Erytrea potrzebuje międzynarodowego wsparcia. Sama nie jest w stanie podnieść się
kryzysu ani sprostać grożącej jej wojnie. Prefekt Kongregacji dla Kościołów Wschodnich
mówił o tym przy okazji obrad ROACO, czyli Zgromadzenia Dzieł Pomocy Kościołom Wschodnim.
Kard. Leonardo Sandri zauważył, że Erytrea jest krajem zapomnianym, o którym wspomina
się tylko przy okazji kolejnego kryzysu humanitarnego. Tymczasem potrzebuje pomocy
z zewnątrz ponieważ powszechnie są tam deptane prawa człowieka, niszczona jest jego
godność i ograniczana wolność Erytrejczyków.
„Kraj zdominowany jest przez
perspektywę wybuchu kolejnej wojny powiedział w wywiadzie dla Radia Watykańskiego
kard. Sandi. – Pociąga to za sobą różne konsekwencje nie tylko dla życia społeczno-politycznego,
ale i religijnego. Np. nasi klerycy, czy kapłani nie mogą opuszczać Erytrei przed
ukończeniem 48-50 lat. Nie możemy ich więc wysłać chociażby na studia do Rzymu. By
rozwijać system szkolnictwa czy opieki zdrowotnej Kościół potrzebuje wsparcia z zewnątrz.
Apelujemy więc o pomoc międzynarodową, a nade wszystko o zintensyfikowanie starań
na rzecz rozwiązania konfliktów które wiszą nad krajem, szczególnie tego z Etiopią.
Na dziś na świecie nie widać woli politycznej, która pomogłaby się podnieść temu krajowi
z kryzysu społecznego, politycznego, ekonomicznego i pozwoliła przerwać cierpienia
Erytrejczyków. Mówimy o jednym z najbiedniejszych krajów świata, cierpiąca ludność
pilnie potrzebuje pomocy z zewnątrz” – mówił watykański urzędnik.
Kard. Sandri
wskazał, że jednym z najważniejszych wyzwań jest przywrócenie w Erytrei praworządności.
Obecny rząd blokuje np. transporty żywności w biedniejsze regiony, zamyka kolejne
targowiska, na których handluje się zbożem, a także przeprowadza kontrole w domach
poszukując nielegalnie zdobytej żywności. A wszystko to pod przykrywką działań rządu
przeciwko dysydentom.