Nadawać ambasadzie szerszy wymiar. Wywiad z ambasador Rzeczpospolitej Polskiej przy
Stolicy Apostolskiej, Hanną Suchocką, w kontekście zakończenia długiego cyklu nadawanego
na falach Radia Watykańskiego poświęconego dziejom ambasady polskiej przy Stolicy
Apostolskiej
- Jak obecnie po tylu latach relacji między Polską, najpierw Królestwem, następnie
Rzeczpospolitą, potem znowu Rzeczpospolitą a Stolicą Apostolską kształtują się zadania
ambasady, przedstawicielstwa Rzeczpospolitej Polskiej przy Stolicy Apostolskiej?
H.
Suchocka: Zacznę może od początku, a mianowicie od wyrażenia zadowolenia z tego,
że taki cykl na falach Radia Watykańskiego się ukazał. Ja, zanim przyszłam do Rzymu,
do ambasady, słyszałam wielokrotnie od różnych osób, że jest na to zapotrzebowanie,
że ludzie mało wiedzą na temat ambasady przy Stolicy Apostolskiej. Nawet spotykałam
takich, którzy byli pełni zapału żeby coś w tej sprawie zrobić. W rezultacie musiał
przyjść do ambasady pan Piotr Samerek, by zabrać się bez zbędnego mówienia do pracy
i zrealizować to, na co było zapotrzebowanie. Za to jestem bardzo wdzięczna i myślę,
że wielu słuchało tych audycji z wielkim zainteresowaniem.
Cykl został zakończony,
natomiast ten przekrój pokazał zmienne losy ambasadora i przedstawicielstwa przy Stolicy
Apostolskiej w różnych latach, w różnych epokach historycznych. Myślę, że takim niezwykle
ciekawym okresem jest też okres XX w. Chciałam powiedzieć drugiej połowy zeszłego
wieku, ale właściwie trudno sprowadzić to tylko do tego okresu. Albowiem da się tu
wyróżnić dwa etapy. Pierwszy z nich obejmuje okres od podpisania konkordatu ze Stolicą
Apostolską przez Polskę przed drugą wojną światową do podpisania konkordatu po wojnie,
a raczej należy powiedzieć: po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, czyli w roku
1993. Od tego czasu, a zwłaszcza od ratyfikacji konkordatu, czyli możliwości jego
wejścia w życie, można wyróżnić kolejny etap działalności ambasady przy Stolicy Apostolskiej.
Powiedziałabym wyraźnie, że rola i działalność tej ambasady nie zawsze jest
doceniana. Ważne znaczenie przy określaniu roli ambasady ma także wzgląd semantyczny.
Mianowicie ja konsekwentnie używam oficjalnej nazwy tej placówki, że jest to ambasada
przy Stolicy Apostolskiej, a nie przy Watykanie. Użycie skrótowej formy „ambasada
przy Watykanie” sprowadza ją jakby do tego małego terytorium, jakim jest Watykan i
wtedy jej działalność siłą rzeczy wydaje się bardzo ograniczona. Natomiast oficjalna
nazwa przedstawicielstwa, nie tylko polskiego, ale także innych, to ambasada przy
Stolicy Apostolskiej. To oznacza, że zakres działania tej ambasady obejmuje całą działalność
Stolicy Apostolskiej, a zatem Papieża i Kościoła katolickiego w całym świecie. Stąd
rola tej ambasady nie sprowadza się tylko do relacji stricte bilateralnych, ale ma
znacznie większy wymiar globalny.
- Czyli nie tylko chodzi o relacje
Państwo-Kościół, ale też Kościół-wiara-społeczeństwo…?
H.
Suchocka: ...Kościół i wiara w różnych państwach, Kościół na różnych kontynentach.
