Bezczynność oraz nieumiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa i praworządności zarzucili
prezydentowi Josephowi Kabili księża i zakonnicy z archidiecezji Bukavu we wschodnim
Kongu. W przesłanym do niego liście przypominają, że wciąż trwa dramat tamtejszej
ludności. Nie ma dnia, by nie opłakiwano kolejnych ofiar – czytamy w liście. Zbrodni
dopuszczają się również ludzie w mundurach. Do kogo mamy się zwrócić o pomoc? – pytają
kongijscy duchowni. W ich przekonaniu siły porządkowe nie są w stanie ochronić ludności
przed rebeliantami. Nie potrafią przewidzieć ich ataku albo interweniują zbyt późno.
Co więcej w ostatnim czasie agresja zwróciła się również przeciwko przedstawicielom
Kościoła, jakby ktoś chciał się pozbyć niewygodnych świadków. Autorzy listu nawiązują
tu do niedawnych mordów na księdzu i zakonnicy. Konkludując, domagają się od prezydenta
Demokratycznej Republiki Konga bardziej jednoznacznego zaangażowania w sprawę pokoju
i bezpieczeństwa. Jospeh Kabila stanowisko prezydenta objął w 2001 r. po swym ojcu
Laurencie, komunistycznym bojowniku, który cztery lata wcześniej obalił reżim Josepha
Mobutu, a następnie został zamordowany przez swego ochroniarza. Joseph Kabila w chwili
objęcia władzy miał niespełna 30 lat. Od 14 lat wschodnie regiony kraju, obfitujące
w złoża mineralne, są nękane nieustannymi starciami sił rządowych i rebeliantów.