Sytuacja mniejszości religijnych w Malezji budzi zaniepokojenie międzynarodowej opinii
publicznej. Obawy o rozwój wydarzeń w tym kraju wyraził m.in. przedstawiciel agendy
amerykańskiego Departamentu Stanu monitorującej wolność religijną na świecie. Fala
ataków na chrześcijańskie miejsca kultu, związana z używaniem przez niemuzułmanów
słowa „Allach”, rozchodzi się też na inne wyznania. Agencje odnotowały we wtorek obrzucenie
kamieniami świątyni sikhijskiej w stołecznym Kuala Lumpur. Na szczęście są jedynie
nieznaczne szkody materialne. Tymczasem biuro prawnicze reprezentujące chrześcijan
w sporze z rządem o Allacha zostało splądrowane przez nieznanych sprawców. Zdaniem
przedstawiciela kancelarii, włamanie wyglądało na próbę zastraszenia adwokatów.
Z
kolei cytowany przez agencję Fides ks. Paolo Nicelli, islamolog i znawca problematyki
malezyjskiej, uważał, że głównym problemem w tym kraju jest sprzeczność natury prawnej.
Z jednej strony islam jest tam religią państwową, a z drugiej konstytucja gwarantuje
wolność wyznania. W związku z tym owa swoboda sumienia może być ograniczana przez
państwo, zwłaszcza gdy chodzi o głoszenie innych doktryn religijnych wśród muzułmanów.
Stąd, zdaniem włoskiego misjonarza, sytuację chrześcijan w Malezji należy uznać nie
tyle za prześladowanie, co dyskryminację. Ujawnia się to m.in. w traktowaniu niemuzułmanów
jako obywateli drugiej kategorii, bez szans np. na karierę urzędniczą. Obowiązuje
tam też zakaz wstępu dla obcych misjonarzy, a liczba święceń kapłańskich jest odgórnie
ograniczana. Problemem jest również malezyjski wymiar sprawiedliwości, gdzie obowiązują
dwojakiego rodzaju trybunały: cywilne i islamskie. Te pierwsze w rozstrzyganiu skarg
chrześcijan często uznają się za niekompetentne w sprawach religijnych, a drugie dotyczą
wyłącznie muzułmanów. I tak powstaje błędne koło – zaznacza ks. Nicelli.