Bóg obdziela człowieka swoją miłością w wymiarze o wiele większym niż potrzeba
Posłuchaj
rozważania:
„W Kanie Galilejskiej
odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na wesele także Jezusa i Jego
uczniów” (J 2,1).
Jezus jest człowiekiem jak każdy z nas. Ma przyjaciół i przyjmuje
zaproszenie na wesele razem z Matką i swoimi uczniami. Żydowskie wesele trwało zwykle
siedem dni i składało się z dwóch części: przysięgi, o której Ewangelia nie wspomina,
i uczty biesiadnej, która była wspólnym świętowaniem zaproszonych gości przy suto
zastawionym stole i obfitej ilości wina. Gody weselne istnieją we wszystkich kulturach
i religiach na całym świecie, a ich rytuał ustala tradycja lokalna i zwyczaje religijne.
W każdym przypadku gody weselne są początkiem nowej rzeczywistości, a jest nią nowa
rodzina. W każdym też przypadku przykłada się wiele wagi, aby ten początek był jak
najpiękniejszy i jak najradośniejszy.
Utkwił mi mocno w pamięci ślub i wesele
z Mozambiku, w jednej z wiosek, oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego
miasta Inhambane. Wszędzie dostrzegało się gołym okiem ogromną biedę i ubóstwo. Po
ponad dwóch godzinach jazdy samochodem z brazylijskim misjonarzem dotarliśmy do tej
wioski, aby wspólnie pobłogosławić młodą parę. Zdziwienie moje wywołał fakt, że na
wesele została zaproszona cała wioska i wielu okolicznych mieszkańców. Aby ugościć
wszystkich, zabito dwie krowy, zakupiono po kilkadziesiąt kilo ryb, manioku i cebuli,
nie licząc innych artykułów spożywczych i dużej ilości piwa. Wszystko odbywało się
na zewnątrz, było gorąco i duszno, temperatura ponad 30°. Młodą parę zbliżającą się
do ołtarza poprzedzał długi kolorowy orszak tańczących boso dzieci, młodzieży, kobiet
i mężczyzn, wzniecając przy tym sporo kurzu. Po raz pierwszy miałem okazję widzieć
ślub i wesele na kontynencie afrykańskim, w warunkach, które mi były zupełnie obce.
W pewnym momencie na końcu tańczącego orszaku wyłoniła się młoda para. Moje zdziwienie
nie miało granic, gdy z bliska ujrzałem młodą panią w pięknej biało-śnieżnej długiej
sukni, zaś pana młodego w eleganckim ciemnym garniturze. Choć przyznam, iż w duchu
bardziej spodziewałem się zobaczyć piękne egzotyczne miejscowe stroje, uderzyła mnie
wspaniałość wydarzenia. W miejscowej kulturze, jak mi potem powiedziano, ślub jest
wydarzeniem wyjątkowym i dlatego wszystko powinno wzbudzić jak największy podziw uczestników.
Im większy podziw, tym większe znaczenie i tym większy szacunek w oczach wszystkich
dla młodej pary.
Może podobnie było i w maleńkiej Kanie Galilejskiej, gdzie
dwoje wybrańców wespół z zaproszonymi gośćmi świętowało swój związek małżeński. Jak
w każdym innym przypadku, pragnienie było takie samo: mieć piękne wesele i rozpocząć
dobrze nowe życie. Wszystko przebiegało dobrze do czasu, kiedy zaczęło brakować wina.
Sytuacja stawała się przykra zwłaszcza dla pana młodego, który z tego powodu narażał
się na publiczną kompromitację i przykrą krytykę biesiadników, a to mogło nie tylko
zepsuć całą radość weselną, ale też rzutować negatywnie na przyszłość tej nowej rodziny.
Na jego szczęście, na godach jest Maryja i Jezus. Maryja widząc zakłopotanie domowników
z matczyną troską powiedziała do Jezusa: „Nie mają już wina” (J 2,3), a po chwili
do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Ewangelista Jan dodaje:
„Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z
których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie
stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie
teraz i zanieście staroście weselnemu». A gdy starosta weselny skosztował wody, która
stała się winem - nie wiedział skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę,
wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw
dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory»”
(J 2,6-10).
Cud w Kanie jest gestem naturalnym Jezusa, bardzo prostym, bez
uprzedniego przygotowania, dotyka on jednak codziennej rzeczywistości dwojga wybranych
nowożeńców. Daje do zrozumienia, że Bóg nie jest daleki od człowieka i nie ogranicza
się tylko do jego sfery duchowej, nie jest też obojętny na najdrobniejsze nawet sprawy
codziennego życia człowieka. Owa prawda, którą tak często powtarzaliśmy w okresie
Bożego Narodzenia, że “Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”, w Kanie
znajduje swoje konkretne potwierdzenie. Syn Boży stał się człowiekiem, aby z ludźmi
dzielić codzienny los i wspierać ich, zapewniając im nawet więcej niż potrzeba! W
Kanie nie chodzi przecież o chleb codzienny, lecz tylko o wino.
Opis zdarzenia
z Kany może wywoływać pewne zdziwienie, iż, mimo tak licznych jego szczegółów, nie
notuje imion nowożeńców. Ten fakt wskazuje na to, że zaślubiny z Kany Galilejskiej
kryją w sobie treści o wiele głębsze niż tylko zwykły opis wesela. Symbolizują one
zaślubiny między Bogiem i całą ludzkością, między Bogiem i każdym człowiekiem. Wino
symbolizuje Jezusa Chrystusa i miłość Bożą do człowieka. Bóg obdziela człowieka swoją
miłością w wymiarze o wiele większym niż potrzeba. Kana staje się więc światłem dla
wszystkich, a w sposób szczególny dla małżeństw żyjących w dzisiejszym świecie, tych,
które wciąż jeszcze żyją radością i pięknem swoich godów weselnych, i tych, którym
wyczerpały się dzbany wina ich wzajemnej miłości i stoją na granicy dramatu. Cud w
Kanie przekonuje, że nigdy nie jest za późno, aby na nowo napełnić miłością dzbany
własnego życia. Trzeba tylko zaprosić Jezusa i Jego Matkę do swojego życia, zwrócić
się do Niej z prośbą o nowe dobre wino, a Ona nie zawiedzie. Z tą samą matczyną troską
zachęci swojego Syna, Jezusa, aby powtórzył cud z Kany i w twoim życiu.