Kirgizja na progu wojny domowej, Kościół sparaliżowany
Kirgizja pogrąża się w odmętach wojny domowej i może stać się „nowym Afganistanem”.
Jeden z najbiedniejszych krajów Azji środkowej, położony między Rosją a Chinami, przeżywa
kryzys społeczno-religijny. Funkcjonowanie Kościoła katolickiego w tym kraju zostało
sparaliżowane, ponieważ wierni obawiają się chodzić na nabożeństwa.
„7 marca
niespodziewanie dla wszystkich była rewolucja w rezultacie, której zginęło 70 osób,
prawie wszyscy to byli młodzi Kirgizi – powiedział polski misjonarz, br. Damian Wojciechowski
SJ. – Bezpośrednio od rewolucji nikt nie ucierpiał, żadna parafia, żaden kościół,
siostry zakonne czy księża, a trzeba powiedzieć, że w Kirgistanie jest bardzo mało
duchownych. Razem z siostrami będzie nas chyba dziesięcioro. Jest trzech misjonarzy
z Polski, w tym dwóch jezuitów. Oczywiście ludzie są bardzo przestraszeni, dlatego,
że większość naszych parafian to są mówiący po rosyjsku, czyli nie Kirgizi i w takich
sytuacjach zawsze Rosjanie, czy biali ludzie bardzo się obawiają, co się będzie działo.
W Oszu w tę niedzielę nie było Mszy, bo parafianie zadzwonili i powiedzieli, że nie
przyjdą na Mszę niedzielną, bo się boją.
Podłoże rewolucji jest moralne i
duchowe, to znaczy, że obojętne, kto do władzy nie przyjdzie, to tej pokusie władzy
ulega. Po prostu do władzy cała rodzina przychodzi. Przejęcie władzy to taka straszna
prywatyzacja państwa, czyli zagarnięcie różnych przedsiębiorstw, podporządkowanie
banków. Już po raz drugi jest ten sam schemat, rewolucja po południu, a w nocy młodzież
kirgiska wychodzi na ulice i wszczyna zamieszki. Często wypije czy jakieś narkotyki
przyjmie i zaczyna grabić sklepy. Tym razem 70 różnych budynków zostało ograbionych,
albo nawet zupełnie spalonych” – relacjonuje z Kirgizji polski jezuita, Damian Wojciechowski.