W połowie lutego 61 r. statek, na którym płynął
więzień Paweł, wyruszył z Malty w kierunku Rzymu, stolicy Cesarstwa Rzymskiego. Św.
Łukasz, towarzyszący Apostołowi Narodów, tak opisuje ten etap podróży w Dziejach Apostolskich:
„Po
trzech miesiącach odpłynęliśmy na okręcie aleksandryjskim z godłem Dioskurów, który
przezimował na wyspie. Przybywszy do Syrakuz, pozostaliśmy trzy dni. Stąd płynąc wzdłuż
wybrzeża, dotarliśmy do Regium i po jednym dniu, gdy powiał wiatr południowy, nazajutrz
przybyliśmy do Puteoli. Tam spotkaliśmy braci i zostaliśmy na ich prośbę siedem dni.
Tak przybyliśmy do Rzymu” (Dz 28,11-14).
Czytając te słowa, dostrzega się wyraźną
różnicę w stylu języka w porównaniu z niemal drobiazgowym opisem burzy i rozbicia
się okrętu z poprzedniego rozdziału Dziejów Apostolskich. Odnosi się wrażenie jakby
tam św. Łukasz pisał coś w rodzaju dziennika pokładowego, a tutaj podaje jedynie –
być może już z pewnej perspektywy – jedynie najistotniejsze fakty dotyczące podróży
z Malty do Rzymu.
Najpierw zatem okręt zatrzymał się w Syrakuzach, na Sycylii.
Było to miasto znane z racji na swą bogatą historię, kulturę, położenie i okazałe
budowle. Do dzisiaj zresztą przyciąga ono wielu turystów, bo zachował się tutaj teatr
wybudowany w V w. przed Chr., jak też szereg świątyń doryckich i katakumby chrześcijańskie.
„Syrakuzy – pisze Jarosław Iwaszkiewicz w swojej Książce o Sycylii (Czytelnik,
Warszawa 2000, s. 138) - to małe miasteczko, ma ono jednak w sobie melancholię miast,
które niegdyś były bardzo wielkie, a potem upadły. Czas zatarł wspomnienia minionej
wielkości i dzisiaj ze zdumieniem odnajduje się jej ślady w miejscach pozornie oddalonych.
W starożytności było to miasto milionowe – na owe czasu monstrum wielkości. Dzisiaj
śpi ono spokojnie, oddane sprawom codziennym i bardzo malutkim”. … W Syrakuzach
aleksandryjski okręt zatrzymał się na trzy dni. Św. Łukasz nie zamieszcza, niestety,
w swoim opisie szczegółów związanych z tym krótkim postojem. Statek popłynął następnie
na jeden dzień do Regium, miasta leżącego na południu Półwyspu Apenińskiego. Wydaje
się, że chodzi tu o dzisiejsze Reggio di Calabria, w którym na skutek licznych trzęsień
ziemi nie zachowało się zbyt wiele z czasów starożytnych. Następnego dnia okręt zawinął
do portu Puteoli, czyli dzisiejszego Pozzuoli, leżącego blisko Neapolu. Tutaj kończyły
zwykle swój rejs statki aleksandryjskie przywożące zboże z Egiptu i inne towary ze
Wschodu, które transportowano następnie drogami lądowymi do Rzymu.
Autor Dziejów
Apostolskich informuje (28,14), że podróżni spotkali w Puteoli braci w wierze i zostali
na ich prośbę siedem dni. Do dzisiaj nie bardzo wiadomo kiedy i w jakich okolicznościach
powstała tam gmina chrześcijańska. Czy chodziło o wiernych przybyłych ze wschodnich
prowincji Cesarstwa? Czy o nawróconych z licznie przebywających tam Żydów? Bibliści
nie zajmują w tej kwestii jednoznacznego stanowiska.
Po tygodniu spędzonym
w Puteoli rozpoczął się dla więźnia Pawła ostatni etap podróży do Rzymu, odbywany
pieszo królową dróg, czyli Via Appia. Apostoł, mimo stosunkowo młodego wieku
(miał wtedy ok. 53 lat), odczuwał wyraźnie trudy kilkumiesięcznej podróży. Również
od strony duchowej niepokoiły go pewne myśli, nie bardzo bowiem wiedział, czego Pan
żąda od niego w tym konkretnym momencie życia. To prawda, że po tym wszystkim co przeżył
w czasie podróży, jeszcze bardziej ugruntowała się jego ufność w odniesieniu do Zbawiciela,
ale – mimo tego – z drżącym sercem zbliżał się do Rzymu. Był zatroskany nie tyle o
samego siebie, ale o działającą w stolicy Cesarstwa, bliżej mu nieznaną, wspólnotę
chrześcijan. Wiedział, że już od kilku lat rządy cesarskie sprawowane są przez nikczemnego
Nerona, który w brutalny sposób pozbywał się swych faktycznych i urojonych przeciwników,
a nawet posłał siepaczy, by zamordowali jego matkę. W czasie, gdy więzień Paweł zbliżał
się do Rzymu, Neron, zadowolony ze swych sukcesów, oddawał się poezji, muzyce i igrzyskom.
… Wieść o przybywającym do Rzymu Apostole dotarła do tutejszych chrześcijan.
Wierni rzymscy wiedzieli, że do stolicy Cesarstwa zbliża się jako więzień ten, który
otrzymał od Pana szczególną misję do spełnienia i że, mimo napotykanych rozlicznych
trudności, niezwykle ofiarnie i skutecznie ją realizuje. Taki Gość zasługuje na szczególne
powitanie. Św. Łukasz pisze: „Tamtejsi bracia, dowiedziawszy się o nas, wyszli nam
naprzeciw aż do Forum Appiusza i Trzech Gospód. Ujrzawszy ich, Paweł podziękował Bogu
i nabrał otuchy” (Dz 28,15).
Szkoda, że opis autora Dziejów również w tym wypadku
jest lakoniczny. Możemy sobie jedynie wyobrazić zaskoczenie, wzruszenie i – być może
– nawet łzy Apostoła, który zmęczony i trochę zniechęcony, z łańcuchem na ręce, spotkał
niespodziewanie grupę chrześcijan. Pokonali oni dziesiątki kilometrów, by go powitać,
dodać otuchy i powiedzieć, że bardzo cieszą się z jego przybycia i że inni chrześcijanie
rzymscy z utęsknieniem czekają na niego.
Nie wiemy dokładnie, kim byli ci
dzielni wierni, którzy niemal triumfalnie wprowadzali św. Pawła przez Porta Capena
do Roma antiqua; do miasta, o którym poeta powiedział: Samo twoje imię jest
kantykiem a twoja historia poematem.
Bóg w odmienny niż do tej pory sposób
pocieszył św. Pawła; nie przez jakąś wizję bądź słowa wypowiedziane we śnie, ale posłużył
się tą garstką chrześcijan, która wykazała sporo odwagi, a przede wszystkim dużo spontaniczności
w odniesieniu do świadka Chrystusowego.
„Są takie sytuacje – pisze ks. Janusz
Stanisław Pasierb – gdzie słowa się kończą. Gdzie jedynym świadectwem jest milcząca
obecność. Są sytuacje, gdy kończy się możliwość działania, gdzie można tylko być z
ludźmi osaczonymi, skazanymi” (Gałęzie i liście, Pallottinum 1985, s. 37).
Niech i nam w naszym codziennym postępowaniu, w obronie wiary i religii, a przede
wszystkim w głoszeniu Ewangelii towarzyszą nieustannie pawłowa odwaga i serce otwarte
na potrzeby innych.