Ja obserwuję, że nie jest to, jak już powiedziałam, tylko nasz problem, ale także
wielu państw, które mają tu swoje ambasady. Jak wiadomo, zdecydowana większość państw
na świecie ma swoje przedstawicielstwa przy Stolicy Apostolskiej. I te państwa także
poszukują formuły dla swoich ambasad. Także w rozmowie z ambasadorami zwłaszcza ważnych
państw, jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy, widzę wyraźnie poszukiwanie tego globalnego
osadzenia ambasady przy Stolicy Apostolskiej. Wydaje się, że ona powinna być raczej
postrzegana w kategoriach ambasady – używajmy tu oczywiście cudzysłowu – przy organizacji
międzynarodowej, aniżeli tylko jako ambasada bilateralna przy małym państwie.
Oczywiście
osadzenie ambasady przy „organizacji międzynarodowej”, jaką jest Kościół katolicki,
determinuje zakres zadań tej placówki. Do momentu podpisania konkordatu, a zwłaszcza
do jego ratyfikacji, siłą rzeczy nasze wzajemne działania skierowane były na unormowanie
relacji bilateralnych. Wtedy i kontakty między państwem polskim i Stolicą Apostolską
skupiały się na tym, w jaki sposób zapisać określone formuły, jak ma wyglądać konkordat
i wzajemne relacje. Natomiast z chwilą ratyfikacji konkordatu i jego wejścia w życie
mamy w gruncie rzeczy otwarte pole do szerszych zainteresowań. I polska ambasada przy
Stolicy Apostolskiej podejmuje działania, które są istotne z punktu widzenia polskiej
polityki międzynarodowej, polityki zagranicznej, a które są wyznaczane przez aktywność
Ojca Świętego.
- No właśnie, jakie to są konkretnie
działania?
H. Suchocka: Dla nas niezwykle ważne przy podejmowaniu
działań jest przede wszystkim noworoczne przemówienie papieskie do korpusu dyplomatycznego.
Ojciec Święty w tym corocznym wystąpieniu nakreśla zasadnicze linie – możemy powiedzieć
– swojej polityki międzynarodowej. Odnosi się do tego, co było ważnym zagadnieniem
minionego roku i jakie są ważne zadania na rok przyszły. Jest to swego rodzaju – jak
to nazywamy – exposé i my, jako ambasada przy Stolicy Apostolskiej, ten materiał każdego
roku analizujemy. Jest on dla nas pewną podstawą skierowania uwagi na dane obszary,
kontynenty czy rolę Kościoła w różnych miejscach. Możemy podać pewne przykłady. Pamiętamy
dobrze, że gdy Benedykt XVI obejmował swój urząd, bardzo mocno postawił na nawiązanie
stosunków dyplomatycznych z państwami, z którymi do tej pory nie ma stosunków dyplomatycznych.
Wiadomo było w domyśle, że chodzi tu przede wszystkim o zmianę w relacjach z Chinami
i to zajmowało naszą uwagę i zajmuje do dnia dzisiejszego; jak ewoluuje ta sytuacja.
W kręgu naszych zainteresowań leży także monitorowanie sytuacji w relacjach między
Stolicą Apostolską a Wietnamem. To są ważne państwa azjatyckie i my nie możemy sobie
ich tak pozostawić.
W tym roku naszą szczególną uwagę jesienią niewątpliwie
będzie przyciągał Synod dla Afryki. To jest ważny kontynent, który siłą rzeczy w naszym
polskim eurocentrycznym myśleniu jakby znajduje się na dalszym planie. Ale właśnie
ambasada polska przy Stolicy Apostolskiej może monitorować zjawiska tam zachodzące
z punktu widzenia Kościoła, Papieża, a co tym samym interesuje także rząd polski.
Ta możliwość monitorowania jest bardzo ważna dla polityki zagranicznej. Czyli powiedziałabym,
że ambasada polska przy Stolicy Apostolskiej po ratyfikacji konkordatu uzyskała szansę
stania się placówką o znacznie szerszym zakresie działania. To jest niezwykle ważne,
bo determinuje i daje szanse na funkcjonowanie tej ambasady, jako jednej z ważniejszych
także w przyszłości.
- Czy można powiedzieć, że to też rozszerza trochę
polską perspektywę polityki międzynarodowej?
