Wielkopiątkowe kazanie o. Cantalamessy: śmierć Chrystusa odwraca rytm świtów i zmierzchów
świata i ludzkości
Głównym wydarzeniem Wielkiego Piątku w Watykanie była Liturgia Męki Pańskiej, której
przewodniczył w Bazylice św. Piotra Benedykt XVI. Zgodnie ze zwyczajem homilię podczas
nabożeństwa wygłosił kaznodzieja domu papieskiego. O. Raniero Cantalamessa poświęcił
ją uniwersalności wydarzenia, jakim była śmierć Chrystusa. Zgodnie ze starożytną tradycją,
narzędzie męki jakim jest krzyż, staje się wielkim znakiem pojednania nieba ze światem
oraz między wszystkimi ludami ziemi.
Jako współczesne wyzwanie dla uniwersalności
wiary kaznodzieja wskazał postmodernistyczny ateizm, którego symbolem stały się slogany
umieszczone na miejskich autobusach: „Boga prawdopodobnie nie ma. Przestań się zamartwiać
i ciesz się życiem”. Zdaniem włoskiego kapucyna najbardziej zastanawiająca jest ostatnia
część tego hasła. Oznacza ona przekonanie, że wiara w Boga przeszkadza cieszyć się
życiem. Współczesny świat odrzucił rozpowszechnioną ideę cierpienia jako wynagrodzenia
ofiarowanego Bogu za grzechy, a wraz z tym odrzucił samego Boga. Tymczasem, jak wyjaśniał
już św. Paweł, to nie człowiek ofiaruje coś Bogu, ale sam Bóg wychodzi z inicjatywą
pojednania. I nie chodzi o rzeczy banalne, bowiem grzech rozumiany jest jako fundamentalne
poddanie świata „marności”, które znajduje swe odzwierciedlenie również na polu społecznym.
„Powstają
niekończące się analizy obecnego kryzysu gospodarczego i jego przyczyn - mówił o.
Cantalamessa. - Ale czy ktoś odważy się przyłożyć siekierę do korzeni i powiedzieć
coś o grzechu? Niezaspokojoną chciwość Apostoł nazywa «bałwochwalstwem», a niepohamowaną
żądzę pieniędzy «korzeniem wszelkiego zła». Czyż możemy mu zaprzeczyć? Światowe elity
finansowe i gospodarcze stały się oszalałą lokomotywą bez hamulców, nie liczącą się
z resztą pociągu pozostawioną w tyle. Wszyscy jechaliśmy pod prąd”.
O. Cantalamessa
wskazał, iż śmierć Chrystusa nadała nowy sens wszelkiemu ludzkiemu cierpieniu, także
niezawinionemu, niczym niedawne trzęsienie ziemi w Abruzji. Tragedie tego rodzaju
ukazują, że koleje życia przypominają falowanie morza: za szczytami radości podąża
otchłań cierpienia. Wyraźnie pokazują to dramaty wszelkiego rodzaju nadużyć: narkotyków,
seksu, przemocy. Za falą przyjemności nadciąga rozkład moralny i fizyczny. Chrystus
odwraca ten nieuchronny porządek rzeczy: Jego cierpienie prowadzi do życia i radości,
i to w sposób trwały, także w odniesieniu do nas.
„Ta nowa relacja między
cierpieniem i przyjemnością odzwierciedla się w odliczaniu rytmu czasu w Biblii -
kontynuował zakonnik. - Według ludzkiej rachuby, dzień zaczyna się świtem i kończy
zmierzchem; w Biblii rozpoczyna się nocą, a kończy w dzień: «I tak upłynął wieczór
i poranek - dzień pierwszy» - czytamy w opowieści o stworzeniu. Nie jest bez znaczenia,
że Jezus umiera wieczorem, a zmartwychwstaje o poranku. Bez Boga życie jest dniem,
który kończy się nocą; z Bogiem jest to noc, która kończy się dniem, i to dniem nie
znającym zachodu”.
Jak zauważył w tym kontekście kaznodzieja domu papieskiego,
ateistyczne hasło na londyńskich autobusach czytają także przeżywający noc życia,
czyli jakąś osobistą tragedię. Jak mają „cieszyć się życiem”, skoro „prawdopodobnie
Boga nie ma”? Cierpienie pozostaje dla wszystkich tajemnicą, szczególnie cierpienie
niewinnych, jednak bez wiary w Boga staje się ono bezdennie absurdalne. Ateizm to
luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko uprzywilejowani życiowi szczęściarze –
dodał o. Cantalamessa.
„To nie jedyna niedorzeczność reklamowego konceptu
- zaznaczył. - «Bóg prawdopodobnie nie istnieje»: a zatem być może jednak istnieje,
nie można całkowicie wykluczyć, że jest. Lecz, drogi bracie niewierzący, jeśli Boga
nie ma ja nic nie straciłem; jeśli jednak jest, ty straciłeś wszystko! Powinniśmy
niemal podziękować tym, którzy wszczęli tę kampanię reklamową; posłużyła ona Bożej
sprawie bardziej, niż wiele naszych argumentów apologetycznych. Ukazała słabość swoich
racji i przyczyniła się do poruszenia wielu uśpionych sumień”.