O siedmiu drogach odpuszczenia grzechów, czyli o nauce Orygenesa
Kto
słuchał naszej poprzedniej audycji o dyscyplinie pokutnej Kościoła pierwszych wieków,
pamięta zapewne, że mówiliśmy o miłosiernej i rozsądnej zarazem postawie biskupa Cypriana
wobec tych, którzy zaparli się Boga w czasie prześladowania.
Powiedzieliśmy
wówczas, że w świadomości Kościoła jedno było całkiem jasne: grzechy to poważna sprawa.
Ze wszystkich sił trzeba ich unikać, zwłaszcza po chrzcie. Grzechy tylko Bóg jeden
może darować, pozostaje nam zatem liczyć na Jego miłosierdzie w dniu sądu. Natomiast
pokuta jest sprawą Kościoła, kwestią dyscypliny, a nade wszystko ratunkiem dla tego,
kto się od Boga odwrócił, kto wypadł ze wspólnoty, kto potrzebuje specjalnego czasu
nawrócenia, by odnowić w sobie pragnienie naśladowania Chrystusa i zażyłości z Bogiem.
Wierzymy bowiem w jeden chrzest na odpuszczenie grzechów, ale też w moc modlitwy
wspólnoty Kościoła, w świętych obcowanie. Zbawienie tych, którzy się zaparli,
choćby i w czasie prześladowania, jest w ręku Boga, ale nie wolno nam takich odtrącać
ani porzucać, zwłaszcza jeśli proszą o pojednanie. Święty Cyprian jasno wskazywał,
że po to właśnie jest właśnie biskup i prezbiterzy wraz z całym ludem, by grzesznika
otoczyli modlitwą i pomogli mu żyć tak, aby Pan na końcu czasów znalazł nas godnymi
zmiłowania.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Kartaginie posługę biskupa
sprawował Cyprian, na drugim krańcu Morza Śródziemnego żył Orygenes. Jego dziejami
zajmowaliśmy się już kiedyś i to obszernie, dziś więc powiedzmy tylko, że był Aleksandryjczykiem
nie tylko z pochodzenia ale też w sposobie myślenia o Bogu, człowieku i świecie, teologiem
niezwykle wrażliwym na duchowy charakter znaków Bożego działania, wierzącym głęboko
w moc Jego Słowa. W swych pismach egzegeta wielokrotnie wracał do kwestii odpuszczenia
grzechów, i jak to zwykle u Orygenesa bywa, poszukując jej głębszego znaczenia. W
komentarzu do Księgi Kapłańskiej mistrz Aleksandryjski ukazuje różne drogi, na których
możemy zabiegać o odpuszczenie naszych grzechów (por. Hom. 2, 4, PSP 31/2,
17n; tł. S. Kalinkowski). Czytamy zatem: „Pierwszy sposób polega na tym, że przyjmujemy
chrzest na odpuszczenie grzechów”. Takie stwierdzenie wcale nas nie dziwi, jest przecież
treścią wiary Kościoła, którą wyraził już św. Paweł. Wiarę tę wielokrotnie ukazywaliśmy
już w naszych audycjach. Mówi więc dalej Orygenes: „Drugi sposób odpuszczenia grzechów
zawiera się w męce męczeństwa”. Po tym, co powiedzieliśmy o męczennikach w poprzedniej
audycji i to stwierdzenie zdaje się jasne: męczeństwo za wiarę jest w najwyższym stopniu
naśladowaniem Chrystusa, całkowitym do Niego upodobnieniem. Starożytni głęboko wierzyli,
że kto otrzyma łaskę wytrwałości w męczeństwie z pewnością dostąpi oglądania Boga.
Mówi znów Aleksandryjczyk: „Trzeci rodzaj [odpuszczenia grzechów] osiągnąć można przez
udzielanie jałmużny”. A więc dzielenie się z potrzebującymi też ma szczególną moc
oczyszczania, tym bardziej warto ją praktykować, skoro ubogich zawsze wielu mamy wokół
siebie. Kolejny „czwarty rodzaj odpuszczenia grzechów dokonuje się przez to, że i
my odpuszczamy grzechy naszym braciom” i oczywistym tego potwierdzeniem są słowa Chrystusa,
które przecież codziennie wypowiadamy w modlitwie Pańskiej. Tego sposobu usprawiedliwienia
przed Bogiem nie sposób przecenić, wszak nie jesteśmy aniołami, nie zawsze czynimy
dobro, czasami jesteśmy dla naszych bliźnich bardziej zawadą niż pomocą. Jeśli zatem
z serca odpuścimy naszym braciom, to czy nasz Pan nie weźmie nas w obronę w dniu ostatecznym…?
„Piąty rodzaj odpuszczenia mamy wówczas, gdy ktoś nawróci grzesznika z jego błędnej
drogi”. Ale ten sposób stosować należy bardzo ostrożnie. Napominać można, ale trzeba
wiedzieć, dlaczego właściwie to robimy. Żeby przypadkiem się nie okazało, że zamiast
ratować człowieka tak naprawdę chcemy go tylko uczynić na nasz własny obraz i podobieństwo.
Taki grzech zahaczałby o bałwochwalstwo, o idolatrię z nami samymi w roli pogańskich
bałwanów. Niech Pan nas ochroni przed przekonaniem, że dużo bardziej jesteśmy warci
naśladowania, niż nasz Bóg, cichy i pokorny... Bo jest według Orygenesa także „szósty
rodzaj odpuszczenia, który dokonuje się przez pełnię miłości”. Przez „pełnię” – podkreślmy
– a więc nie przez namiastki i zastępniki. Aby zatem w ten sposób otrzymać przebaczenie,
musimy kochać na modłę Chrystusa, który przecież „do końca nas umiłował”, aż do zaparcia
się siebie, do rezygnacji ze swego, zapomnienia o sobie, wydania się w nasze ręce
i aż do śmierci krzyżowej... A po tym wszystkim Aleksandryjski egzegeta znajduje „jeszcze
siódmy sposób na uzyskanie odpuszczenia grzechów, ale jest on twardy i trudny, mianowicie
przez pokutę”. A zatem zanim przystąpimy do pokuty, zanim – jak mówi Psalmista „łzami
będziemy obmywać nasze łoże”, zanim „wyznamy nasze grzechy kapłanowi Pańskiemu” i
zanim poprosimy o pojednanie z Bogiem i z Kościołem, trzeba wpierw sięgnąć po te wcześniejsze
sposoby: wyznanie i życie według wiary, pogodne znoszenie przeciwności, dzielenie
się z potrzebującymi, darowanie winy, nawracanie się i nade wszystko ofiarę miłości.
Dopiero wówczas ma sens gest pokuty, by nie był tylko cielesny i materialny, by wypływał
z naszego wnętrza, by miał leczniczy charakter dla naszego ducha i czynił nas podobnymi
do Chrystusa, który uniżył samego siebie i stał się podobny do nas we wszystkim, oprócz
grzechu.