„Obawiamy się kolejnego Bożego Narodzenia we krwi. Nadal żyjemy w totalnym braku bezpieczeństwa”
– tak sytuację na północy Demokratycznej Republiki Konga określa bp Julien Andavo
Bima, kierujący diecezją Isiro-Niangara. Przed rokiem mieszkańcy tej części kraju
przeżyli dramatyczne święta. Rebelianci z Armii Oporu Pana w ciągu kilku dni zamordowali
tam 800 osób. W Daruma, na pograniczu z Sudanem, w kościele wymordowano kobiety i
dzieci, których ciała poćwiartowano maczetami. Obecnie rebelianci straszą, że takie
mordy mogą się powtórzyć. Informują o tym sterroryzowanych Kongijczyków rozrzucając
specjalne ulotki, w których piszą: „Będziemy z wami w święta”. Stąd apel Kościoła
do wspólnoty międzynarodowej o podjęcie skutecznych działań przywracających bezpieczeństwo
w tym regionie i o niepozostawianie ludności na pastwę rebeliantów. W przeciwnym wypadku
nadal będą bezkarni i to oni praktycznie będą wciąż sprawować władzę na północy Konga.
Podobna
sytuacja panuje nieco dalej na wschód kraju, w prowincji Ituri, gdzie działają jeszcze
inne ugrupowania rebelianckie. W obawie przed bożonarodzeniowymi incydentami zaczyna
uciekać stamtąd miejscowa ludność, która dołącza do ponad 20 tys. uchodźców zgromadzonych
w miejscowości Aveba nieopodal stołecznej Buni.