Amerykańska komisja ds. monitorowania wolności religijnej na świecie wciągnęła Indie
na tzw. czarną listę. Obejmuje ona kraje, w których mniejszości religijne czy etniczne
doświadczają poważnych dyskryminacji. Komisja prosi też prezydenta Obamę o interwencję
w tej sprawie u władz w New Delhi. Swą decyzję motywuje nieadekwatną reakcją Indii
na pogromy, których doświadczyli w tym kraju muzułmanie w 2002 r. i chrześcijanie
w ciągu ostatniego roku.
Jeszcze w maju, w swym dorocznym raporcie, działająca
pod patronatem Kongresu komisja mówiła o pozytywnych znakach, które można dostrzec
w Indiach. Zapowiedziano przy tym wizytację w stanie Orisa, a w szczególności w obozach
chrześcijańskich uchodźców. Władze odmówiły jednak członkom komisji przyznania wiz
wjazdowych.
Indyjskie władze są oburzone decyzją waszyngtońskiej komisji.
Rzecznik prasowy tamtejszego ministerstwa spraw wewnętrznych, Vishnu Prakash, nazwał
ją nieuzasadnioną ingerencją. Natomiast dla rzecznika prasowego indyjskiego episkopatu,
ks. Babu Josepha jest to jasny wyraz coraz większego zaniepokojenia wspólnoty międzynarodowej
kolejnymi niepowodzeniami Indii w walce z nietolerancją religijną.
W tych
dniach mija pierwsza rocznica rozpoczęcia pogromów w stanie Orisa. Istnieją obawy,
że znowu dojdzie do antychrześcijańskich wystąpień. Stanowe władze wprowadziły w związku
z tym specjalne środki bezpieczeństwa. I tak na przykład do obwodu Kandhamal, gdzie
w ubiegłym roku miały miejsce najbardziej brutalne zajścia, ściągnięto dwanaście plutonów
policji stanowej i 500 funkcjonariuszy specjalnych sił bezpieczeństwa.