Czesi przez patriotyzm lokalny wracają do religii – wywiad z prof. Mojmírem Horyną,
prorektorem Uniwersytetu Karola w Pradze
- Patrząc na spotkanie Benedykta XVI ze światem akademickim, można było odnieść
wrażenie, że Papież ma w tym świecie po prostu swoje naturalne miejsce. Jak Pan odbierał
Jego obecność?
Prof. M. Horyna: Papież jest bez wątpienia wielką
osobistością współczesnej nauki. Przecież w jego curriculum vitae działalność
akademicka, zwłaszcza w pierwszej części życia, odgrywa bardzo ważną rolę. A wielka
akademicka kultura myślenia i wypowiadania się przejawia się do dzisiaj w jego publikacjach
i działalności. Bez wątpienia jest to Papież, który jest zarazem akademikiem. A zatem
zapraszając Papieża na uniwersytet, mieliśmy poczucie, że zapraszamy też kolegę. Było
dla nas wielkim zaszczytem, że akademik tego formatu to zaproszenie przyjął.
-
Papież de facto sam to przyznał. Stwierdził przecież w przemówieniu: powracam tu jako
jeden z was. Ale nie odniósł Pan wrażenia, że Benedykt XVI należy do tego akademickiego
świata nie tylko jako naukowiec, ale również jako Papież. Podobnie jak św. Wacław
jest nieodłącznym elementem herbu Uniwersytetu Karola?
Prof. M. Horyna:
To nie ulega najmniejszej wątpliwości. A to dlatego, że, jak stwierdzono na tym spotkaniu,
uniwersytet nie tylko daje ludziom kwalifikacje, ale ich uczy. Nauka zaś jest pielęgnowaniem
w nich człowieczeństwa, a tego nie da się robić pomijając religijny wymiar ludzkiego
życia. Zostało to powiedziane bardzo jasno. Podobnie jak to, że wolność, którego nauczanie
wymaga, którego potrzebuje uniwersytet, ta wolność bez wymiaru duchowego, może bardzo
szybko zdziczeć. Ten wymiar duchowości jest w dzisiejszym świecie potrzebny ze względów
pragmatycznych, ponieważ na niej można oprzeć dialog różnych kultur, do którego się
ciągle wzywa. W tym dialogu musimy się nawzajem rozumieć. A na bazie tego wymiaru
duchownego jesteśmy w stanie z innymi kulturami komunikować. Bp Škarvada powiedział
kiedyś, że problemem Europy jest nie tyle utrata religii, co kulturalnej tożsamości,
co jest konsekwencją pewnego zobojętnienia. Lecz kiedy stracimy własną tożsamość kulturową,
co będziemy mogli zaoferować w dialogu innym kulturom?
- W drodze do Czech
Papież zachęcał czeskich katolików, aby odważniej wychodzili do świata, więcej dialogowali,
również z agnostykami. Czy sam w trakcie spotkania z intelektualistami taki dialog
nawiązał?
Prof. M. Horyna: Tak mi się wydaję. Co więcej, myślę,
że ten dialog nawiązywali wszyscy trzej mówcy. To znaczy również czeska strona, czyli
rektor i przedstawiciel studentów, temu dialogowi utorowali drogę. I to chciałbym
podkreślić. Natomiast to swoiste zamknięcie czeskiego Kościoła jest moim zdaniem również
konsekwencją minionej epoki. Bo ci, którzy wytrwali, żyli w swoistym getcie. Musieli
w nim żyć również ze względu na własne bezpieczeństwo. A kiedy ktoś przez 20 lat stawia
opór reżimowi w tych nienaturalnych warunkach, bardzo trudno jest zmienić się z dnia
na dzień. Myślę jednak, że wyrasta już nowe pokolenie, które myśli nie tylko o duchowym
przesłaniu, ale również o dziedzictwie kulturowym, które, powiedzmy to jasno, jest
dziełem Kościoła. Przedwczoraj bardzo trafnie o tym mówił w wywiadzie dla Czeskiego
Radia ks. Tomáš Halík. Powiedział on: spróbujmy sobie wyobrazić Pragę bez chrześcijańskich
zabytków. Bez chrześcijaństwa byłoby to całkiem inne miasto. A zatem chrześcijaństwo
jest integralną częścią naszego domu, naszej ojczyzny. I dlatego powinniśmy sobie
uświadomić, skąd wyrastają nasze korzenie, już tylko po to, abyśmy mogli dobrze zadbać
o naszą ojczyznę. I tylko wtedy, gdy będziemy dbać o własną ojczyznę, będziemy też
w stanie zaproponować coś innym kulturom w międzykulturowym dialogu.