H. Suchocka: Dla nas
to jest bardzo ważne, bo głównym celem ambasady przy Stolicy Apostolskiej jest przede
wszystkim działanie w ramach polskiej polityki zagranicznej i zgodnie z priorytetami
wytyczonymi przez ministra spraw zagranicznych. Natomiast do tych priorytetów my dodajemy
poprzez naszą obserwację elementy uzupełniające, ale niezwykle ważne, które pozwalają
zwrócić uwagę na pewne kierunki, które byłyby może nie tyle nie dostrzeżone, co nie
docenione. Być może nie zwrócono by uwagi na te wszystkie elementy, którym my możemy
poświęcić uwagę zajmując się właśnie określonym wycinkiem tych relacji.
-
Do tej pory mówiliśmy o działaniu wewnętrznym, jakby stricte zadaniowym
ambasady. Ale z drugiej strony ambasada działa też na zewnątrz. Czy
„odczarowuje” to trochę sferę Kościoła i polityki? Bardzo często funkcjonuje
bowiem w sferze publicznej taki obraz negatywny: Kościół angażujący
się w politykę, Kościół interweniujący, jakoś mieszający się w politykę, widziany
jako coś niepożądanego. Tymczasem tu wydaje się, że Kościół sygnalizuje pewne
sprawy również ważne na przykład dla Polski, dla Europy, dla całego świata?
H.
Suchocka: To nie ulega wątpliwości, bo np. ambasada polska przy Stolicy Apostolskiej
nie wkracza w wewnętrzne sprawy Kościoła i w relacje, które dotyczą Kościoła, biskupów
i Papieża. To są jakby sprawy zastrzeżone dla tej domeny, która w konkordacie jest
wyraźnie oddzielona od sfery państwowej. Nasza ambasada jest placówką państwową, ambasadą
państwa polskiego, która jest akredytowana przy Stolicy Apostolskiej. A zatem naszym
zadaniem jest analizowanie szerszej sytuacji tam, gdzie następuje styk działalności
publicznej Kościoła z działalnością państwa, a ten styk istnieje przecież nie tylko
w Polsce. On istnieje wszędzie na całym świecie i dotyczy także Kościołów różnych
wyznań, a w innych obszarach może nawet jest bardziej obecny. I naszym zadaniem jest
analizowanie i przedstawianie pewnych tendencji, a także ostrzeganie przed pewnymi
niepokojami czy zagrożeniami, jakie mogą wyniknąć z napięć związanych z religią w
różnych rejonach świata. Religia, czy różne fanatyczne formy działań religijnych,
nie tylko oczywiście chrześcijańskich, mogą bowiem mieć wpływ na realizację polityki
zagranicznej.
Co więcej, rola ambasadora przy Stolicy Apostolskiej i jego
styl działania bardzo zależy od konkretnej osoby. Jest ważne, żeby chcieć i móc nadać
placówce ten szerszy wymiar. Ja obserwuję to w relacjach z różnymi kolegami z innych
ambasad. Czasami widać, że niektórzy ambasadorowie sprowadzają rolę ambasady do relacji
bilateralnej. Taka placówka jest wtedy jakby mniej aktywna. A inni nadają jej szerszy
wymiar i wtedy dana ambasada staje się jakby lepiej postrzegana i ważna przede wszystkim
dla swojego państwa. Chciałabym podać przykład chociażby ambasady Wielkiej Brytanii.
Przecież tu mamy do czynienia z państwem, które nie jest krajem katolickim...
-
Nawet można powiedzieć akatolickim...
H. Suchocka:
W pewnych sytuacjach. Natomiast ambasador, młody, niezwykle aktywny, potrafił
podnieść działalność i poziom tej ambasady w taki sposób, że wszyscy mówią o jej działalności.
