„Powstrzymać kulturowe ludobójstwo”, „Miasto musi należeć do mieszkańców, a nie do
mafii”, „Bukareszt umiera, dlaczego cię to nie boli?” – takie transparenty nieśli
uczestnicy wczorajszej manifestacji w stolicy Rumunii. Zorganizowano ją w obronie
katedry św. Józefa, zagrożonej budową w jej bezpośrednim sąsiedztwie wysokiego biurowca.
6 tys. osób wyszło na ulice, protestując przeciwko decyzji sądu apelacyjnego w Ploiesti,
który pozwolił na kontynuację prac. Z katedry demonstranci przeszli pod siedzibę rządu,
gdzie złożyli petycję domagającą się wstrzymania budowy.
Bukareszteńska katedra
jest zabytkiem klasy „zero” oraz pomnikiem kultury rumuńskiej. Wieżowiec, którego
większą część już zbudowano, powstaje w odległości 3 m od świątyni. Zagrożenie jest
ewidentne, gdyż z uwagi na sejsmiczny teren w głąb ziemi wpuszczono 15-metrowy mur
oporowy, który ma zabezpieczać budowlę. W wyniku tego wody podskórne kierowane są
na katedrę. Ponadto, w wypadku trzęsienia ziemi, mur ten stworzy amplitudę wzmacniającą
drgania, w wyniku czego katedra może zostać kompletnie zniszczona.
Spór o
ratowanie katedry trwa od trzech lat. Stolica Apostolska i sam Papież interweniowali
u władz rumuńskich, prosząc o natychmiastowe przerwanie prac budowlanych i wycofanie
udzielonych na nie zezwoleń. Budowę wielokrotnie wstrzymywano, ostatnio w lutym br.
Rozmówcy agencji Reutera zwracają uwagę na szerszy kontekst społeczny. Po wejściu
do Unii Europejskiej rumuńska stolica przeżywa niehamowany boom rozwojowy, często
na zasadzie „wolnej ręki”. Nakładające się na to korupcja i brak administracyjnego
nadzoru niszczą architektoniczny obraz miasta, nazywanego kiedyś „Małym Paryżem”.