Wiosną 58 r.
apostoł Paweł przybył, wraz z towarzyszącymi mu osobami, do Jerozolimy. Szybko udał
się do św. Jakuba. Z Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że wtedy „zebrali się też
wszyscy starsi. Powitawszy ich, zaczął szczegółowo opowiadać, czego Bóg dokonał wśród
pogan przez jego posługę. Słysząc to, wielbili Boga” (21,18-20). Św. Paweł potwierdził,
jak szybko rozwija się religia chrześcijańska, do jak wielu miejsc dociera Ewangelia,
jak gorliwie postępują uczniowie, ale nie ukrywał też pojawiających się rozmaitych
trudności.
Już po kilku dniach pobytu w Mieście Świętym Apostoł zorientował
się, że jego osoba i działalność przedstawiane są tutaj przez wielu w negatywny sposób:
mówiono o nim jako przeciwniku Prawa, który zachęca Żydów mieszkających wśród pogan,
aby nie obrzezywali swych synów ani nie zachowywali tradycji.
W tym to kontekście
św. Jakub zaproponował św. Pawłowi, aby dołączył się do grona czterech chrześcijan
związanych ślubem nazireatu i przez to publicznie okazał swą wierność wobec przepisów
Prawa. Apostoł przyjął propozycję św. Jakuba, ale to, co miało uspokoić przeciwników,
stało się początkiem konfliktu, który doprowadził do aresztowania św. Pawła.
„Żydzi
z Azji, ujrzawszy go w świątyni, podburzyli cały tłum i rzucili się na niego z krzykiem:
«Izraelici! Na pomoc! To jest człowiek, który wszędzie naucza wszystkich przeciwko
narodowi i Prawu, i temu miejscu, a nadto jeszcze Greków wprowadził do świątyni i
zbezcześcił to święte miejsce». Przedtem bowiem widzieli z nim w mieście Trofika z
Efezu i sądzili, że Paweł wprowadził go do świątyni. Poruszyło się całe miasto, zbiegł
się lud, porwali Pawła i wlekli go poza świątynię. Natychmiast też zamknięto bramy.
Gdy usiłowali go zabić, doszła do trybuna kohorty wiadomość, że całe Jeruzalem jest
wzburzone. Natychmiast wziął żołnierzy i setników i zbiegł do nich na dół. Na widok
trybuna i żołnierzy zaprzestano bić Pawła. Gdy trybun przybliżył się, kazał go ująć,
związać dwoma łańcuchami i dopytywał się, kim jest i co uczynił” (Dz 21,27-33).
Dowiadujemy
się następnie z Dziejów Apostolskich, że trybun w ogólnym zamieszaniu niczego nie
mógł się dowiedzieć ani tym bardziej zrozumieć, dlaczego występują przeciwko temu
człowiekowi. Dopiero gdy polecił odprowadzić więźnia w kierunku twierdzy, a krzyczący
tłum pozostał na dole, św. Paweł zwrócił się do trybuna z prośbą, aby zezwolił mu
przemówić do rzeszy. Dodał przy tym, że jest obywatelem rzymskim rodem z Tarsu, co
prawdopodobnie spowodowało, że trybun wyraził zgodę na jego prośbę.
„Bracia
i ojcowie [rozpoczął św. Paweł], słuchajcie, co teraz wam powiem na swoją obronę.
(…) Ja jestem Żydem – mówił – urodzonym w Tarsie w Cylicji. Wychowałem się jednak
w tym mieście, u stóp Gamaliela otrzymałem staranne wykształcenie w prawie ojczystym.
Gorliwie służyłem Bogu, jak wy wszyscy dzisiaj służycie. Prześladowałem tę drogę,
głosując nawet za karą śmierci, wiążąc i wtrącając do więzienia mężczyzn i kobiety,
co może poświadczyć zarówno arcykapłan, jak i cała starszyzna” (Dz 22,1.3-5).
Apostoł
opowiedział następnie szczegółowo o swojej podróży do Damaszku z zamiarem uwięzienia
tamtejszych chrześcijan, a przede wszystkim o wizji, jaką miał, dojeżdżając do miasta,
i jej konsekwencjach dla jego sposobu myślenia i postępowania. W końcowej części wystąpienia
podkreślił misję, jaką już w Jerozolimie zlecił mu sam Chrystus: „Idź – powiedział
do mnie – bo Ja cię poślę daleko, do pogan” (Dz 22,20-21).
Łukasz dodaje, że
„słuchali go aż do tych słów. Potem krzyknęli: «Precz z ziemi z takim, nie godzi się
bowiem, aby on żył!». Kiedy oni krzyczeli i zrzucali szaty, i piasek wyrzucali w powietrze,
trybun rozkazał wprowadzić go do twierdzy i biczowaniem wydobyć zeznanie, aby się
dowiedzieć, dlaczego tak przeciwko niemu krzyczeli” (Dz 22,22-24).
Spróbujmy
wyobrazić sobie tę scenę. Przede wszystkim jest obecny przedstawiciel prawa, nieznany
nam bliżej trybun, który zwyczajowo przebywał w twierdzy Antonia i dowodził rzymskim
oddziałem wojskowym. Nie wiemy, na ile go interesowały sprawy religijne, ale był odpowiedzialny
za porządek i chciał również w tym przypadku szybko zaprowadzić spokój w mieście.
Jest
następnie tłum: wrzeszczący, zrzucający szaty, rzucający piasek w powietrze; tłum
nieobliczalny, łatwy do manipulowania i podjudzania, gotowy na wszystko, byleby pozbyć
się niewygodnego Apostoła.
I wreszcie jest On: związany dwoma łańcuchami, przemawiający
niezwykle spokojnie, opowiadający o swoim życiu, o tym, że kiedyś prześladował chrześcijan,
o spotkaniu z Chrystusem, o wypełnianiu powierzonego mu przez Niego zadania. Przeżył
już wiele cierpień fizycznych i duchowych, w niektórych przypadkach ledwie uszedł
z życiem, w innych skończyło się na odniesionych ranach, na głodzie i pragnieniu,
na opuszczeniu… Naprawdę te łańcuchy nie wywierały już na nim większego wrażenia.
Czy jednak zdawał sobie sprawę z tego, że przeżywa dopiero pierwszy etap wszczętego
przeciw niemu procesu, który miał trwać długie lata? Że będzie stawał kolejno przed
kilkoma trybunałami?
Trudno odpowiedzieć na te i podobne pytania, ale jednego
możemy być pewni: św. Paweł był przekonany, że rozpoczyna się w jego życiu nowy okres
cierpień i dawania świadectwa Temu, który cierpiał jeszcze więcej i który w tym fizycznym
i moralnym bólu będzie mu do końca towarzyszył. Czy mamy podobną ufność w trudnych
chwilach naszego życia i w bolesnych doświadczeniach trwających niekiedy długie lata?
S. Grażyna Wojnowska, pallotynka, tak pisze o tym w niedawno wydanym tomiku
wierszy zatytułowanym Wszystko w życiu jest ważne (Mielec 2008, s. 115): „Gdy
chcę pisać o cierpieniu / cisza wokół we mnie w tobie / jakby już leżało w grobie
/ nieobecne / ależ ono jest odwieczne / zamyślone w sercu Boga / tak jak kropla rosy
ranem / by to wszystko co kochane / drogo było opłacane / łzą płynącą po policzku”.