Ten człowiek podczas różnych spotkań potrafi nakreślać właśnie te ważne punkty i kierunki,
którymi powinny się zajmować ambasady przy Stolicy Apostolskiej. Uważam, że z tego
punktu widzenia ważne są comiesięczne spotkania organizowane przez ambasady przy Stolicy
Apostolskiej państw Unii Europejskiej. Mimo, że Stolica Apostolska ani Watykan nie
jest członkiem Unii Europejskiej, to jednak ambasadorowie tu akredytowani odbywają
swoje spotkania comiesięczne pod przewodnictwem ambasadora, który w danym półroczu
reprezentuje unijną prezydencję. Stawiamy podczas tych spotkań podstawowe problemy
w relacjach państwo-Kościół, co ma też swoje istotne znaczenie. Pozwala nam bowiem
ewentualnie określić, jakie powinny być pewne elementy aktywności Unii Europejskiej
w obszarach terytorialnych wykraczających poza Unię, które mają bardzo ważny wpływ
na to, jaka będzie Unia Europejska w przyszłości.
- Czy można już mówić
o jakichś konkretnych owocach tego rodzaju spotkań, czy tego typu aktywności
ambasady?
H. Suchocka: Owoce są czasami. Przy takich spotkaniach
nie ma tak, że jest od razu konkretny owoc. Ale są pewne reakcje przesyłane – jak
wiadomo działalnością ambasadorów jest informowanie państw – i czasami mamy kontrreakcje
przychodzące z państw, czy czasami jakaś refleksja dotycząca pewnych spraw będących
przedmiotem debaty w Unii Europejskiej. Myślę, że przyczyniają się do tego także analizy
przesyłane przez ambasady przy Stolicy Apostolskiej.
- Również Pani Ambasador
jest bardzo aktywna i to nie tylko jako dyplomata, ale także jako np.
członek Papieskiej Akademii Nauk Społecznych. Czy tę aktywność Pani rozumie
jako swoją misję?
H. Suchocka: Trudno mi jest oceniać własną
aktywność; to jest kwestia oceny dokonywanej przez innych, a nie moja sprawa. Ja przyszłam
na tę funkcję ambasadora z polityki, czyli z niezwykle aktywnego życia i dlatego być
może tę aktywność przeniosłam na ambasadę przy Stolicy Apostolskiej. Wydawało mi się,
że tu jest szereg rzeczy, które można podjąć, albo które wręcz należy zrobić, a nie
tylko sprowadzić działalność tej placówki do czystej reprezentacji bilateralnej.
Oczywiście
możemy powiedzieć, że ta sytuacja też ewoluuje, bo inna troszkę była rola ambasady
za czasów Jana Pawła II. Papież Polak odgrywał tu kolosalną rolę. On był tym centrum,
skupiskiem uwagi, punktem odniesienia i jakby też inne były oczekiwania wobec ambasady.
Wsłuchiwano się w jego słowa, a ambasadę bardzo często uważano za miejsce, które organizuje
spotkania z Papieżem w takim bardziej protokolarno-technicznym wymiarze. Wielokrotnie
spotykałam się z takimi pytaniami: „Jak to będzie teraz, po śmierci Papieża, po 2005
roku?”, „To chyba wasza rola zmaleje, nie będziecie mieli co robić?”. To właśnie było
ważne, że nasza rola nie zmalała, natomiast nastąpiło przesunięcie akcentu. Teraz
już nie mamy tego punktu odniesienia w Papieżu tak bezpośrednio, jak to było za Jana
Pawła II. Pewne działania, które były podejmowane czy przez otoczenie Papieża, czy
przez niego samego bezpośrednio, teraz muszą być podejmowane przez ambasadę. Myśmy
zdawali sobie z tego sprawę i w takim zakresie staraliśmy się bardziej ukierunkować
ambasadę na te działania międzynarodowe.
- Dzięki czemu również polska
polityka międzynarodowa akurat w tym zakresie stała się rzeczywiście bardziej międzynarodowa
niż bilateralna...
