2010-04-10 10:50:09

Okruchy Ewangelii – II Niedziela Zmartwychwstania


Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli

Posłuchaj rozważania: RealAudioMP3

„Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich «Pokój wam!», a to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam!». Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!». Ale on rzekł do nich: «Jeśli nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę»” (J 20,19-22,24-25).

Tomasz, który nie miał jeszcze okazji spotkać Jezusa zmartwychwstałego, nie daje się przekonać temu, co o Nim mówili inni. Nie wiemy, dlaczego przyjmuje taką postawę, którą Ewangelia nazywa niedowiarstwem. Nie wynika ona z braku rzeczywistej wiary w Mistrza, ale z niemożności racjonalnego pogodzenia śmierci Jezusa na krzyżu z możliwością Jego zmartwychwstania. Nie podzielał więc euforii tych, którzy widzieli Chrystusa zmartwychwstałego. Może właśnie dlatego, celem rozwiania wszelkich wątpliwości, Tomasz domaga się znaku konkretnego: „Jeśli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i ręki moje nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20,25).

To, co potem nastąpiło, zostało w sposób wymowny ukazane na płótnie przez jednego z największych włoskich malarzy, Michelangelo Merisi, znanego jako Caravaggio. Ukazuje on Jezusa, który zjawiwszy się w Wieczerniku mimo drzwi zamkniętych bierze Tomasza za rękę, aby włożył swój palec w miejsce przebitego boku. Bijące od Jezusa światło pada na twarz Tomasza, ukazując w jego oczach niewiarę i zdziwienie… Wypowiedziane przez niego później słowa: „Pan mój i Bóg mój!” są dopełnieniem drogi wiary, którą przebył od śmierci do zmartwychwstania Jezusa.

Postawa Tomasza przypomina postawę wielu, którzy żyją w dzisiejszym świecie, a którzy zawsze chcą wszystkiego dotknąć i osobiście sprawdzić. Ale wiara to nie przedmiot, który można wziąć do ręki, nie można jej doświadczyć empirycznie, lecz duchowo. Gdyby tak było, wieść o zmartwychwstaniu nigdy by nie dotarła na wszystkie krańce ziemi. A przecież blisko 2,5 mld. chrześcijan na świecie to owoc wiary tych, którzy dali świadectwo, i tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,29).

Rufina Bayan jest młodą katechetką, na drugim roku studiów katechetyki na Papieskim Uniwersytecie Urbanianium w Rzymie. Pochodzi z Mongolii, kraju, którego historia sięga XII wieku przed Chrystusem. Jego położenie geograficzne oraz sytuacja społeczno-polityczna nie pozwalały na jakąkolwiek ewangelizację aż do roku 1990, kiedy to została wprowadzona demokracja i zniesiony zakaz sprawowania kultu religijnego, dzięki czemu mogli tu dotrzeć pierwsi misjonarze i rozpocząć głoszenie Ewangelii. Już po kilku zaledwie latach ewangelizacja zaczęła wydawać coraz to piękniejsze owoce. Z każdym rokiem wspólnota chrześcijańska powiększa się o ponad stu ochrzczonych spośród licznej grupy katechumenów. Rufina jest jedną z tych, którzy na początku dwutysięcznego roku byli świadkami budującego się pierwszego kościoła katolickiego w stolicy, Ułan Bator. Po jego ukończeniu nierzadko dręczyło ją pytanie, dlaczego ludzie codziennie do niego wchodzą. Niejeden raz też słyszała dochodzące z niego piękne śpiewy. Wówczas nie znała jeszcze chrześcijaństwa. Pewnego dnia, pobudzona ciekawością, postanowiła wejść do świątyni i zobaczyć, co się w niej dzieje. Liturgia i śpiewy ją urzekły. Choć ich nie rozumiała, postanowiła tu znowu wrócić. Kilka miesięcy później poprosiła o chrzest, który otrzymała po odpowiednim przygotowaniu katechumenalnym. Poznanie Jezusa Chrystusa i sam chrzest były dla niej czymś tak wielkim i pięknym, że zapragnęła o tym opowiadać innym. Zwróciła się do miejscowego kapłana, aby ją zaangażował jako katechetkę. Dzięki swojemu entuzjazmowi pozyskała dziesiątki młodych ludzi dla Chrystusa. Dwa lata temu miejscowy biskup, widząc jej entuzjazm i wielkie zaangażowanie w ewangelizację, posłał ją do Rzymu, aby zrobiła studia katechetyczne a po powrocie zajęła się formacją przyszłych katechetów.

„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Rufina nie znała Chrystusa, ale uwierzyła w Niego dzięki świadectwu chrześcijan. Pociągnęło ją ku Chrystusowi nie nauczanie, przekonywanie czy katecheza, lecz zwyczajna obecność chrześcijan na modlitwie, śpiewy i uczestnictwo w Eucharystii. To jej wystarczyło, aby w wierzących spotkać samego Chrystusa, w myśl zresztą Jego słów: „Gdzie dwaj lub trzej gromadzą się w imię moje, tam Ja jestem pośród nich” (Mt 18,20).

Jako chrześcijanie nie powinniśmy nigdy zapominać, że Jezus Chrystus nie tylko oddał za nas swoje życie, ale też nas posyła, abyśmy świadczyli o Jego zmartwychwstaniu. Podobnie jak w przypadku Rufiny, nawet najprostszy, ale autentyczny gest naszej wiary może stać się dla kogoś innego początkiem drogi ku Chrystusowi. Pamiętajmy zatem, że zmartwychwstały Chrystus kieruje i do nas te same słowa z Wieczernika: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam!»

Tadeusz Wojda SAC








All the contents on this site are copyrighted ©.