Rząd Korei Południowej wprowadził restrykcje dla protestanckich misjonarzy. Tym, którzy
zostali już wydaleni z jakiegoś kraju ze względu na działalność ewangelizacyjną, będą
odbierane paszporty bądź będzie się im je wydawać na ograniczony czas. Decyzja rządu
jest odpowiedzią na skargi niektórych państw muzułmańskich, a w szczególności Iranu,
Jordanii i Jemenu, które zarzucają koreańskim protestantom prozelityzm. Korea Południowa
jest dziś drugim po Stanach Zjednoczonych krajem pod względem liczby misjonarzy. Szacuje
się, że w 170 krajach świata głosi Ewangelię ponad 17 tys. Koreańczyków. Od kilku
lat głównym polem ich działalności są kraje islamskie. O nawrócenie muzułmanów na
chrześcijaństwo modlą się również Koreańczycy w kraju, zwłaszcza w okresie ramadanu.
Decyzją
koreańskiego rządu oburzony jest przełożony katolickiego stowarzyszenia misjonarzy
w Korei Południowej, ks. Kim Myong-dong. Choć przyznaje on, że misje protestanckie
różnią się od katolickich, bo czasami brak im poszanowania dla uczuć religijnych,
historii i kultury niechrześcijan, to jednak w jego przekonaniu decyzja rządu jest
niedopuszczalna. Władzom bardziej zależy na własnej reputacji niż na bezpieczeństwie
obywateli – uważa ks. Myong-dong.
Rząd w Seulu nie po raz pierwszy stara się
ograniczyć działalność misjonarzy. Przed dwoma laty, kiedy afgańscy talibowie porwali
23 młodych misjonarzy, a dwóch z nich zamordowali, koreańskie władze zakazały protestanckim
ewangelizatorom podróżowania do krajów o podwyższonym ryzyku. Choć za złamanie zakazu
grozi rok więzienia, wielu koreańskich misjonarzy nadal głosi Ewangelię w krajach
muzułmańskich.