodus ludności uzbeckiej z obu miast: Osz i Dżalalabadu. Wyjechało przynajmniej 90
tysięcy osób. Momentalnie powstały barykady z kamieni zagradzające drogę do dzielnic
uzbeckich. U nas w malutkiej parafii schronienie znalazło kilka rodzin z małymi dziećmi”.
„Jest to konflikt etniczny, którego końca nie widać – dodał ks. Krolczuk.
– Wprowadzono stan wojenny, godzinę policyjną, w nocy nie cichną strzały. Oprócz walk
etnicznych dochodzi do rabunków, do niszczenia mienia. Widać opustoszone miasto, spalone
domy, zniszczone bazary. Dla kościoła katolickiego też było zagrożenie ze strony tych,
którzy weszli do miasta. Fala uchodźców do tej pory nie została zatrzymana. Ludzie
mają nadzieję na lepsze życie w Rosji i w innych krajach, zostawiają swoje domy, boją
się o swoje dzieci. Wszyscy liczą też na pomoc z zewnątrz dla uspokojenia sytuacji,
w której nowe władze, czyli rząd tymczasowy, nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa
ludności”.