-
Zagraniczni dziennikarze, którzy relacjonowali tę podróż byli mile zaskoczeni przyjęciem,
jakie zgotowali Czesi Papieżowi. Spodziewali się kontestacji, a tymczasem atmosfera
tej wizyty była bardzo pozytywna. Można powiedzieć, że najważniejsze autorytety Czech
uznają czy respektują autorytet Papieża. Jak to wytłumaczyć? Czy to ci dziennikarze
mieli fałszywe wyobrażenia o tym kraju, a może coś się w Czechach zmieniło?
Prof.
M. Horyna: Nie przeprowadzałem w tym zakresie żadnych badań, tym niemniej przypuszczam,
że wielką rolę odegrała tu sama osobowość Papieża. Benedykt XVI jest bowiem Papieżem
pojednania, jednoczenia. Jest naprawdę tym, który buduje mosty, pontifex. A
robi to w sposób, który jest pozytywnie odbierany również przez tę bardziej obojętną
część społeczeństwa. Czyni to racjonalną siłą, bez arogancji, nie ucieka się do brutalnych
argumentów. I dlatego potrafi dotrzeć do wszystkich, którzy chcą go słuchać, którzy
mają dość rozumu, aby go wysłuchać. To po pierwsze. Po drugie, wydaje mi się, że ateistyczna
część tego społeczeństwa jest zdziwiona tym, iż ta wizyta, przy całym swym uroczystym
charakterze, nie jest pompatyczna. Jest w niej dużo prostoty i sądzę, że właśnie ta
prostota i naturalność wynika z charakteru, osobowości tego Papieża. Wracamy tu znowu
do tego, że Benedykt XVI jest akademikiem, bo akademikom zależy na tym, co istotne,
a przynajmniej powinno zależeć.
- Mówił Pan o prostocie tej wizyty. Ale
jest w niej też pewien majestat, który przypomina Czechom, z jakiej cywilizacji
wyrastają.
Prof. M. Horyna: Tak. Ojciec Święty uczynił na przykład
jeden gest, który był bardzo jasny również dla niewierzących. Mam tu na myśli koronację
Dzieciątka Jezus, praskiego Jezulatka. To nie była tylko kościelna uroczystość, to
było wielkie przesłanie. To po pierwsze. Po drugie, myślę, że dzięki kulturze, jej
sile ludzie powoli wracają do religii. Na przykład w Czechach, w wielu miejscach rozwija
się ostatnio patriotyzm lokalny, ludzie zaczęli remontować kapliczki, krzyże przydrożne
itp. Robią to przede wszystkim dlatego, że tam żyją i chcą, aby było tam pięknie.
Ale kiedy zżywają się z tymi kapliczkami i krzyżami, robią krok dalej. Myślę, że ten
proces potrzebuje trochę czasu. Trzeba się tu powstrzymać od nacisków, nie mówić im:
najpierw się wyspowiadaj, najpierw bądź dobrym przykładem dla innych, a dopiero potem
zabieraj się za kapliczki. Tu jest akurat odwrotnie. Bo kiedy się w coś angażujemy,
to to coś zaczyna do nas przemawiać, nabiera dla nas znaczenia. Najważniejsze, dobrze
się zaangażować. W ten sposób ci ludzie wchodzą w kontakt z Bogiem, nawet jeśli długo
sobie tego nie uświadamiają. To przyjdzie z czasem. Ta chrześcijańska kultura działa
trochę jak sakramenty. Działają nawet jeśli człowiek za bardzo o tym nie myśli.