2009-08-04 17:33:00

Śladami Apostoła Narodów (49)


Z Malty do Rzymu



W połowie lutego 61 r. statek, na którym płynął więzień Paweł, wyruszył z Malty w kierunku Rzymu, stolicy Cesarstwa Rzymskiego. Św. Łukasz, towarzyszący Apostołowi Narodów, tak opisuje ten etap podróży w Dziejach Apostolskich:

„Po trzech miesiącach odpłynęliśmy na okręcie aleksandryjskim z godłem Dioskurów, który przezimował na wyspie. Przybywszy do Syrakuz, pozostaliśmy trzy dni. Stąd płynąc wzdłuż wybrzeża, dotarliśmy do Regium i po jednym dniu, gdy powiał wiatr południowy, nazajutrz przybyliśmy do Puteoli. Tam spotkaliśmy braci i zostaliśmy na ich prośbę siedem dni. Tak przybyliśmy do Rzymu” (Dz 28,11-14).

Czytając te słowa, dostrzega się wyraźną różnicę w stylu języka w porównaniu z niemal drobiazgowym opisem burzy i rozbicia się okrętu z poprzedniego rozdziału Dziejów Apostolskich. Odnosi się wrażenie jakby tam św. Łukasz pisał coś w rodzaju dziennika pokładowego, a tutaj podaje jedynie – być może już z pewnej perspektywy – jedynie najistotniejsze fakty dotyczące podróży z Malty do Rzymu.

Najpierw zatem okręt zatrzymał się w Syrakuzach, na Sycylii. Było to miasto znane z racji na swą bogatą historię, kulturę, położenie i okazałe budowle. Do dzisiaj zresztą przyciąga ono wielu turystów, bo zachował się tutaj teatr wybudowany w V w. przed Chr., jak też szereg świątyń doryckich i katakumby chrześcijańskie. „Syrakuzy – pisze Jarosław Iwaszkiewicz w swojej Książce o Sycylii (Czytelnik, Warszawa 2000, s. 138) - to małe miasteczko, ma ono jednak w sobie melancholię miast, które niegdyś były bardzo wielkie, a potem upadły. Czas zatarł wspomnienia minionej wielkości i dzisiaj ze zdumieniem odnajduje się jej ślady w miejscach pozornie oddalonych. W starożytności było to miasto milionowe – na owe czasu monstrum wielkości. Dzisiaj śpi ono spokojnie, oddane sprawom codziennym i bardzo malutkim”.

W Syrakuzach aleksandryjski okręt zatrzymał się na trzy dni. Św. Łukasz nie zamieszcza, niestety, w swoim opisie szczegółów związanych z tym krótkim postojem. Statek popłynął następnie na jeden dzień do Regium, miasta leżącego na południu Półwyspu Apenińskiego. Wydaje się, że chodzi tu o dzisiejsze Reggio di Calabria, w którym na skutek licznych trzęsień ziemi nie zachowało się zbyt wiele z czasów starożytnych. Następnego dnia okręt zawinął do portu Puteoli, czyli dzisiejszego Pozzuoli, leżącego blisko Neapolu. Tutaj kończyły zwykle swój rejs statki aleksandryjskie przywożące zboże z Egiptu i inne towary ze Wschodu, które transportowano następnie drogami lądowymi do Rzymu.

Autor Dziejów Apostolskich informuje (28,14), że podróżni spotkali w Puteoli braci w wierze i zostali na ich prośbę siedem dni. Do dzisiaj nie bardzo wiadomo kiedy i w jakich okolicznościach powstała tam gmina chrześcijańska. Czy chodziło o wiernych przybyłych ze wschodnich prowincji Cesarstwa? Czy o nawróconych z licznie przebywających tam Żydów? Bibliści nie zajmują w tej kwestii jednoznacznego stanowiska.

Po tygodniu spędzonym w Puteoli rozpoczął się dla więźnia Pawła ostatni etap podróży do Rzymu, odbywany pieszo królową dróg, czyli Via Appia. Apostoł, mimo stosunkowo młodego wieku (miał wtedy ok. 53 lat), odczuwał wyraźnie trudy kilkumiesięcznej podróży. Również od strony duchowej niepokoiły go pewne myśli, nie bardzo bowiem wiedział, czego Pan żąda od niego w tym konkretnym momencie życia. To prawda, że po tym wszystkim co przeżył w czasie podróży, jeszcze bardziej ugruntowała się jego ufność w odniesieniu do Zbawiciela, ale – mimo tego – z drżącym sercem zbliżał się do Rzymu. Był zatroskany nie tyle o samego siebie, ale o działającą w stolicy Cesarstwa, bliżej mu nieznaną, wspólnotę chrześcijan. Wiedział, że już od kilku lat rządy cesarskie sprawowane są przez nikczemnego Nerona, który w brutalny sposób pozbywał się swych faktycznych i urojonych przeciwników, a nawet posłał siepaczy, by zamordowali jego matkę. W czasie, gdy więzień Paweł zbliżał się do Rzymu, Neron, zadowolony ze swych sukcesów, oddawał się poezji, muzyce i igrzyskom.



Wieść o przybywającym do Rzymu Apostole dotarła do tutejszych chrześcijan. Wierni rzymscy wiedzieli, że do stolicy Cesarstwa zbliża się jako więzień ten, który otrzymał od Pana szczególną misję do spełnienia i że, mimo napotykanych rozlicznych trudności, niezwykle ofiarnie i skutecznie ją realizuje. Taki Gość zasługuje na szczególne powitanie. Św. Łukasz pisze: „Tamtejsi bracia, dowiedziawszy się o nas, wyszli nam naprzeciw aż do Forum Appiusza i Trzech Gospód. Ujrzawszy ich, Paweł podziękował Bogu i nabrał otuchy” (Dz 28,15).

Szkoda, że opis autora Dziejów również w tym wypadku jest lakoniczny. Możemy sobie jedynie wyobrazić zaskoczenie, wzruszenie i – być może – nawet łzy Apostoła, który zmęczony i trochę zniechęcony, z łańcuchem na ręce, spotkał niespodziewanie grupę chrześcijan. Pokonali oni dziesiątki kilometrów, by go powitać, dodać otuchy i powiedzieć, że bardzo cieszą się z jego przybycia i że inni chrześcijanie rzymscy z utęsknieniem czekają na niego.

Nie wiemy dokładnie, kim byli ci dzielni wierni, którzy niemal triumfalnie wprowadzali św. Pawła przez Porta Capena do Roma antiqua; do miasta, o którym poeta powiedział: Samo twoje imię jest kantykiem a twoja historia poematem.

Bóg w odmienny niż do tej pory sposób pocieszył św. Pawła; nie przez jakąś wizję bądź słowa wypowiedziane we śnie, ale posłużył się tą garstką chrześcijan, która wykazała sporo odwagi, a przede wszystkim dużo spontaniczności w odniesieniu do świadka Chrystusowego.

„Są takie sytuacje – pisze ks. Janusz Stanisław Pasierb – gdzie słowa się kończą. Gdzie jedynym świadectwem jest milcząca obecność. Są sytuacje, gdy kończy się możliwość działania, gdzie można tylko być z ludźmi osaczonymi, skazanymi” (Gałęzie i liście, Pallottinum 1985, s. 37). Niech i nam w naszym codziennym postępowaniu, w obronie wiary i religii, a przede wszystkim w głoszeniu Ewangelii towarzyszą nieustannie pawłowa odwaga i serce otwarte na potrzeby innych.

ks. Waldemar Turek








All the contents on this site are copyrighted ©.