H. Suchocka: Tak, i na ten temat w Sekretariacie
Stanu słyszę bardzo pozytywne opinie. Dotyczy to zwłaszcza współpracy z Polską, reakcji
Polski na pewne inicjatywy watykańskie. Czasami jest możliwość, że Polska w pełni
jest zgodna ze stanowiskiem Watykanu, czasami toczą się dyskusje, ale mogę powiedzieć,
że uruchomiliśmy też taką instytucję, która przedtem nie była powszechnie stosowana,
a mianowicie kontakty robocze na poziomie wiceministrów spraw zagranicznych. Odbywają
się one okresowo. Raz na pół roku przyjeżdża polski wiceminister spraw zagranicznych
i ma spotkania w Sekretariacie Stanu. Tam dyskutuje się nad ważnymi dla Stolicy Apostolskiej
i dla Polski problemami i poszukuje się, gdzie są punkty styczne, a gdzie są pewne
różnice, jak można wspólnie reagować na forum organizacji międzynarodowych, bo to
jest też bardzo ważne, że i Polska, i Stolica Apostolska spotykają się w wielu miejscach
na forum organizacji międzynarodowych, na przykład OBWE, ONZ. Teraz chodzi o to, czy
jest i w jakim zakresie możliwość wypracowania wspólnych stanowisk. Także to jest
ważną rolą ambasady przy Stolicy Apostolskiej: doprowadzić do tego typu spotkań, dyskusji
i ewentualnie poszukiwać wspólnego stanowiska.
- W swojej najnowszej encyklice
Ojciec Święty mówi m.in. o globalizacji, o próbie opanowania tego zjawiska w sposób
ludzki, dostępny dla człowieka, czy ucywilizowania globalizacji w taki sposób,
by globalizacja mogła służyć człowiekowi i wspólnocie ludzkiej. Czy
te spotkania, międzynarodowa działalność dyplomatyczna już promuje czy
prowadzi jakieś działania w tym kierunku?
H. Suchocka: Ja
bym powiedziała, że problem globalizacji to jest problem na lata. A ponieważ była
tutaj mowa o Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, to właśnie ta instytucja już kilka
lat temu, jeszcze za życia Jana Pawła II, podjęła problem globalizacji i wyzwań z
nią związanych z punktu widzenia chrześcijańskiej nauki społecznej. Wyraźnie postawiono
tezę, że sama globalizacja jako taka nie jest złem, jest po prostu pewną koniecznością.
Natomiast globalizacja musi przestrzegać pewnych reguł, oprzeć się na pewnych wartościach
i trzeba zebrać, czy spróbować określić katalog wartości ważnych dla globalizacji.
To czyni w dużej mierze właśnie Benedykt XVI w swojej encyklice. Ja nie chcę niczego
dedukować, ale myślę, że w jakimś sensie prace Akademii Nauk Społecznych także stanowiły
jakiś wkład w przygotowanie tej encykliki. Takie było przecież założenie powołania
przez Jana Pawła II Akademii Nauk Społecznych, żeby grupując specjalistów z całego
świata: socjologów, prawników, polityków, finansistów, przygotowywała ona materiały,
które mogą być brane pod uwagę przy opracowywaniu papieskich dokumentów. Oczywiście
nie wiem, do jakiego stopnia Benedykt XVI korzystał z tego, ale zakładam, że na pewno
sięgał do tych dokumentów, tym bardziej, że ma osobiście bardzo dobre intelektualne
relacje z przewodniczącą Papieskiej Akademii Nauk Społecznych (przez rok ambasador
Stanów Zjednoczonych przy Stolicy Apostolskiej, a w ogóle profesor Harwardu) Mary
Ann Glendon. A zatem globalizacja jest problemem, który stanowi wyzwanie dla takich
instytucji watykańskich, jak Akademia Nauk Społecznych, a także jest bardzo poważnie
podejmowany w dyskusjach ambasadorów przy Stolicy Apostolskiej podczas naszych debat
w ramach spotkań europejskich.
- Często w polityce, nie tylko międzynarodowej,
istnieje napięcie między pewnym praktycyzmem, konkretnymi rozwiązaniami technicznymi,
a wartościami, które się realizuje. Czy doświadczyła Pani czegoś takiego w swojej
pracy?
