Hospicja prenatalne – rozmowa z ks. Piotrem Krakowiakiem
Hospicja trudno kojarzyć z początkiem życia. Diagnostyka prenatalna stawia jednak
przed medycyną nowe wyzwania. Jednym z nich jest pomoc matkom, które usłyszą od lekarza
hiobową wieść, że ich dziecko jest chore, lub że jego szanse na przeżycie
się nikłe. W przyjęciu tego „trudnego daru życia” pomagają m.in. hospicja prenatalne.
O ich działaniu Beata Zajączkowska rozmawia z ks. Piotrem Krakowiakiem SAC,
krajowym duszpasterzem hospicjów.
- Ruch hospicyjny w Polsce podejmuje
kolejne wyzwanie. Pomagacie matkom, które dowiedzą się dzięki diagnostyce prenatalnej,
że ich dziecko jest chore, albo urodzi się i będzie krótko żyło. To jest chyba
nowe wyzwanie, które rozwój nauki stawia przed hospicjami i Kościołem?
P.
Krakowiak SAC: To konsekwencja hasła, które od lat propagujemy: „Hospicjum to
też życie.” Chociaż słabe, obolałe, to ważne od początku do końca. Ruch hospicyjny
kojarzymy głównie z opieką nad dorosłymi chorymi na nowotwór w ostatniej fazie życia.
Działają jednak także hospicja dziecięce, gdzie otaczamy opieką paliatywną najmłodszych.
Kolejne wyzwania stawia przed nami diagnostyka prenatalna. Daje ona szansę, by wiele
schorzeń wyleczyć jeszcze w łonie matki, żeby poprawić jakość życia, czy wręcz by
uratować dziecko. Niestety, czasami ta diagnostyka daje odpowiedzi bardzo trudne dla
matki: że dziecko będzie trwale niesprawne; że jest bardzo uszkodzone; że jego szanse
na przeżycie są niewielkie. I co wtedy? To jest wyzwanie. Przeciwnicy diagnostyki
prenatalnej mówili często w tej sytuacji, że jest ona niegodziwa, ponieważ w jakiś
sposób sugeruje, żeby dokonać aborcji. My odpowiadamy oferując pomoc rodzinom, które
otrzymują hiobową wieść. Mamom, które słyszą: „Dziecko, które nosisz pod sercem, jest
bardzo chore, być może nie przeżyje porodu, albo jeśli nawet przyjdzie na świat, to
jego choroba będzie zmierzać ku nieuchronnej śmierci.” I tu trzeba konkretnej pomocy.
Powstają więc hospicja prenatalne. Tworzy je grupa pediatrów czy nawet prenatalistów,
ale też specjalistów w innych dziedzinach: psychologów, duszpasterzy. Wszystkich,
którzy chcą stać się dla rodziców grupą wsparcia, chcą im pomóc przyjąć złe wiadomości.
Życie jest darem. Ale może to być bardzo trudny dar. Jestem przekonany, że powinniśmy
rodzicom w tym trudnym wyzwaniu towarzyszyć.
- Pierwsze takie hospicjum
powstało w Warszawie. Czyja to była inicjatywa? Czy jest to pomysł lekarzy, księży,
czy może odpowiedź na wołanie jakiejś matki o pomoc?
