Katastrofalne trzęsienie ziemi, najpotężniejsze od ponad 200 lat, nawiedziło wczoraj
Haiti na Karaibach w Ameryce Środkowej. Jego epicentrum znajdowało się 15 kilometrów
od stolicy kraju Port-au-Prince. Nieznana jest jeszcze liczba ofiar, ale ze skali
zniszczeń wynika, że będzie ona olbrzymia. „Są chyba tysiące zabitych” – zdążył tylko
powiedzieć rezydujący na Haiti przedstawiciel amerykańskiej organizacji charytatywnej
Catholic Relief Service, Karel Zelenka, po czym połączenie telefoniczne zostało zerwane.
Nie działają na wyspie telefony, internet, a w wielu miejscach nie ma prądu. Możliwe
są połączenia z telefonów satelitarnych. W dwumilionowej stolicy zapanował całkowity
chaos. Nad miastem unoszą się chmury dymu i pyłu. Tysiące ludzi pozostało bez dachu
nad głową.
Setki budynków zawaliło się, często grzebiąc w ruinach ofiary. Wśród
nich znalazł się miejscowy arcybiskup Joseph Serge Miota. Na długiej liście zniszczeń
są szpital, stołeczna katedra, kościoły, gmach ONZ, siedziby ministerstw i ambasad
czy pałac prezydencki. Z całego świata płyną sygnały o solidarności i wysyłanej pomocy
humanitarnej, w tym ekipy ratowników z psami, wyspecjalizowane w przeszukiwaniu ruin.
Najliczniejsza spodziewana jest z Tajwanu. Liczy ona 140 osób i 8 psów. Czerwony Krzyż
poinformował, że kataklizm dotknął ponad 3 mln osób.
Haiti jest jednym z najbiedniejszych
krajów świata. Trzy czwarte ludności żyje tu w nędzy za mniej niż dwa dolary dziennie.
Ponad 95 proc. mieszkańców wyspy stanowią czarni potomkowie niewolników przywiezionych
tu z Afryki na kolonialne plantacje. Z górą połowa mieszkańców to analfabeci.