Polski misjonarz postrzelony w Demokratycznej Republice Konga żyje i nie zagraża mu
niebezpieczeństwo. Ks. Wiesław Kantor, pallotyn, został wczoraj napadnięty na drodze
z Ntamugenga do Rutshuru, około 70 km na północ od Gomy, stolicy regionu Północne
Kiwu. Kule trafiły w brzuch, jednak nie uszkodziły organów wewnętrznych.
„Ks.
Wiesław aktualnie czuje się dobrze, tzn. jego życie nie jest zagrożone” – powiedział
Radiu Watykańskiemu pracujący w Rutshuru ks. Jerzy Kotwa SAC. Wyjaśnił, że w szpitalu
zrobiono dwa zdjęcia rentgenowskie, szukając kul, jednak ich nie znaleziono. Nie stwierdzono
też przestrzelonych jelit. „To nas nieco uspokoiło. Miał dużo szczęścia. To była akurat
godz. 15, czyli godzina miłosierdzia” – zauważył pallotyn. Dodał, że ks. Wiesław obecnie
przebywa na intensywnej terapii, lekarze mówią, że potrzebuje spokoju.
Pytany,
czy polscy misjonarze w Kongu nie obawiają się o swoje życie, ks. Kotwa krótko stwierdził,
że są tam na duszpasterskim posterunku. Ks. Wiesław wracał ze skupienia przygotowującego
wiernych do Wielkanocy. „Zawsze istnieje obawa, że może się coś wydarzyć, zwłaszcza,
że sytuacja po starciach różnych grup zbrojnych, które tutaj właśnie działały, nie
jest jasna” – przyznał ks. Jerzy Kotwa.
O sprawcach wczorajszego napadu nic
nie wiadomo. „Wyskoczyli nagle, zaczęli strzelać. Przypuszczamy, że cel mógł być,
jak niemal zawsze, rabunkowy. Możliwe, że napastnicy się spóźnili i nie chcąc, żeby
okazja przeszła im koło nosa, zaczęli strzelać” – powiedział misjonarz z Konga.
Ks.
Wiesław Kantor niedawno przeszedł operację serca po rozległym zawale, jaki przeżył
w grudniu ubiegłego roku. Nie chciał jednak wyjechać do kraju na rekonwalescencję.
Ranny kapłan od 1987 roku, z krótką przerwą, jest proboszczem w parafii Rutshuru.
Na misje wyjechał 27 lat temu. Pochodzi z Korzennej koło Nowego Sącza.