Być uśmiechem Boga w każdej chwili – rozmowa na Dzień Życia Konsekrowanego
Powołanie odkryła we Francji. Pewności nabrała w chorobie. Jezusa szuka w każdej
chwili. Radością powołania, receptą na kryzysy i swoistą
odtrutką na popadanie w rutynę dzieli się s. Faustyna
Białoskórska ze Wspólnoty Błogosławieństw.
- Co Siostrę pociągnęło
do tego, aby przywdziać habit i wejść na drogę życia konsekrowanego?
S.
Faustyna: Dziwne, ale Jezus poprowadził mnie ku temu nie w Polsce, gdzie jest
tyle zgromadzeń, lecz we Francji. Ponieważ studiowałam francuski na filologii romańskiej
UJ, pojechałam w 1985 r. do Francji. Tam spotkałam moją wspólnotę. Zachwyciły mnie
małżeństwa, które chciały w sposób radykalny żyć Ewangelią. To był pierwszy zachwyt,
pierwsze odkrycie nocnej adoracji, modlitwy. Potem potrzebowałam czasu, żeby odpowiedzieć
na to powołanie. Skończyłam studia, zaczęłam pracę w katolickim liceum w Krakowie.
Czułam jednak, że pociąga mnie coś mocniejszego. Zostawiłam Polskę, to co robiłam
i co było mi bliskie. Pojechałam. Myślę, że było to spojrzenie Jezusa, zapraszające
mnie do powierzenia Mu całego życia. Spotkałam się z tym pięknem. Czułam, że mam dać
odpowiedź, że nie mogę zostawić Jezusa bez odpowiedzi.
- Pierwsze spotkanie
zawsze jest poniekąd fascynacją. Czy później ta fascynacja się przeradzała w zrozumienie,
pogłębiała się?
S. Faustyna: Moja fascynacja Jezusem
się pogłębiała i pogłębia. Mam nadzieję, że będzie się pogłębiała aż do śmierci. Właściwie
to przechodziła ona przez różne momenty zapytań, wątpliwości, chwil trudniejszych.
Bywało, że nie wiedziałam, czy to jest moje miejsce. Ale ona była i jest. Jednym z
mocniejszych momentów spotkania z Jezusem była moja choroba kilka lat temu: rak. Pokazała
mi ona bardzo wiele w życiu duchowym. Gdy szukałam Jezusa myślałam, że być może, kiedy
więcej się będą modliła, im surowsze życie będą dla Niego prowadziła, im bardziej
będą Go szukała, tym bardziej będę z Nim zjednoczona. I kilka lat temu przyszedł moment
choroby. Rak. Operacja. Różne terapie. Właściwie to moment cierpienia był takim spotkaniem
z Jezusem, które było dla mnie czymś nowym, najpiękniejszym, co do tej pory przeżyłam
w mojej relacji z Nim. Pokazał mi, że On sam się udziela, że to nie my zasługujemy
na to, kiedy Go spotykamy tak naprawdę, ale że spotkanie z Nim jest łaską. Nieustannie
szukamy Go po to, aby On nas zaskoczył w którymś momencie, przez takie, a nie inne
wydarzenie. Nieraz myślę, dlaczego było to dla mnie źródłem nieustannej radości i
szczęścia, takiego szczęścia, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczałam. Nie czułam
tego, ani kiedy przyjmowałam habit, ani kiedy składałam śluby wieczyste. Nigdy nie
byłam tak szczęśliwa, jak wtedy na stole operacyjnym, czy w moim łóżku w szpitalu.
Dlaczego? Myślę, że właściwie to oddawałam się Jezusowi, chciałam się Mu wydać. Mamy
jednak taką niesamowitą zdolność, że choć ciągle się dajemy, to coś chcemy zostawić
sobie. Sądzę, że wtedy było to takim zaproszeniem do wydania się Mu zupełnie. Po raz
jedyny w moim życiu poczułam, że chcę Mu oddać wszystko. Jeśli chce, żebym umarła,
chce mnie zabrać – to jestem gotowa. I to był ten moment, kiedy dostąpiłam wielkiego
szczęścia i radości. Właśnie wtedy. Była to dla mnie osobista lekcja życia duchowego.
Mogłam świadczyć przy lekarzach, pielęgniarkach o radości ze spotkania z Nim.