P. Krakowiak
SAC: Jest to wspólne działanie. Z jednej strony na pewno konkretne potrzeby. Skoro
przychodzą trudne wiadomości, to z jednej strony jest lekarz, który musi tę wiadomość
przekazać i doskonale wie, że jego nawet najlepsze jednorazowe spotkanie z taką matką
nie rozwiąże problemu. Trudno tu „zagłaskać” problem mówiąc: „Jakoś to będzie, poradzisz
sobie”. Matka wie, że nosi chore dziecko. Żyje z tą prawdą do rozwiązania. Rodzi się
dziecko niesprawne, czy z dużym deficytem i trzeba mu towarzyszyć. Hospicja prenatalne
to wyraz wrażliwości polskich lekarzy, którzy nie podchodzą do problemu tylko teoretycznie,
ustalając jakieś sztywne reguły. Wiedzą, że między regułami jest przecież życie, jest
człowiek cierpiący, obolały, zalękniony. Myślę, że to jest też dowód na to, iż w naszym
systemie ochrony zdrowia, który tak często i łatwo przychodzi nam krytykować, jest
też bardzo dużo ludzkiej wrażliwości i głęboko chrześcijańskiej postawy, że skoro
jesteśmy za życie odpowiedzialni, to ma to również i takie konsekwencje. Mam nadzieję,
że ośrodek warszawski, który jest w tej chwili liderem prenatalnego ruchu hospicyjnego,
zainicjuje kolejne takie inicjatywy w Polsce, bo trzeba ich więcej. Myślę, że jest
to inicjatywa, którą śmiało, jako Kościół w Polsce, jako ruch hospicyjny w Polsce,
możemy zaproponować innym krajom. Wiele matek, które przeszły przez tę trudną sytuację,
mówi: „Nie wiem, jak ja bym sobie poradziła z tą straszną sytuacją, gdyby nie pomoc
grupy wsparcia, gdyby nie pomoc hospicjum”. Myślę, że to jest najlepszy dowód na to,
że taką pracę warto podejmować, że tej wrażliwości musimy się ciągle uczyć i zamiast
narzekać na to, co nam się nie udaje, chwalić i dziękować za wrażliwość serca ludzi,
którzy chcą w takich trudnych sytuacjach przyjść innym z pomocą.
- Czy
myśli Ksiądz, że istnienie hospicjów prenatalnych dla wielu matek, które dowiadują
się, że ich dziecko jest trwale chore, może być takim „światełkiem
w tunelu”, które im powie: ja wybieram życie, niech to dziecko żyje, nie dokonam
aborcji, którą np. proponuje lekarz?
P. Krakowiak SAC: Wierzę, że
to jest alternatywa. Tak samo jak w całej dyskusji na temat eutanazji. Kiedy zaproponujemy
dobrą opiekę paliatywną, hospicyjną dla ludzi ciężko chorych w terminalnym okresie
życia, to naprawdę - proszę mi wierzyć, pracuję już od lat z tymi chorymi - nie słychać
próśb o eutanazję. Dzieje się tak dlatego, że ciężko chorzy ludzie nie proszą o eutanazję:
oni proszą o zauważenie ich potrzeb, o to, żeby z nimi być, żeby poświęcić im czas,
żeby kolejny dzień ich życia, który jest trudny, bo związany z cierpieniem, z bólem,
może z brakiem akceptacji stanu, w jakim są, uczynić pięknym przez obecność, przez
słuchanie, przez bycie razem. Myślę, że podobnie jest z matkami, które otrzymują trudne
wiadomości o chorobie dziecka. Jeśli w tej trudnej sytuacji nie będą same, a otrzymają
wsparcie, to łatwiej im będzie przyjąć ten niełatwy dar chorego czy umierającego dziecka.
To bez wątpienia trudny dar, ale to jest jej dziecko, z jakichś powodów Pan Bóg właśnie
tak zaplanował jej macierzyństwo. Nie wiemy dlaczego tak się dzieje, ale kiedy jest
konkretna pomoc to myślę, że wiele z tych matek będzie decydowało się na to, żeby
swojego sumienia nie obciążać. Myślę, że jesteśmy do tej pomocy jako obrońcy życia
również zobowiązani. Oczywiście związane są z tym koszty. Patrząc jednak na początki
ruchu hospicyjnego w Polsce jestem przekonany, że to się uda. Myśmy zaczynali w latach
80., kiedy nic nie było. Był stan wojenny, a wszyscy byli wolontariuszami i z potrzeby
serca szli do ciężko chorych. Również teraz, mimo że tych środków w systemie ciągle
jest za mało, jesteśmy w stanie, jako ludzie wierzący i ludzie broniący życia, zorganizować
się, tym bardziej, że często są to również grupy samopomocowe, grupy wsparcia, gdzie
ludzie tak wspaniale pokazują solidarność, która potrzebuje wrażliwości serca i tego,
żebyśmy nawzajem sobie pomagali.