H. Suchocka: Jest to zderzenie powiedziałabym codzienne,
bo tu jest zawsze taki delikatny punkt: my przecież, jako ambasada przy Stolicy Apostolskiej,
reprezentujemy państwo, które jest państwem oczywiście świeckim, nie wyznaniowym,
wobec instytucji, która ma wyraźnie charakter wyznaniowy, religijny. I dla nas jest
niezwykle ważne poszukiwanie tego punktu równowagi. Równocześnie mamy obowiązek informowania
Stolicy Apostolskiej o stanowisku rządu polskiego, ale także rząd polski o stanowisku
Stolicy Apostolskiej. Wiadomo, że stanowisko Stolicy Apostolskiej jest z reguły zdominowane
przez wartości chrześcijańskie, natomiast w sytuacji rządu polskiego, jako państwa
świeckiego, te wartości muszą być wprowadzone w taki sposób, żeby nie można było zarzucić,
iż chcemy poprzez przenoszenie wartości tworzyć państwo wyznaniowe. Tu jest zawsze
element poszukiwania rozwiązań i znajdowania kompromisów, i to się w wielu przypadkach
udaje. Muszę powiedzieć, że bardzo często to zderzenie, czy poszukiwanie wspólnego
stanowiska dokonuje się na forum organizacji międzynarodowych, przy zaangażowaniu
i przygotowaniu wstępnym ze strony ambasadorów, w tym także przy Stolicy Apostolskiej.
- Jeszcze jedno pytanie dotyczące jakby tej właśnie sfery.
Jak by Pani oceniła w tej chwili to napięcie istniejące cały czas, od paru
ładnych lat, gdy chodzi o integrację europejską i pewien opór instytucji europejskich
w dziedzinie akceptacji chrześcijańskich korzeni, tego, co możemy nazwać
„duszą Europy”, tego, co tworzyło Europę: filozofia grecka, prawo rzymskie i duchowość
chrześcijańska. W tej chwili, jak się wydaje, właśnie element pewnego praktycyzmu
opartego też na – jakby to określić – humorach społecznych jest bardziej dominujący,
niż odniesienie się do dziejów, do duszy człowieka?
H.
Suchocka: Przyglądałam się bacznie, a nawet osobiście brałam udział w jakimś zakresie
w debatach na temat tzw. Konstytucji Europejskiej, która w rezultacie nie została
zaakceptowana. Od samego początku uważałam, że to był – nie wiem czy tak można powiedzieć
– błąd, a w każdym razie niepotrzebny upór, ażeby nie odwołać się do korzeni chrześcijańskich.
Oczywiście musimy tu wyraźnie powiedzieć: czym innym jest invocatio Dei, a
czym innym odniesienie do korzeni chrześcijańskich, powiedzenie, że Europa i to, czym
jest Europa obecnie, samo pojęcie europejskości kształtowane było wyraźnie przez chrześcijaństwo.
Milczenie na ten temat, nie wprowadzenie tego do Traktatu jest zamykaniem oczu na
rzeczywistość; takim myśleniem magicznym: zamykam oczy i mnie nie ma. To tak jest,
bo tego faktu nikt nie wykreśli, nie wymaże. Przecież podróżując po Europie widzimy
wszędzie chrześcijańskie znaki i nie potrafimy siebie inaczej określić, jak poprzez
odniesienie do chrześcijaństwa jako genezy naszych początków europejskich.
Tu
istnieje pewna obawa, może nawet coś więcej, że tkwimy trochę za bardzo w zaklętym
kręgu tzw. politycznej poprawności. Może powinniśmy ją na nowo zdefiniować? Bo ja
mam czasami wrażenie, że my ją definiujemy dosyć sztampowo. Tu chyba jest pewien problem
i też pewne zadanie na przyszłość: jak ma wyglądać polityczna poprawność, żeby nie
szła w uproszczenie, a zarazem w negację chrześcijaństwa, bo konsekwencją jest pewne
negowanie naszych korzeni czy tradycji, negowanie oczywistości.