Tej radości świat potrzebuje. Takiej, która zachwyca, pociąga młodych, ale nie tylko
ich, lecz ludzi różnych stanów. Jan Paweł II mówi w Vita consecrata: mamy być
dla świata znakiem dobroci Boga, znakiem piękna, które nas pociągnęło, żebyśmy i my
pociągali innych do Jezusa. W czasie choroby doświadczyłam, że Jezus pociąga ludzi,
którzy byli zupełnie niewierzący, w laickiej Francji, gdzie dwa razy leżałam w szpitalu.
Jezus poruszał serca lekarzy i pielęgniarek poprzez to, że ja byłam szczęśliwa. To
było widać. Ja nie wyczytałam tego z książek, ja tego doświadczyłam.
Dzisiaj,
po pięciu latach mogę powiedzieć, że ta relacja z Jezusem ciągle się pogłębia. Dziś
mam 46 lat. Od 18 lat jestem we Wspólnocie Błogosławieństw. Myślę, że każdego dnia
jesteśmy zaproszeni, żeby żyć wiarą. Każdego dnia są nowe wydarzenia, które nas zapraszają
do głębszego wejścia w wiarę. Nie zawsze jest to łatwe czy proste. Jestem przekonana,
że każdy etap życia duchowego ma swoje piękno. Dzisiaj mogę powiedzieć, że czuję się
szczęśliwa i chcę Go szukać dalej. Mam nadzieję, że do ostatniej sekundy mojego życia.
- Jezus dał Siostrze doświadczyć czystości, ubóstwa
i posłuszeństwa wieczystego, bo kiedy człowiek staje w perspektywie
śmierci, to taka myśl musi się pojawić. Życie zostało Siostrze darowane. Jak
to Siostra odbiera?
S. Faustyna: Życie jest dla mnie darem, ale
i wyzwaniem. Zadane mi zostało. W jaki sposób wykorzystam każdą chwilę? Czy będę marzyła
o tym, co będzie jutro, czy będę żyła tu i teraz? Wierzę, że każda chwila, każde wydarzenie
może przynieść mi Jezusa, każde spotkanie, tak jak to nasze dzisiaj, jest dla mnie
pięknem, które daje Jezus.
- Rozmawiając w Dniu Życia Konsekrowanego
myślimy o tych, którzy namacalnie doświadczają miłości Jezusa, ale i o tych, którzy
tak doświadczeni są krzyżem życia, że nawet będąc osobami konsekrowanymi Jezusa nie
widzą. Co by Siostra powiedziała takim osobom z własnego doświadczenia?
S.
Faustyna: Myślę, że trudności są częścią naszego życia. Sama przeszłam i wylałam
bardzo dużo łez, co zresztą nie przeszkadza temu, że czułam się szczęśliwa. Sądzę,
że odpowiedź Jezusowi na zawsze, do końca, do ostatniej chwili, wymaga szukania i
wysiłku. Co bym mogła powiedzieć osobom zniechęconym, które może przeżywają akurat
kryzys? Że jest to moment par excellence, aby pójść głębiej w tym naszym powiedzeniu
fiat: Jezu – co zechcesz. Taki moment zawierzenia Jezusowi i uwierzenia może
być okazją do doświadczenia szczęścia, ale też i Jego łaski, która przychodzi wtedy,
kiedy rzeczywiście Mu się powierzamy i kiedy dajemy Mu wszystko.
- To rada
na dni trudniejsze. A na takie powszednie? Co decyduje o bliskim byciu z Jezusem?
S.
Faustyna: Więź z Jezusem, modlitwa, bycie z Nim we wszystkim, co robimy, co stanowi
naszą codzienność. Nie tylko modlitwa, bo dla każdej duszy konsekrowanej ważne jest,
abyśmy byli przewodnikami życia duchowego. To znaczy: byśmy równocześnie nie bali
się Jezusowi poświęcać darmowych chwil każdego dnia. Być z Nim na modlitwie, ale również
pamiętać, że być z Nim, to być wszędzie: w kuchni, na studiach, w jakiejkolwiek pracy,
w spotkaniu z każdym człowiekiem. Być uśmiechem Boga w każdej chwili – to jest codzienność.
Tego, jak mi się wydaje, oczekuje świat od każdej duszy konsekrowanej: żeby była świadkiem
tego, że spotkała się z miłością, spotkała się ze Zmartwychwstałym.